- Tak. Ta lokata jest
doskonałym wyborem. Zapewni państwu możliwość wypłacania pieniędzy w każdej
chwili i dodatkowo gwarantowany jest duży zysk- tłumaczył Elijah ze spokojem.
Mężczyzna umiał być przekonujący. Ludzie chętnie go słuchali a w szczególności
kobiety, którym bardzo się podobał.
W tym momencie dostał SMS-a. Zerknął
dyskretnie na wyświetlacz telefonu.
„Zrobiłem to. Już nigdy się do mnie nie odezwie.
Sekret jest bezpieczny…”
Odetchnął lżej. Klaus wywiązał się z zadania.
Zresztą tak, jak zawsze. Dla nich rodzina była najważniejsza i nikt nie był w
stanie tego zmienić.
„ Zawsze i na zawsze”
odpisał bratu i wrócił do
przekonywania klientów…
* * *
- Aha i Jeremy…- Jenna
powstrzymała siostrzeńca przed wejściem do domu.
- Co jest ciociu?- spytał
zaskoczony blondyn.
- Nie wspominaj Elenie o
tym, co ci się przytrafiło. Ostatnio ma sporo na głowie- Jenna spojrzała
poważnie na chłopaka.
- Jasne. Nie mam zamiaru
dodatkowo jej martwić. Zwłaszcza po tym, jak znalazła tego trupa- obiecał
Jeremy.
Już bez żadnych problemów weszli do środka.
- Pójdę z nią pogadać-
zaproponował chłopak i ruszył do pokoju siostry.
Zapukał, kiedy usłyszał
‘proszę’ otworzył drzwi.
- Jak się czujesz?-
zapytał. Szatynka leżała na łóżku i wyglądała na bardzo nieszczęśliwą.
- Po prostu źle. Dlaczego
to ja musiałam znaleźć tego trupa?- odparła ze złością. Nigdy nie mieli przed
sobą tajemnic, dlatego tak otwarcie mu o tym opowiedziała.
- Gdybym mógł to
pozwoliłbym ci o wszystkim zapomnieć, ale nie potrafię- westchnął Jeremy.
Pogładził dziewczynę po głowie.
- Najważniejsze, że tu
jesteś i wspierasz mnie- uśmiechnęła się do niego i mocno go przytuliła.
Blondyn odwzajemnił uścisk bez wahania…
* * *
- Możemy wyjechać do
Europy i tam szukać ratunku- zaproponowała niepewnie pani Bennet.
- To nic nie da. Nie będą
mogli mi tam pomóc- Bonnie nie chciała spędzić ostatnich tygodni życia na
włóczeniu się po klinikach.
- W takim razie to już
sama nie wiem- westchnęła zdołowana kobieta.
- Czy mama i babcia też na
to zmarły?- spytała brunetka ostrożnie. Babcia nie lubiła tych tematów.
- Jaka ja jestem głupia…-
pacnęła się w czoło.
- Co się stało?- nie
rozumiała Bonnie.
- Twoja matka żyje. Musimy
się tylko z nią skontaktować i dowiedzieć wszystkiego- wyjaśniła pani Bennet ze
spokojem.
Wnuczka spojrzała na babcię. Czyżby naprawdę
to mogło być prawdą? Czy wreszcie pojawiła się dla niej nadzieja? Nie
spodziewała się tego. Już dawno żyła bez tego uczucia w sercu…
* * *
Caroline zasiadła do komputera i włączyła go.
Kiedy przeglądarka już wyświetliła jej stronę główną to zawahała się.
Normalnie zalogowałaby się na facebooka,
przejrzała zdjęcia, napisała do kogoś, ale wyjątkowo dziś nie miała na to
ochoty.
Postanowiła zrobić coś innego. Wpisała w gogle
„Bill Forbes”. Liczyła, że może znajdzie jakieś informację o swoim ojcu.
Od dawna się do niej nie odezwał i naprawdę
martwiła się o niego. Miał wyjechać tylko na kilka tygodni i często dzwonić,
ale od dnia, w którym opuścił Mystic Falls nie otrzymała od niego żadnej
informacji.
Przejrzała bez większego zainteresowania kilka
stron. Niestety żaden ze znalezionych wyników nie dotyczył pana Forbesa.
Caroline lekko zawiedziona włączyła w końcu
facebooka a tam wiadomość od Klausa. Natychmiast ją odczytała.
„ Caroline, jest mi bardzo
przykro. Wiem, że mnie nienawidzisz i uwierz mi tak będzie dla ciebie lepiej.
Nie odpisuj, nie dzwoń… To koniec”
Co on sobie myślał? Że napisze jej tajemniczą
wiadomość, z której nic nie będzie wynikało i wszystko będzie ok.? Otóż nie!
Ona mu tego zachowania nigdy nie wybaczy. Już zawsze będzie dla niej tylko
bezdusznym draniem…
* * *
- Gdzie byłaś?- spytał
Kol, kiedy tylko Rebekah wróciła do domu.
- Musiałam coś załatwić-
odparła zapytana. Wiedziała, że czeka ją teraz przesłuchanie.
- Co takiego? Mam
nadzieję, że nie poszłaś gadać z tym pajacem?- brunet założył ramię na ramię i
spojrzał na nią surowo.
- A nawet jeśli to co? Nie
jesteś moim ojcem!- zdenerwowała się blondynka.
- Ale jestem twoim bratem
i martwię się- wyjaśnił już znacznie spokojniejszym tonem.
- Poradzę sobie- obiecała
mu. Nie lubiła, kiedy wszyscy traktowali ją, jak dziecko a było tak zawsze.
Nazywali ją oczkiem w głowie całej rodziny.
- Czemu ty chociaż raz nie
możesz mnie posłuchać? Chcę dla ciebie dobrze. Ten dupek na ciebie nie
zasługuje- Kol znowu podniósł głos.
- Ok. Jakby choć trochę
interesowało mnie twoje zdanie- zaperzyła się Rebekah.
- Co jest młodzi?- Klaus
właśnie wszedł do salonu. Nie wyglądał najlepiej. Miał nieszczęśliwą minę i był
bardzo przybity.
- On znowu chce mną
rządzić- poskarżyła się natychmiast blondynka.
- Ona nie potrafi docenić
braterskiej pomocy- Kol i Rebekah zaczęli przekrzykiwać się nawzajem.
- Spokój!- wrzasnął po
chwili Klaus. Bliźniaki natychmiast umilkły. Ton brata przeraził ich i zamknął
im usta, chociaż na chwilę.
- Ty nie interesuj się tak
jej życiem, a ty zrozum, że zależy nam na tobie- wskazał kolejno na Kola a potem
na siostrę.
- Ale…- Rebekah próbowała
protestować, lecz zimne spojrzenie starszego brata odebrało jej chęć do kłótni.
- No i żebym was więcej
nie słyszał- zakończył blondyn i wyszedł z pomieszczenia…
* * *
- Matt…- Elena przyszła na
posterunek policji. Wiedziała, że zastanie tutaj swojego przyjaciela.
- Cześć- przywitał się
chłopak. Wyglądał, jak kupa nieszczęścia. Martwił się o siostrę i było to po
nim mocno widać.
- Może wróć na noc do nas.
Prześpisz się i rano wznowią poszukiwania- zaproponowała szatynka. Przysiadła
się do blondyna.
- A jeśli w czasie mojego snu coś się wydarzy?
Jeśli znajdą Vicky i będzie potrzebowała wsparcia? I mnie miałoby przy niej nie
być? Nie wybaczyłbym tego sobie- wyrzucił z siebie na jednym tchu.
Elena chwilę milczała. Po chwili rozsiadła się
wygodniej.
- Co robisz?- spytał Matt. Nie miał pojęcia,
co mogło znaczyć zachowanie przyjaciółki.
- A jak myślisz? Nie
zostawię cię samego. Poczekamy razem- wyjaśniła z uśmiechem…
* * *
Pan Alaric Saltzman ostrożnie otworzył jedną z
szuflad biurka. Rozejrzał się dokładnie dookoła i dopiero, kiedy upewnił się,
że jest sam wyjął pudełko. Było ono czarne, właściwie to nic specjalnie
interesującego…
Jedna rzecz burzyła obraz spokojnego,
małomiasteczkowego nauczyciela. Broń, a właściwie to pistolet.
Saltzman sprawdził, czy wszystko z nim w
porządku i odłożył go z powrotem.
Wziął do ręki kolejny przedmiot. Było to
zdjęcie. Uśmiechnął się do pięknej szatynki o dużych oczach, która na nim
widniała.
- Znajdę go. Obiecuję-
wyszeptał…
* * *
Dziewczyna, która właśnie zjawiła się na
dworcu w Mystic Falls, zdawała się pochodzić z innego świata.
Wyglądała niczym jakaś modelka. Miała
doskonale ułożone loki na głowie. Ponadto ubrała się w obcisłe rurki, skórzaną
kurtkę a na nogach nosiła buty z bardzo wysokim obcasem.
Szła, jakby doskonale wiedziała, gdzie się
kieruje. Wyciągnęła rękę po swoją walizkę i udała się na postój taksówek.
- Witam, gdzie panią
zawieźć?- zapytał kierowca.
- Do najlepszego hotelu w
mieście poproszę- odpowiedziała z uśmiechem.
- Się robi- mężczyzna skinął
głową i ruszył z piskiem opon…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz