niedziela, 31 maja 2015

Rozdział XXI

- Musisz iść ze mną na policję- Elena spojrzała błagalnie na Damona.
- Nie ma mowy- zaprotestował szatyn. Założył ramię na ramię i wyglądał, jakby nie miał zamiaru ustąpić.
- Proszę. Nie chcę tam iść sama- dziewczyna po krótkiej chwili wahania złapała jego dłoń w swoje drobne ręce.



- Zadzwoń do Stefana- poradził jej. Jednak łatwo było dostrzec, że jego nastawienie powoli ulega zmianie. Już nie miał tak pewnej miny, jak jeszcze przed chwilą.
- Nie zostawiaj mnie z tym…- szepnęła.
- Dobra. Niech będzie- westchnął zrezygnowany. Wyrwał rękę, wziął kurtkę i ruszył do wyjścia- Idziesz, czy nie?- odwrócił się do szatynki, która była ciągle w szoku, że udało jej się go tak szybko przekonać.
- Tak- przytaknęła i podążyła za nim…
* * *
 Caroline wypuściła cicho powietrze. Udało jej się wejść po schodach z wielkim trudem. Otwarła drzwi. Na szczęście nie wydały z siebie żadnego dźwięku. Wyszła na zewnątrz i o mało, co nie zwymiotowała.
 W pomieszczeniu, w którym się znalazła okropnie śmierdziało. Dziewczyna zasłoniła nos, rękawem bluzki, którą miała na sobie. Było tu tak ciemno, że nie widziała, gdzie się kierować. Ruszyła, więc wzdłuż ściany. Liczyła, że w ten sposób znajdzie wyjście.
 W pewnym momencie się potknęła i wylądowała na podłodze.
- O fuu…- nie mogła się powstrzymać od komentarza. Chyba właśnie znalazła źródło smrodu. Próbowała się podnieść, ale jakoś jej się nie udało. W końcu jej wzrok trochę przyzwyczaił się do ciemności i z przerażeniem odkryła, na czym leżała.
 Było to ciało, ciało pana Tannera…
 Zasłoniła usta dłonią i szybko podniosła się z podłogi. Do oczu napłynęły jej łzy. Mężczyzna był bardzo pobity i zdecydowanie martwy…
 Caroline postanowiła iść dalej. Wreszcie natrafiła ręką na klamkę od drzwi. Nacisnęła ją i poczuła na swojej twarzy świeże powietrze. Ku swojej ogromnej uldze znalazła się na dworze…
* * *
 Richard Lockwood od kilku tygodni zastanawiał się, jak poinformować swojego syna o tak zwanej klątwie rodzinnej. Najpierw postanowił napisać to w liście, ale potem stwierdził, że musi powiedzieć mu to prosto w twarz.
- Tyler. Pogadajmy- kiedy zobaczył szatyna od razu go zatrzymał.
- Nie teraz. Caroline została porwana- chłopak zignorował ojca. Narzucił na siebie kurtkę i wyszedł z domu.
- Świetnie- syknął mężczyzna do siebie.
- Nie powiedziałeś mu?- Carol, matka Tylera niespodziewanie pojawiła się w salonie.
- Nie dał mi dojść do słowa- westchnął Richard.
- Masz jeszcze czas, przecież- uspokoiła go. Przytuliła się do niego.
- Tylko żeby nie było za późno- odparł burmistrz…
* * *
 Bonnie odebrała telefon od Eleny i natychmiast zgodziła się na spotkanie. Czekała już kilka minut i wreszcie dostrzegła przyjaciółkę. Nie była jednak sama. Szedł z nią jakiś przystojny szatyn, ubrany w skórzaną kurtkę. Nie miał zbyt szczęśliwej miny, za to Elena wyglądała na bardzo zdeterminowaną.
- Kto to jest?- Bonnie była zaciekawiona nieznajomym towarzyszem przyjaciółki.
- Damon, brat Stefana- wyjaśniła dziewczyna.
- Słucham?- brunetce szczęka opadła. Tego się kompletnie nie spodziewała.
- Miło poznać- wtrącił się chłopak do rozmowy.
- On wie, gdzie jest Caroline- przerwała roztrząsanie tematu Elena.
- W takim razie musimy iść prędko na posterunek- Bonnie ruszyła w kierunku komisariatu bez wahania.
 Po kilku minutach byli już na miejscu. Wpadli do środka. Niestety nikogo tam nie zastali.
- Gdzie są wszyscy?- Damon wyraził myśli całej trójki.
- Może w celach?- podsunęła Elena niepewnie. Ruszyła przodem i pierwsza znalazła się w pomieszczeniach, w których przetrzymywano więźniów.
- No nareszcie!- jakiś chłopak podszedł do krat i szarpnął nimi.
- Klaus?- zawołała Bonnie.
- Damon?- w oczach Elijah pojawiała się wściekłość.
- Witaj- Salvatore okropnie zbladł. Pomimo tego starał się zachować swoją zwykłą pewność siebie.
- Uwolnicie nas?- młodszy z Brytyjczyków spojrzał na nich błagalnie.
- Jasne. Jedziemy szukać Caroline. Wiemy, gdzie jest- Elena złapała pęk kluczy, który leżał na biurku i otwarła celę. Bracia wyszli natychmiast na zewnątrz.
- Daj spokój. Musimy jechać- Klaus złapał bruneta za ramię- Potem pomyślimy, co robić- obiecał mu. Damon wyglądał, jakby zamierzał się gdzieś ukryć. Stał w pewnym oddaleniu od reszty z bardzo niepewną miną.
- Masz rację. Caroline jest najważniejsza- zgodził się mężczyzna i pierwszy wspiął się po schodach…
* * *
 Katherine postanowiła po raz kolejny udawać Elenę. Wyprostowała włosy, zrobiła zdecydowanie delikatniejszy makijaż i ubrała się o wiele skromniej, niż zawsze.
 Zadowolona z efektu, który otrzymała ruszyła na poszukiwanie Stefana. Widziała go godzinę wcześniej w barze i miała nadzieję, że ciągle się tam znajduje, zapijając smutki w alkoholu.
 Jak pomyślała tak zrobiła. Zaledwie po kilku minutach była już na miejscu. Z zadowoleniem zauważyła, że chłopak siedzi przed barem. Poprawiła włosy i z uśmiechem na ustach weszła do środka.
- Elena…- Stefan był wyraźnie zaskoczony, że się tu pojawiła.
- Cześć- przywitała się z nim.
- Co tu robisz?- brunet spuścił głowę. Wziął do ręki szklankę i pociągnął z niej spory łyk.
- Przyszłam się z tobą zobaczyć- wyjaśniła.
- Czyli już się na mnie nie gniewasz?- spytał niepewnie.
- Eee…. Nie- przyznała Katherine. Nie wiedziała, o co złościł się jej sobowtór i liczyła, że Stefan nie będzie drążył tematu.
- Dlaczego nie odbierałaś telefonu?- ton chłopaka zmienił się. Teraz mówił z wyrzutem.
- No proszę cię… Dajmy temu spokój- szatynka machnęła ręką i nachyliła się w jego kierunku. Zamierzała go pocałować.




Byli już tylko kilka centymetrów od siebie, gdy Stefan roześmiał się nagle.
- Co się stało?- spytała niespokojnie dziewczyna.
- W co ty grasz, Katherine?- brunet złapał jej nadgarstek, kiedy ta podniosła się z krzesła i próbowała uciec.
- Jednak nie jesteś, aż taki głupi- uśmiechnęła się w charakterystyczny dla siebie sposób i wróciła z powrotem na swoje miejsce.
- Zaczniemy od początku- zaproponował- Jakim cudem przeżyłaś?- dziewczyna rozsiadła się wygodniej i spojrzała na niego z rozbawieniem.
„Teraz się zabawimy…”- pomyślała…



* * *
 Elena, Bonnie, Damon i bracia Mikaelson wsiedli do samochodu Elijah i ruszyli do miejsca, w którym przetrzymywano Caroline.
 Łatwo było dostrzec, że rodzina Salvatore nie za bardzo lubiła się z rodem Brytyjczyków. Damon milczał całą drogę i miał minę, jak zbity pies. Elijah natomiast aż kipiał ze wściekłości. Tylko Klaus wyglądał na bardziej strapionego, niż złego. Najwyraźniej naprawdę martwił się o Caroline.
 Po kilkunastu minutach wreszcie dotarli na miejsce. Na spotkanie im wyszła szeryf Forbes. Nie miała zbyt szczęśliwej miny.
- Gdzie Caroline?- spytała Bonnie.
- Nie ma jej tu, ale za to znaleźliśmy wszystkie zaginione osoby- odparła kobieta.
- To chyba dobrze, co nie?- ostrożnie zauważył Damon.
- Nie żyją a śladu po Caroline nie ma- szeryf przygryzła wargę i odeszła. Przez chwilę cała piątka patrzyła niepewnie na siebie. W końcu odezwał się Klaus.
- Ona na pewno tu była. Może udało jej się uciec. Przeszukajmy lasy- zaproponował podekscytowany.
- Dobry pomysł- zgodziła się Elena. Poczuła, że to naprawdę może się udać- Pójdziemy parami- dodała po krótkim namyśle.
- Jest nas pięciu- Elijah był sceptycznie nastawiony do tego pomysłu.
- Już sześciu- znikąd pojawił się Kol.
- Co ty tu robisz?- zdenerwował się najstarszy z braci.
-  Pojechaliście sami. Nikt mi nic nie wyjaśnił, więc postanowiłem sam się dowiedzieć. Śledziłem was- wzruszył ramionami.
- Dobrze. W takim razie, ja idę z Eleną- przerwał dyskusję Damon. Nie miał zamiaru wpaść, na któregoś z Mikaelsonów. Tym bardziej, że było ich obecnie trzech a on pozostał sam.
- Kol i Bonnie, oraz ja i Klaus- Elijah skinął głową.

Podzielili jeszcze, gdzie kto ma iść i ruszyli na poszukiwanie. Mieli nadzieję, że szybko uda im się znaleźć przyjaciółkę…


***

Rozdział XXI !!! Teraz został już tylko wielki finał ;) Obiecuję, że wiele spraw się wyjaśni, chociaż zostanie kilka tajemnic do odkrycia na drugi sezon :) Zapraszam do śledzenia bloga, już wkrótce XXII część :)

Pamiętniki Wampirów Always and forever <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz