środa, 20 maja 2015

Rozdział XI

- Tak. Ta lokata jest doskonałym wyborem. Zapewni państwu możliwość wypłacania pieniędzy w każdej chwili i dodatkowo gwarantowany jest duży zysk- tłumaczył Elijah ze spokojem. Mężczyzna umiał być przekonujący. Ludzie chętnie go słuchali a w szczególności kobiety, którym bardzo się podobał.
 W tym momencie dostał SMS-a. Zerknął dyskretnie na wyświetlacz telefonu.
„Zrobiłem to. Już nigdy się do mnie nie odezwie. Sekret jest bezpieczny…”
 Odetchnął lżej. Klaus wywiązał się z zadania. Zresztą tak, jak zawsze. Dla nich rodzina była najważniejsza i nikt nie był w stanie tego zmienić.
„ Zawsze i na zawsze”
odpisał bratu i wrócił do przekonywania klientów…
* * *
- Aha i Jeremy…- Jenna powstrzymała siostrzeńca przed wejściem do domu.
- Co jest ciociu?- spytał zaskoczony blondyn.
- Nie wspominaj Elenie o tym, co ci się przytrafiło. Ostatnio ma sporo na głowie- Jenna spojrzała poważnie na chłopaka.
- Jasne. Nie mam zamiaru dodatkowo jej martwić. Zwłaszcza po tym, jak znalazła tego trupa- obiecał Jeremy.
 Już bez żadnych problemów weszli do środka.
- Pójdę z nią pogadać- zaproponował chłopak i ruszył do pokoju siostry.
Zapukał, kiedy usłyszał ‘proszę’ otworzył drzwi.
- Jak się czujesz?- zapytał. Szatynka leżała na łóżku i wyglądała na bardzo nieszczęśliwą.
- Po prostu źle. Dlaczego to ja musiałam znaleźć tego trupa?- odparła ze złością. Nigdy nie mieli przed sobą tajemnic, dlatego tak otwarcie mu o tym opowiedziała.
- Gdybym mógł to pozwoliłbym ci o wszystkim zapomnieć, ale nie potrafię- westchnął Jeremy. Pogładził dziewczynę po głowie.
- Najważniejsze, że tu jesteś i wspierasz mnie- uśmiechnęła się do niego i mocno go przytuliła. Blondyn odwzajemnił uścisk bez wahania…
* * *
- Możemy wyjechać do Europy i tam szukać ratunku- zaproponowała niepewnie pani Bennet.
- To nic nie da. Nie będą mogli mi tam pomóc- Bonnie nie chciała spędzić ostatnich tygodni życia na włóczeniu się po klinikach.
- W takim razie to już sama nie wiem- westchnęła zdołowana kobieta.
- Czy mama i babcia też na to zmarły?- spytała brunetka ostrożnie. Babcia nie lubiła tych tematów.
- Jaka ja jestem głupia…- pacnęła się w czoło.
- Co się stało?- nie rozumiała Bonnie.
- Twoja matka żyje. Musimy się tylko z nią skontaktować i dowiedzieć wszystkiego- wyjaśniła pani Bennet ze spokojem.
 Wnuczka spojrzała na babcię. Czyżby naprawdę to mogło być prawdą? Czy wreszcie pojawiła się dla niej nadzieja? Nie spodziewała się tego. Już dawno żyła bez tego uczucia w sercu…
* * *
 Caroline zasiadła do komputera i włączyła go. Kiedy przeglądarka już wyświetliła jej stronę główną to zawahała się.
 Normalnie zalogowałaby się na facebooka, przejrzała zdjęcia, napisała do kogoś, ale wyjątkowo dziś nie miała na to ochoty.
 Postanowiła zrobić coś innego. Wpisała w gogle „Bill Forbes”. Liczyła, że może znajdzie jakieś informację o swoim ojcu.
 Od dawna się do niej nie odezwał i naprawdę martwiła się o niego. Miał wyjechać tylko na kilka tygodni i często dzwonić, ale od dnia, w którym opuścił Mystic Falls nie otrzymała od niego żadnej informacji.
 Przejrzała bez większego zainteresowania kilka stron. Niestety żaden ze znalezionych wyników nie dotyczył pana Forbesa.
 Caroline lekko zawiedziona włączyła w końcu facebooka a tam wiadomość od Klausa. Natychmiast ją odczytała.
„ Caroline, jest mi bardzo przykro. Wiem, że mnie nienawidzisz i uwierz mi tak będzie dla ciebie lepiej. Nie odpisuj, nie dzwoń… To koniec”
 Co on sobie myślał? Że napisze jej tajemniczą wiadomość, z której nic nie będzie wynikało i wszystko będzie ok.? Otóż nie! Ona mu tego zachowania nigdy nie wybaczy. Już zawsze będzie dla niej tylko bezdusznym draniem…
* * *
- Gdzie byłaś?- spytał Kol, kiedy tylko Rebekah wróciła do domu.
- Musiałam coś załatwić- odparła zapytana. Wiedziała, że czeka ją teraz przesłuchanie.
- Co takiego? Mam nadzieję, że nie poszłaś gadać z tym pajacem?- brunet założył ramię na ramię i spojrzał na nią surowo.
- A nawet jeśli to co? Nie jesteś moim ojcem!- zdenerwowała się blondynka.
- Ale jestem twoim bratem i martwię się- wyjaśnił już znacznie spokojniejszym tonem.
- Poradzę sobie- obiecała mu. Nie lubiła, kiedy wszyscy traktowali ją, jak dziecko a było tak zawsze. Nazywali ją oczkiem w głowie całej rodziny.
- Czemu ty chociaż raz nie możesz mnie posłuchać? Chcę dla ciebie dobrze. Ten dupek na ciebie nie zasługuje- Kol znowu podniósł głos.
- Ok. Jakby choć trochę interesowało mnie twoje zdanie- zaperzyła się Rebekah.
- Co jest młodzi?- Klaus właśnie wszedł do salonu. Nie wyglądał najlepiej. Miał nieszczęśliwą minę i był bardzo przybity.
- On znowu chce mną rządzić- poskarżyła się natychmiast blondynka.
- Ona nie potrafi docenić braterskiej pomocy- Kol i Rebekah zaczęli przekrzykiwać się nawzajem.
- Spokój!- wrzasnął po chwili Klaus. Bliźniaki natychmiast umilkły. Ton brata przeraził ich i zamknął im usta, chociaż na chwilę.
- Ty nie interesuj się tak jej życiem, a ty zrozum, że zależy nam na tobie- wskazał kolejno na Kola a potem na siostrę.
- Ale…- Rebekah próbowała protestować, lecz zimne spojrzenie starszego brata odebrało jej chęć do kłótni.
- No i żebym was więcej nie słyszał- zakończył blondyn i wyszedł z pomieszczenia…
* * *
- Matt…- Elena przyszła na posterunek policji. Wiedziała, że zastanie tutaj swojego przyjaciela.
- Cześć- przywitał się chłopak. Wyglądał, jak kupa nieszczęścia. Martwił się o siostrę i było to po nim mocno widać.
- Może wróć na noc do nas. Prześpisz się i rano wznowią poszukiwania- zaproponowała szatynka. Przysiadła się  do blondyna.
- A  jeśli w czasie mojego snu coś się wydarzy? Jeśli znajdą Vicky i będzie potrzebowała wsparcia? I mnie miałoby przy niej nie być? Nie wybaczyłbym tego sobie- wyrzucił z siebie na jednym tchu.
 Elena chwilę milczała. Po chwili rozsiadła się wygodniej.
 - Co robisz?- spytał Matt. Nie miał pojęcia, co mogło znaczyć zachowanie przyjaciółki.
- A jak myślisz? Nie zostawię cię samego. Poczekamy razem- wyjaśniła z uśmiechem…
* * *
 Pan Alaric Saltzman ostrożnie otworzył jedną z szuflad biurka. Rozejrzał się dokładnie dookoła i dopiero, kiedy upewnił się, że jest sam wyjął pudełko. Było ono czarne, właściwie to nic specjalnie interesującego…
 Jedna rzecz burzyła obraz spokojnego, małomiasteczkowego nauczyciela. Broń, a właściwie to pistolet.
 Saltzman sprawdził, czy wszystko z nim w porządku i odłożył go z powrotem.
 Wziął do ręki kolejny przedmiot. Było to zdjęcie. Uśmiechnął się do pięknej szatynki o dużych oczach, która na nim widniała.
- Znajdę go. Obiecuję- wyszeptał…
* * *
 Dziewczyna, która właśnie zjawiła się na dworcu w Mystic Falls, zdawała się pochodzić z innego świata.
 Wyglądała niczym jakaś modelka. Miała doskonale ułożone loki na głowie. Ponadto ubrała się w obcisłe rurki, skórzaną kurtkę a na nogach nosiła buty z bardzo wysokim obcasem.
 Szła, jakby doskonale wiedziała, gdzie się kieruje. Wyciągnęła rękę po swoją walizkę i udała się na postój taksówek.
- Witam, gdzie panią zawieźć?- zapytał kierowca.
- Do najlepszego hotelu w mieście poproszę- odpowiedziała z uśmiechem.



- Się robi- mężczyzna skinął głową i ruszył z piskiem opon…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz