poniedziałek, 10 października 2016

Rozdział V



Stefan

            - Klaus Mikaelson, no proszę- wypaliłem. Nie pomyślałem nad tym, co mówię. Wypiłem za dużo i nie przejmowałem się konsekwencjami.
- Stefan Salvatore. Czyżby kolejny sobowtór zawrócił ci w głowie?- czy on mógł mieć na myśli Elenę? Oczywiście, że tak, bo nie było innych sobowtórów Katherine Pierce.
- Co tu robisz?- chciałem zmienić temat. Lepiej było, żeby Mikaelson nie interesował się za bardzo moją dziewczyną. W innym wypadku mogło grozić jej niebezpieczeństwo.
- Myślę, że wróciłem tu w podobnym celu, co i ty- odpowiedział i uśmiechnął się porozumiewawczo. No tak… Stał z Caroline, więc zapewne postanowił jej wyznać całą prawdę.
- Może mi ktoś wytłumaczy, co tutaj się dzieje?- blondynka zsunęła się z szafki i wpatrywała uporczywie w Klausa. Poczułem lekkie ukłucie zazdrości. Jak to było możliwe, że w ciągu jednego wieczora pierwotny, aż tak zawrócił jej w głowie?
- Jasne, Kochana. Znamy się ze Stefanem parę dobrych lat. Mieszkaliśmy kiedyś w tym samym mieście. Przez jakiś czas nawet podróżowaliśmy wspólnie- wzdrygnąłem się słysząc jego odpowiedź. Oczywiście nie mógł się powstrzymać i musiał wspomnieć okres, o którym pragnąłbym zapomnieć. Byłem wtedy Stefanem Rozpruwaczem. Wstydziłem się tego.
- Czekaj, mówiłeś że jak się nazywasz- Caroline potarła skronie, jakby starała się coś sobie przypomnieć. Nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym momencie do łazienki wparował kolejny koleś. Zerknąłem na niego i cały pobladłem. Tego było już za wiele…

Elena

            Impreza Tylera była kompletnym niewypałem. Najpierw Caroline wyrwała super ciacho, a potem jak na złość nigdzie nie mogłam odszukać Stefana. Chciałam mu się wyżalić, a potem podrażnić Forbes całując się z moim lubym przy niej.
- Witaj, Eleno- podszedł do mnie Damon, brat Stefana. Był niezwykle przystojny i miał w sobie coś, co mnie do niego przyciągało. Może to, że był nieprzewidywalny i przy tym seksownie tajemniczy.
- Hej- mruknęłam trochę obrażonym tonem. Chciałam, żeby zapytał, co się stało.
- Jak tam impreza?- nie podziałało. Usiadł koło mnie i zagadał nie oto, co bym chciała.
- Beznadzieja- odparłam wyraźnie nadąsana. Brunet spojrzał na mnie zaciekawiony.
- A to dlaczego?- spytał. Kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Jego twarz nabrała łagodniejszego wyrazu.
- Wszyscy mnie ignorują- zdawałam sobie sprawę, że zachowuję się, jak małe dziecko, jednak miałam to gdzieś.
- Ja nie. Siedzę tu z tobą, zamiast wyrwać jakąś dziewczynę, która by na mnie poleciała- wzruszył ramionami.
- To dlaczego tu jesteś?- nie spodobała mi się ta odpowiedź, chociaż sama nie wiedziałam, dlaczego.
- Bo zauważyłem, że jesteś smutna- zmieszałam się. Spuściłam głowę i włosy opadły mi na twarz. Delikatnie dotknął mojego policzka, po czym włożył zabłąkane kosmyki za ucho. Zarumieniłam się okropnie. Otworzył usta, żeby powiedzieć coś jeszcze, jednak wtedy wydarzyło się kilka rzeczy na raz…

Caroline

- Kol? Co tu robisz?- do łazienki wszedł Kol. Na twarzy miał wymalowany sarkastyczny uśmiech.
- Witaj, Caroline- uwielbiałam jego brytyjski akcent. Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Jeszcze jeden z moich nowych znajomych był Brytyjczykiem. Chyba zaczynałam trzeźwieć, bo powoli łączyłam wszystkie fakty. Spojrzałam najpierw na Klausa, potem na Kola. Blondyn uśmiechnął się zagadkowo. Dalej wpatrując się we mnie zagadał do nowoprzybyłego:
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj, bracie- szczęka mi opadła.
- Zaraz, czekaj, że jak? To jest twój brat?!- spoglądałam to na jednego, to na drugiego.
- Tak. Nie dostrzegasz podobieństwa?- starszy z nich przewrócił teatralnie oczami.
- Wiecie, co? Mam dosyć tych wszystkich kłamstw!- krzyknęłam. Przestałam panować nad sobą. Klaus próbował złapać mnie za rękę, kiedy się zachwiałam, lecz odepchnęłam go od siebie, po czym wyszłam dumnym krokiem z łazienki. Ludzie spoglądali na mnie zaciekawieni. Nie rozumiałam dlaczego, ale byłam naprawdę wściekła. Rozejrzałam się dookoła i mój wzrok zatrzymał się na Tylerze. Podeszłam do niego, złapałam za koszulkę, po czym namiętnie pocałowałam.
            Chłopak nie oponował i szybko odwzajemnił pocałunek. Kątem oka dostrzegłam Elenę, która siedziała z przystojniakiem spod szkoły i wpatrywała się we mnie.
- Idziemy do ciebie do pokoju?- zapytałam Tylera, odrywając się od niego na chwilę.
- Jasne- pociągnął mnie ochoczo za sobą. Kiedy mijaliśmy duże stojąco lustro, zrozumiałam dlaczego ludzie wpatrywali się we mnie.. Klaus zdjął mi koszulkę, a ja jak głupia zapomniałam ją ubrać.
            Szybko znaleźliśmy się w dużej, przestronnej sypialni. Natychmiast przyssaliśmy się do swoich ust. Zdjęłam brunetowi bluzkę przez głowę i po chwili leżeliśmy już na łóżku. Wtedy jednak drzwi się otworzyły. Spojrzeliśmy na przybysza. Był to Kol.
- Caroline, odprowadzę cię do domu- powiedział spokojnie.
- Świetnie daję sobie radę. Wrócę jutro do siebie- wybąkałam. Zaczęłam odczuwać dziwny dyskomfort w żołądku.
- Myślę, że lepiej będzie jeśli mnie posłuchasz- uśmiechnął się znacząco i zabębnił palcami o framugę drzwi.
- Daj jej spokój. Nie jesteś jej ojcem- Tyler wtrącił się do rozmowy.
- Jestem jej przyjacielem i wiem, co dla niej dobre- odpowiedział. Dalej mówił zaskakująco spokojnym tonem. Nie było widać po nim, ani cienia zdenerwowania. Ja natomiast czułam się coraz gorzej.
- Jest dorosła. Decyduje o sobie- Lockwood nie dawał za wygraną i to był jego błąd. Gdyby od razu pozwolił Kolowi, aby ten mnie zabrał, jego łóżko nie ucierpiałoby.
            Wstyd się przyznać, jednak nadmiar alkoholu dał o sobie znać i zwymiotowałam. Mikaelson podszedł i wziął mnie na ręce, podczas gdy Tyler wpatrywał się w swoje pościele.
- Czemu to zrobiłaś?- zapytał w pewnym momencie- Nie myślisz trzeźwo. Strasznie się upiłaś- dodał z dezaprobatą.
- Zanieś mnie do domu- jęknęłam. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i zasnęłam…

Klaus

            Widziałem, jak Kol wynosi mojego blondwłosego anioła z domu Tylera. Byłem mu za to wdzięczny. Caroline mu ufała, gdyż przywrócił jej częściowo pamięć. Na razie musiało mi to wystarczyć. Sięgnąłem po butelkę whisky i nalałem sobie złotego trunku do szklanki. Byłem świadom tego, że każdy mój ruch jest dokładnie obserwowany.
- Coś nie tak?- zapytałem spokojnie. Czułem na sobie spojrzenie braci Salvatore. Nie musiałem się ich obawiać, nie musiałem nikogo się obawiać. Byłem pierwotną hybrydą, której nie można zniszczyć. Co oni mogli zrobić?
- Co tu robisz?- Damon odezwał się pierwszy. Tak myślałem, zawsze był śmielszy od młodszego brata.
- Przyjechałem coś odzyskać- wyjaśniłem- A wy? Nie mówcie, że znowu uganiacie się za sobowtórem- przewróciłem oczami znudzony- Ta telenowela przestała być ciekawa, jakieś sto sześćdziesiąt lat temu…- teatralnie ziewnąłem. Oparłem się o stół i zmierzyłem spojrzeniem moich rozmówców. Za nimi stała ludzka wersja Katherine Pierce.
- Nie próbuj silić się na uprzejmości. Chcesz zniszczyć nasze życie, jak zawsze- Stefan zacisnął pięści ze złością.
- Gdybym miał zamiar cię zabić, już bym to zrobił. Chcę tylko odzyskać Caroline- wzruszyłem ramionami.
- Nam też nie jest obojętna- Damon założył ramię na ramię i stanął obok brata.
- Dlatego musi poznać przeszłość. To jest obecnie najlepsze wyjście- mogłem im trochę zdradzić. Miałem dobry humor, więc nawet jeszcze mnie nie zdenerwowali swoim brakiem kultury.
- Cztery lata temu mówiłeś, że najlepiej będzie jeśli zapomni- przypomniał Stefan.
- Wiele rzeczy się zmieniło. Coś jej grozi. Wolę, żeby wiedziała dlaczego ktoś na nią poluje- upiłem kolejny łyk ze szklanki.
- Kto?- Damon przeszedł do konkretów.
- Nie wiem. Zaufane czarownice wyjaśniły mi tylko w skrócie, o co chodzi- oczywiście, że wiedziałem więcej. Jednak nie zamierzałem wyjawiać im wszystkich swoich sekretów.
- Dlaczego chcą ją dorwać?- wiedziałem, że nie uwierzyli mi w moje wyjaśnienia. Prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodziło.
- Jest cenna z wiadomych względów. Po pierwsze opiekuje się nią Liz, po drugie wychowała się w moim domu. To już są wystarczające powody, aby chcieć ją zabić- whisky skończyło się. Odstawiłem szklankę na stolik i skierowałem się do wyjścia.
- Wróciliście na stałe? Ty i Kol?- zawołał Damon.
- Można tak powiedzieć- przytaknąłem- A! I lepiej uważajcie na sobowtóra, bo jest wiele czarów, do których ta mała by się przydała- łaskawie udzieliłem im rady. Chciałem spotkać się jeszcze z Eleną Gilbert. Byłem ciekaw, czy jest podobna do swoich poprzedniczek.
- Klaus, czy… on wraca?- nutka strachu w głosie Stefana sprawiła, że odwróciłem się w ich kierunku.
- Tak. Wszystko na to wskazuje- lepiej będzie, jeśli będą mieć się na baczności. Nadchodził ktoś, z kim nawet mnie będzie ciężko się mierzyć. Miałem jednak nadzieję, że pewna dziewczyna, której kiedyś usunąłem pamięć, mi pomoże. Ona była kluczem w tej sprawie, chociaż sama nie zdawała sobie z tego sprawy…

 Elizabeth

            Caroline ledwie wyszła z domu i od razu do drzwi zapukał, nie kto inny, jak jej ojciec. Kiedy go dostrzegłam, osłupiałam. Mężczyzna opierał się o framugę i wpatrywał we mnie z lekkim uśmiechem. Nic się nie zmienił, odkąd widziałam go po raz ostatni. Był tak samo przystojny i tajemniczy.
- Czemu wróciłeś?- zapytałam. Wpuściłam go do środka.
- Dla naszej córki- odparł. Wziął do ręki butelkę whisky i nalał sobie do szklanki.
- Dobrze wiesz, że to nie jest nasza córka. Klaus…- przewróciłam oczami, jednak on mi przerwał.
- Nawet tak nie mów. Jeśli ona ma w to wierzyć, to my również- spojrzał na mnie surowo.
- Wiem, wiem… Po prostu czasami jest ciężko. Ona się czegoś domyśla- wyjaśniłam. Usiadłam obok niego, założyłam nogę na nogę i czekałam na jego reakcję.
- I tak cudem jest, że tak długo utrzymała się ta hipnoza- odparł.
- Kiedy Klaus chce wrócić i opowiedzieć jej prawdę?- zapytałam. Miałam nadzieję, że stanie się to już niedługo.
- Jak tylko załatwi swoje sprawy w Nowym Orleanie- opróżnił szklankę i podniósł się z kanapy.
- Już wychodzisz?- również wstałam.
- Lepiej będzie, jeśli Caroline mnie tutaj nie spotka- pocałował mnie, szarmancko, w policzek i skierował do drzwi. Nagle jednak zastygł- Za późno- mruknął.
            W wejściu ukazał się jakiś chłopak. Na rękach niósł śpiącą Caroline. Kiedy go poznałam, zrozumiałam, że rodzina Mikaelsonów właśnie wróciła do miasta…

niedziela, 2 października 2016

Rozdział IV



Klaus

            Siedziałem w Grillu i popijałem Burbona. Wypiłem już całkiem sporo, jednak przez lata nabrałem niezłej wprawy w piciu i nie upijałem się szybko. Drzwi otworzyły się. Zerknąłem bez większego zainteresowania na nowoprzybyłych i natychmiast się wyprostowałem. Do baru wszedł mój blondwłosy anioł, czyli Caroline Forbes. Towarzyszyła jej… Hayley Marshall. Zacisnąłem pięści ze złością. Z tą dziewczyną mogły być tylko kłopoty. Na pewno chciała wykorzystać córkę Liz i Billa. Usiadły przy jednym z wolnych stolików i pomachały do kelnera.
- Hej, Matt- Caroline pocałowała chłopaka w oba policzki, aż zagotowało się we mnie z zazdrości.
- Co tu robicie?- zapytał blondyn, nazwany Matt’em.
- Robimy befora przed imprezą- wyjaśniła Hayley. A więc szykowała się jakaś zabawa? Wspaniale. Uśmiechnąłem się szeroko. Miałem pewien plan.




            Tymczasem wróciłem do przysłuchiwania się rozmowie. Dziewczyny zamówiły pół litra czystej wódki. Matt przyniósł alkohol i postawił na stole, razem z dwoma kieliszkami.
- Okej, to za co pijemy pierwszy toast?- Hayley szybko nalała  sobie i blondwłosej piękności, trunku.
- Za wolność- odpowiedziała Caroline. Musiałem przyznać, że bardzo podoba mi się jej głos. Był niezwykle melodyjny i mógłbym go słuchać godzinami.
- Świetny pomysł- stuknęły się kieliszkami, po czym opróżniły je za jednym zamachem. Wódka zniknęła w szybkim tempie. Zaledwie po czterdziestu minutach opróżniły wspomnianą połówkę oraz dodatkową ćwiartkę, którą dokupiły. Wznosiły toasty, przy każdej okazji. Piły za klasę maturalną, za naiwnych facetów, za zdzirę Elenę i kilka innych. Im dalej, tym głupsze pomysły wpadały im do głowy.
- Skończyło się- Caroline podniosła butelkę i spojrzała pod światło.
- Ostatni toast wypijemy za…- Hayley najwyraźniej zabrakło pomysłów, bo chwyciła kieliszek, ale nic więcej nie powiedziała.
- Za Mikaelsonów- wypaliła Forbes, po czym osuszyła swoje naczynie. Zdębiałem. Czy dobrze usłyszałem? Wypiła właśnie moje zdrowie? Przecież nie powinna mnie pamiętać. Ktoś musiał się z nią skontaktować i wyjawić jej prawdę, wbrew mojej woli.
            Marshall chyba nie ogarnęła, czyje zdrowie wypiła. Najwyraźniej alkohol mocno uderzył jej do głowy.
- Idziemy do Tylera?- zapytała. Blondynka szybko podniosła się i wtedy jej wzrok powędrował na mnie. Uśmiechnęła się zalotnie i wskazała palcem, że mam podejść. Zawahałem się, ale ona nie dawała łatwo za wygraną. Przyłożyła dłoń do ust, po czym posłała mi buziaka. Uśmiechnąłem się do niej i udałem, że łapię całusa.
- Dziewczyny, skończyłem zmianę. Idziemy razem?- Matt podszedł do nich, a Hayley natychmiast się potknęła i wpadła na blondyna. Chłopak złapał ją w pasie ze śmiechem.
- Wy idźcie. Zaraz do was dołączę- Caroline wpatrywała się we mnie uporczywie. Miała na twarzy lekki uśmiech. Marshall podążyła za jej wzrokiem i wszystko zrozumiała.
- Tak, chodźmy. Ona musi iść do łazienki- wypaliła. Matt zrobił niepewną minę, ale wtedy szatynka pocałowała go i pociągnęła za sobą. Już więcej się nie opierał. Wyszedł nawet nie oglądając się za siebie.
            Caroline ruszyła w moim kierunku chwiejnym krokiem. Potknęła się po drodze o krzesło, jednak udało jej się odzyskać równowagę i nie upaść. Bardzo wiele kosztowało mnie, powstrzymanie się od parsknięcia śmiechem. Oparła się jedną ręką o blat i zerknęła na mnie.
- Cześć, Przystojniaku- zagadnęła zalotnie- Co robisz tutaj sam o tej godzinie?- dodała. Mówiła całkiem składnie, jak na ilość alkoholu, którą w siebie wlała.
- Piję- odparłem, wskazując na butelkę ulubionego trunku. Caroline spojrzała na nią i zapytała:
- Dobre to? Jeśli tak, może mnie poczęstujesz- uprzedziła moją propozycję, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Cieszyłem się, że siedzi tutaj teraz ze mną.
- Barman- zawołałem i mężczyzna natychmiast przyniósł drugą szklankę. Jednak blondynka odsunęła naczynie z przebiegłym uśmiechem. Spojrzałem na nią zaciekawiony.
- Zdrowie- powiedziała i wzięła do ręki prawie pełną butelkę. Przyłożyła ją do ust i pociągnęła spory łyk.
- Co tak szybko, Kochanie?- zapytałem, chociaż byłem pod niezłym wrażeniem jej wyczynów. Właśnie tak sobie wyobrażałem moją Caroline. Była wyjątkowa.
- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia- zignorowała moje pytanie i nachyliła się ku mnie. Znaleźliśmy się tak blisko, że prawie stykaliśmy się nosami.
- Słucham cię- jak ta dziewczyna mnie kręciła.
- Chodź ze mną na imprezę. Potańczymy, a potem…- zrobiła dramatyczną pauzę dla lepszego efektu. Jednocześnie chwyciła kołnierzyk od mojej koszuli i poprawiła go. Przyglądałem się jej palcom.
- A potem co?- podłapałem.
- Potem pomyślimy- odpowiedziała zmysłowym szeptem.
- Chodźmy w takim razie- podniosłem się z krzesła, rzuciłem barmanowi zapłatę i wyciągnąłem ramię, ku mojej towarzyszce. Ta wzięła do jednej ręki butelkę Burbona, a drugą złapała moją wyciągniętą dłoń. Wyszliśmy na zewnątrz. Musiałem bardzo pomagać blondynce, gdyż nie była w stanie iść prosto. Pomimo tego dzielnie kończyła pić, zakupiony przeze mnie alkohol. Mruczała przy tym coś pod nosem, niewyraźnie. W pewnym momencie tak się zachwiała, że musiałem objąć ją ramieniem.
- Dziękuję- wyjąkała. Wyrzuciła pustą butelkę do kosza, obok którego akurat przeszliśmy.
- Dla ciebie wszystko, Kochanie- uśmiechnąłem się zadowolony. Nie odpowiedziała. Chyba nie była już w stanie.
            Po jakichś dziesięciu minutach dotarliśmy na miejsce. Rezydencja Lockwoodów wyglądała niesamowicie bogato. Nawet ja musiałem to przyznać.
 - Caroline? Co ty robisz?- usłyszeliśmy pytanie. Znałem ten głos i wiedziałem, że nie zwiastuje nic dobrego…

Caroline

            Dobra, dobra… Przyznaję, że słabo pamiętam wydarzenia, które nastąpiły po piciu w Grillu. Po tym, jak Hayley wyszła z Matte’m zagadałam do przystojniaka, który siedział przy barze. Chciałam wypaść seksownie i intrygująco, jednak kilka razy się potknęłam, o mały włos nie lądując na ziemi. A potem wypiłam jeszcze alkohol tego kolesia. Wspaniale…
            Na szczęście chyba mu się spodobałam, bo zgodził się pójść ze mną na imprezę. Prawie nie rozmawialiśmy po drodze, nie byłam w stanie. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, praktycznie od razu podeszła do nas Elena.
- Caroline? Co ty robisz?- zapytała szatynka. Mój towarzysz obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem.
- Katherine?- wyczułem jego zdenerwowanie- Skąd się tutaj wzięłaś?- mówił na pozór spokojnie, jednak coś mi podpowiadało, że w środku gotuje się ze złości.
- Jaka Katherine?- Elena zlustrowała go od stóp do głów- Jestem Elena Gilbert. Nigdy w życiu cię nie widziałam- zmieniła nieco ton głosu, najwyraźniej uznała, że Brytyjczyk jest przystojny i lepiej być dla niego miłym.
- Przepraszam. Musiałem się pomylić- mężczyzna ukłonił się jej uprzejmie.
- Kim jesteś?- zapytała. Oboje, jakby zapomnieli o mojej obecności. Gdyby nie fakt, że blondyn dalej mnie obejmował, to poczułabym się kompletnie zbędna.
- Nazywam się Klaus Mikaelson- ucałował wierzch jej dłoni, jak przystało na gentelmana.
- Miło poznać- Elena uśmiechnęła się i zalotnie zatrzepotała rzęsami.
- Caroline, idziemy potańczyć?- oderwał wzrok od szatynki i spojrzał na mnie. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem na widok miny mojej fałszywej przyjaciółki.
- Jasne, Klaus-obdarzyłam go  najpiękniejszym ze swoich uśmiechów. Zignorowaliśmy Elenę i weszliśmy do domu Tylera.
- Kto to był?- mężczyzna wpatrywał się we mnie przenikliwie. Nawet po ilości alkoholu, którą wypiłam zorientowałam się, że zależy mu na tej odpowiedzi.
- Elena Gilbert, największa zdzira w mieści. A i spotyka się ze Stefanem- wydukałam. Potknęłam się o własną nogę i blondyn musiał pomóc utrzymać mi równowagę.
- Salvatore?- wrócił do tematu rozmowy.
- Owszem- skinęłam głową zaskoczona- Skąd go znasz?
- Stare dzieje. A Damon, jego brat?- odparł ogólnikowo. Nie przeszkadzały mi takie odpowiedzi. Byłam zbyt pijana, żeby zwracać uwagę na szczegóły.
- Koleś w skórzanej kurtce…- przypomniałam sobie chłopaka, który uśmiechał się do mnie pod szkołą.
- Co?- najwyraźniej nie zrozumiał, o co mi chodzi.
- Damon był pod szkołą. Niezłe ciacho w skórzanej kurtce- wyjaśniłam. Właśnie znaleźliśmy się w salonie, gdzie trwała najlepsza zabawa. Większość osób tańczyła, jednak parę popijało alkohol po kątach, najprawdopodobniej dla odwagi- Chodźmy potańczyć- pociągnęłam Klausa za rękę w głąb pomieszczenia. Z głośników leciała klubowa muzyka. Tańczyliśmy do rytmu, przynajmniej tak mi się zdaje, że w miarę dobrze ogarniałam kroki. Mimo tego, co chwilę na kogoś wpadałam i mój partner ratował mnie przed upadkiem. W końcu ktoś puścił inny rodzaj muzyki. Leciała jakaś wolna piosenka. Klaus złapał mnie w talii, położyłam dłonie na jego ramionach. Bujaliśmy się do melodii.
- Caroline, mogę mieć do ciebie pytanie?- zapytał w pewnym momencie, młody Brytyjczyk.
- Jasne- oparłam głowę o jego klatkę piersiową. Oplótł mnie szczelniej ramionami, opierając podbródek na moich włosach.
- Dlaczego wniosłaś toast za Mikaelsonów?- w pierwszej chwili nie zrozumiałam pytania. Najwyraźniej do mojego pijanego rozumu niewiele docierało. Potem jednak ogarnęłam.
- Poznałam ostatnio kogoś, w zasadzie. Znam go od dawna. Strasznie pokręcone. Musimy o tym gadać?- zapytałam. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Nie chcąc się dłużej powstrzymać, pocałowałam go namiętnie. Nie pozostał mi dłużny i odwzajemnił pieszczoty.
            Pociągnęłam go za koszulkę do tyłu. Nie przestawaliśmy się przy tym całować. Wreszcie natrafiłam ręka na klamkę i weszliśmy do pomieszczenia, nawet nie sprawdzając, gdzie się znajdujemy. Okazało się, że była to łazienka. Wplotłam palce w jego włosy, a on złapał mnie pod uda i posadził na szafce. Szybko zabrałam się za rozpinanie jego koszuli, podczas gdy on ściągnął mi bluzkę przez głowę. Udało mi się dorwać, zaledwie do trzech guzików, kiedy ktoś bezceremonialnie wparował do środka.
- Klaus Mikaelson, no proszę...- zerknęłam na przybysza i lekko się speszyłam. Nie chciałam, żeby widział mnie w takiej sytuacji…

Stefan

            Od początku imprezy rozglądałem się za Caroline, jednak nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Czyżby zamierzała ominąć zabawę? Może jednak się rozmyśliła i siedziała teraz w domu. Zmarszczyłem nos. Spostrzegłem mojego brata, co dodatkowo mnie zdenerwowało. Na pewno urządzi tu sobie ucztę z paru uczennic i muszę przyznać, że nie podobało mi się to. W końcu przez niego, obrywałem zawsze ja…
            Miałem już dosyć użalania się i denerwowania. Z tego powodu sięgnąłem po wolnostojącą butelkę piwa. Szybko ją opróżniłem, tak samo, jak pięć następnych. W tym momencie przekonałem się o tym, jaką słabą głowę mam.
            Dostrzegłem wreszcie Caroline. Przyszła z jakimś kolesiem, jednak nie mogłem skupić się na obserwowaniu go, bo miałem problemy z zatrzymaniem wzroku na jednym punkcie. Widziałem, jak tańczą, po czym zaczęli się całować. Wreszcie skierowali się do łazienki. Na to nie mogłem pozwolić.
            Podniosłem się z krzesła i chwiejnym krokiem ruszyłem za nimi. Miałem szczęście, bo nie zamknęli drzwi. Wpadłem do środka i wtedy poznałem kolesia, z którym przyszła moja przyjaciółka. Szczerze powiedziawszy, wiedziałem, że w tym momencie rozpoczęły się nasze problemy.
- Klaus Mikaelson, no proszę…- wypaliłem prosto z mostu, zamiast zastanowić się nad tym, co mówię…
***
Jest, jest :D Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni :)