poniedziałek, 10 października 2016

Rozdział V



Stefan

            - Klaus Mikaelson, no proszę- wypaliłem. Nie pomyślałem nad tym, co mówię. Wypiłem za dużo i nie przejmowałem się konsekwencjami.
- Stefan Salvatore. Czyżby kolejny sobowtór zawrócił ci w głowie?- czy on mógł mieć na myśli Elenę? Oczywiście, że tak, bo nie było innych sobowtórów Katherine Pierce.
- Co tu robisz?- chciałem zmienić temat. Lepiej było, żeby Mikaelson nie interesował się za bardzo moją dziewczyną. W innym wypadku mogło grozić jej niebezpieczeństwo.
- Myślę, że wróciłem tu w podobnym celu, co i ty- odpowiedział i uśmiechnął się porozumiewawczo. No tak… Stał z Caroline, więc zapewne postanowił jej wyznać całą prawdę.
- Może mi ktoś wytłumaczy, co tutaj się dzieje?- blondynka zsunęła się z szafki i wpatrywała uporczywie w Klausa. Poczułem lekkie ukłucie zazdrości. Jak to było możliwe, że w ciągu jednego wieczora pierwotny, aż tak zawrócił jej w głowie?
- Jasne, Kochana. Znamy się ze Stefanem parę dobrych lat. Mieszkaliśmy kiedyś w tym samym mieście. Przez jakiś czas nawet podróżowaliśmy wspólnie- wzdrygnąłem się słysząc jego odpowiedź. Oczywiście nie mógł się powstrzymać i musiał wspomnieć okres, o którym pragnąłbym zapomnieć. Byłem wtedy Stefanem Rozpruwaczem. Wstydziłem się tego.
- Czekaj, mówiłeś że jak się nazywasz- Caroline potarła skronie, jakby starała się coś sobie przypomnieć. Nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym momencie do łazienki wparował kolejny koleś. Zerknąłem na niego i cały pobladłem. Tego było już za wiele…

Elena

            Impreza Tylera była kompletnym niewypałem. Najpierw Caroline wyrwała super ciacho, a potem jak na złość nigdzie nie mogłam odszukać Stefana. Chciałam mu się wyżalić, a potem podrażnić Forbes całując się z moim lubym przy niej.
- Witaj, Eleno- podszedł do mnie Damon, brat Stefana. Był niezwykle przystojny i miał w sobie coś, co mnie do niego przyciągało. Może to, że był nieprzewidywalny i przy tym seksownie tajemniczy.
- Hej- mruknęłam trochę obrażonym tonem. Chciałam, żeby zapytał, co się stało.
- Jak tam impreza?- nie podziałało. Usiadł koło mnie i zagadał nie oto, co bym chciała.
- Beznadzieja- odparłam wyraźnie nadąsana. Brunet spojrzał na mnie zaciekawiony.
- A to dlaczego?- spytał. Kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Jego twarz nabrała łagodniejszego wyrazu.
- Wszyscy mnie ignorują- zdawałam sobie sprawę, że zachowuję się, jak małe dziecko, jednak miałam to gdzieś.
- Ja nie. Siedzę tu z tobą, zamiast wyrwać jakąś dziewczynę, która by na mnie poleciała- wzruszył ramionami.
- To dlaczego tu jesteś?- nie spodobała mi się ta odpowiedź, chociaż sama nie wiedziałam, dlaczego.
- Bo zauważyłem, że jesteś smutna- zmieszałam się. Spuściłam głowę i włosy opadły mi na twarz. Delikatnie dotknął mojego policzka, po czym włożył zabłąkane kosmyki za ucho. Zarumieniłam się okropnie. Otworzył usta, żeby powiedzieć coś jeszcze, jednak wtedy wydarzyło się kilka rzeczy na raz…

Caroline

- Kol? Co tu robisz?- do łazienki wszedł Kol. Na twarzy miał wymalowany sarkastyczny uśmiech.
- Witaj, Caroline- uwielbiałam jego brytyjski akcent. Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Jeszcze jeden z moich nowych znajomych był Brytyjczykiem. Chyba zaczynałam trzeźwieć, bo powoli łączyłam wszystkie fakty. Spojrzałam najpierw na Klausa, potem na Kola. Blondyn uśmiechnął się zagadkowo. Dalej wpatrując się we mnie zagadał do nowoprzybyłego:
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj, bracie- szczęka mi opadła.
- Zaraz, czekaj, że jak? To jest twój brat?!- spoglądałam to na jednego, to na drugiego.
- Tak. Nie dostrzegasz podobieństwa?- starszy z nich przewrócił teatralnie oczami.
- Wiecie, co? Mam dosyć tych wszystkich kłamstw!- krzyknęłam. Przestałam panować nad sobą. Klaus próbował złapać mnie za rękę, kiedy się zachwiałam, lecz odepchnęłam go od siebie, po czym wyszłam dumnym krokiem z łazienki. Ludzie spoglądali na mnie zaciekawieni. Nie rozumiałam dlaczego, ale byłam naprawdę wściekła. Rozejrzałam się dookoła i mój wzrok zatrzymał się na Tylerze. Podeszłam do niego, złapałam za koszulkę, po czym namiętnie pocałowałam.
            Chłopak nie oponował i szybko odwzajemnił pocałunek. Kątem oka dostrzegłam Elenę, która siedziała z przystojniakiem spod szkoły i wpatrywała się we mnie.
- Idziemy do ciebie do pokoju?- zapytałam Tylera, odrywając się od niego na chwilę.
- Jasne- pociągnął mnie ochoczo za sobą. Kiedy mijaliśmy duże stojąco lustro, zrozumiałam dlaczego ludzie wpatrywali się we mnie.. Klaus zdjął mi koszulkę, a ja jak głupia zapomniałam ją ubrać.
            Szybko znaleźliśmy się w dużej, przestronnej sypialni. Natychmiast przyssaliśmy się do swoich ust. Zdjęłam brunetowi bluzkę przez głowę i po chwili leżeliśmy już na łóżku. Wtedy jednak drzwi się otworzyły. Spojrzeliśmy na przybysza. Był to Kol.
- Caroline, odprowadzę cię do domu- powiedział spokojnie.
- Świetnie daję sobie radę. Wrócę jutro do siebie- wybąkałam. Zaczęłam odczuwać dziwny dyskomfort w żołądku.
- Myślę, że lepiej będzie jeśli mnie posłuchasz- uśmiechnął się znacząco i zabębnił palcami o framugę drzwi.
- Daj jej spokój. Nie jesteś jej ojcem- Tyler wtrącił się do rozmowy.
- Jestem jej przyjacielem i wiem, co dla niej dobre- odpowiedział. Dalej mówił zaskakująco spokojnym tonem. Nie było widać po nim, ani cienia zdenerwowania. Ja natomiast czułam się coraz gorzej.
- Jest dorosła. Decyduje o sobie- Lockwood nie dawał za wygraną i to był jego błąd. Gdyby od razu pozwolił Kolowi, aby ten mnie zabrał, jego łóżko nie ucierpiałoby.
            Wstyd się przyznać, jednak nadmiar alkoholu dał o sobie znać i zwymiotowałam. Mikaelson podszedł i wziął mnie na ręce, podczas gdy Tyler wpatrywał się w swoje pościele.
- Czemu to zrobiłaś?- zapytał w pewnym momencie- Nie myślisz trzeźwo. Strasznie się upiłaś- dodał z dezaprobatą.
- Zanieś mnie do domu- jęknęłam. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i zasnęłam…

Klaus

            Widziałem, jak Kol wynosi mojego blondwłosego anioła z domu Tylera. Byłem mu za to wdzięczny. Caroline mu ufała, gdyż przywrócił jej częściowo pamięć. Na razie musiało mi to wystarczyć. Sięgnąłem po butelkę whisky i nalałem sobie złotego trunku do szklanki. Byłem świadom tego, że każdy mój ruch jest dokładnie obserwowany.
- Coś nie tak?- zapytałem spokojnie. Czułem na sobie spojrzenie braci Salvatore. Nie musiałem się ich obawiać, nie musiałem nikogo się obawiać. Byłem pierwotną hybrydą, której nie można zniszczyć. Co oni mogli zrobić?
- Co tu robisz?- Damon odezwał się pierwszy. Tak myślałem, zawsze był śmielszy od młodszego brata.
- Przyjechałem coś odzyskać- wyjaśniłem- A wy? Nie mówcie, że znowu uganiacie się za sobowtórem- przewróciłem oczami znudzony- Ta telenowela przestała być ciekawa, jakieś sto sześćdziesiąt lat temu…- teatralnie ziewnąłem. Oparłem się o stół i zmierzyłem spojrzeniem moich rozmówców. Za nimi stała ludzka wersja Katherine Pierce.
- Nie próbuj silić się na uprzejmości. Chcesz zniszczyć nasze życie, jak zawsze- Stefan zacisnął pięści ze złością.
- Gdybym miał zamiar cię zabić, już bym to zrobił. Chcę tylko odzyskać Caroline- wzruszyłem ramionami.
- Nam też nie jest obojętna- Damon założył ramię na ramię i stanął obok brata.
- Dlatego musi poznać przeszłość. To jest obecnie najlepsze wyjście- mogłem im trochę zdradzić. Miałem dobry humor, więc nawet jeszcze mnie nie zdenerwowali swoim brakiem kultury.
- Cztery lata temu mówiłeś, że najlepiej będzie jeśli zapomni- przypomniał Stefan.
- Wiele rzeczy się zmieniło. Coś jej grozi. Wolę, żeby wiedziała dlaczego ktoś na nią poluje- upiłem kolejny łyk ze szklanki.
- Kto?- Damon przeszedł do konkretów.
- Nie wiem. Zaufane czarownice wyjaśniły mi tylko w skrócie, o co chodzi- oczywiście, że wiedziałem więcej. Jednak nie zamierzałem wyjawiać im wszystkich swoich sekretów.
- Dlaczego chcą ją dorwać?- wiedziałem, że nie uwierzyli mi w moje wyjaśnienia. Prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodziło.
- Jest cenna z wiadomych względów. Po pierwsze opiekuje się nią Liz, po drugie wychowała się w moim domu. To już są wystarczające powody, aby chcieć ją zabić- whisky skończyło się. Odstawiłem szklankę na stolik i skierowałem się do wyjścia.
- Wróciliście na stałe? Ty i Kol?- zawołał Damon.
- Można tak powiedzieć- przytaknąłem- A! I lepiej uważajcie na sobowtóra, bo jest wiele czarów, do których ta mała by się przydała- łaskawie udzieliłem im rady. Chciałem spotkać się jeszcze z Eleną Gilbert. Byłem ciekaw, czy jest podobna do swoich poprzedniczek.
- Klaus, czy… on wraca?- nutka strachu w głosie Stefana sprawiła, że odwróciłem się w ich kierunku.
- Tak. Wszystko na to wskazuje- lepiej będzie, jeśli będą mieć się na baczności. Nadchodził ktoś, z kim nawet mnie będzie ciężko się mierzyć. Miałem jednak nadzieję, że pewna dziewczyna, której kiedyś usunąłem pamięć, mi pomoże. Ona była kluczem w tej sprawie, chociaż sama nie zdawała sobie z tego sprawy…

 Elizabeth

            Caroline ledwie wyszła z domu i od razu do drzwi zapukał, nie kto inny, jak jej ojciec. Kiedy go dostrzegłam, osłupiałam. Mężczyzna opierał się o framugę i wpatrywał we mnie z lekkim uśmiechem. Nic się nie zmienił, odkąd widziałam go po raz ostatni. Był tak samo przystojny i tajemniczy.
- Czemu wróciłeś?- zapytałam. Wpuściłam go do środka.
- Dla naszej córki- odparł. Wziął do ręki butelkę whisky i nalał sobie do szklanki.
- Dobrze wiesz, że to nie jest nasza córka. Klaus…- przewróciłam oczami, jednak on mi przerwał.
- Nawet tak nie mów. Jeśli ona ma w to wierzyć, to my również- spojrzał na mnie surowo.
- Wiem, wiem… Po prostu czasami jest ciężko. Ona się czegoś domyśla- wyjaśniłam. Usiadłam obok niego, założyłam nogę na nogę i czekałam na jego reakcję.
- I tak cudem jest, że tak długo utrzymała się ta hipnoza- odparł.
- Kiedy Klaus chce wrócić i opowiedzieć jej prawdę?- zapytałam. Miałam nadzieję, że stanie się to już niedługo.
- Jak tylko załatwi swoje sprawy w Nowym Orleanie- opróżnił szklankę i podniósł się z kanapy.
- Już wychodzisz?- również wstałam.
- Lepiej będzie, jeśli Caroline mnie tutaj nie spotka- pocałował mnie, szarmancko, w policzek i skierował do drzwi. Nagle jednak zastygł- Za późno- mruknął.
            W wejściu ukazał się jakiś chłopak. Na rękach niósł śpiącą Caroline. Kiedy go poznałam, zrozumiałam, że rodzina Mikaelsonów właśnie wróciła do miasta…

niedziela, 2 października 2016

Rozdział IV



Klaus

            Siedziałem w Grillu i popijałem Burbona. Wypiłem już całkiem sporo, jednak przez lata nabrałem niezłej wprawy w piciu i nie upijałem się szybko. Drzwi otworzyły się. Zerknąłem bez większego zainteresowania na nowoprzybyłych i natychmiast się wyprostowałem. Do baru wszedł mój blondwłosy anioł, czyli Caroline Forbes. Towarzyszyła jej… Hayley Marshall. Zacisnąłem pięści ze złością. Z tą dziewczyną mogły być tylko kłopoty. Na pewno chciała wykorzystać córkę Liz i Billa. Usiadły przy jednym z wolnych stolików i pomachały do kelnera.
- Hej, Matt- Caroline pocałowała chłopaka w oba policzki, aż zagotowało się we mnie z zazdrości.
- Co tu robicie?- zapytał blondyn, nazwany Matt’em.
- Robimy befora przed imprezą- wyjaśniła Hayley. A więc szykowała się jakaś zabawa? Wspaniale. Uśmiechnąłem się szeroko. Miałem pewien plan.




            Tymczasem wróciłem do przysłuchiwania się rozmowie. Dziewczyny zamówiły pół litra czystej wódki. Matt przyniósł alkohol i postawił na stole, razem z dwoma kieliszkami.
- Okej, to za co pijemy pierwszy toast?- Hayley szybko nalała  sobie i blondwłosej piękności, trunku.
- Za wolność- odpowiedziała Caroline. Musiałem przyznać, że bardzo podoba mi się jej głos. Był niezwykle melodyjny i mógłbym go słuchać godzinami.
- Świetny pomysł- stuknęły się kieliszkami, po czym opróżniły je za jednym zamachem. Wódka zniknęła w szybkim tempie. Zaledwie po czterdziestu minutach opróżniły wspomnianą połówkę oraz dodatkową ćwiartkę, którą dokupiły. Wznosiły toasty, przy każdej okazji. Piły za klasę maturalną, za naiwnych facetów, za zdzirę Elenę i kilka innych. Im dalej, tym głupsze pomysły wpadały im do głowy.
- Skończyło się- Caroline podniosła butelkę i spojrzała pod światło.
- Ostatni toast wypijemy za…- Hayley najwyraźniej zabrakło pomysłów, bo chwyciła kieliszek, ale nic więcej nie powiedziała.
- Za Mikaelsonów- wypaliła Forbes, po czym osuszyła swoje naczynie. Zdębiałem. Czy dobrze usłyszałem? Wypiła właśnie moje zdrowie? Przecież nie powinna mnie pamiętać. Ktoś musiał się z nią skontaktować i wyjawić jej prawdę, wbrew mojej woli.
            Marshall chyba nie ogarnęła, czyje zdrowie wypiła. Najwyraźniej alkohol mocno uderzył jej do głowy.
- Idziemy do Tylera?- zapytała. Blondynka szybko podniosła się i wtedy jej wzrok powędrował na mnie. Uśmiechnęła się zalotnie i wskazała palcem, że mam podejść. Zawahałem się, ale ona nie dawała łatwo za wygraną. Przyłożyła dłoń do ust, po czym posłała mi buziaka. Uśmiechnąłem się do niej i udałem, że łapię całusa.
- Dziewczyny, skończyłem zmianę. Idziemy razem?- Matt podszedł do nich, a Hayley natychmiast się potknęła i wpadła na blondyna. Chłopak złapał ją w pasie ze śmiechem.
- Wy idźcie. Zaraz do was dołączę- Caroline wpatrywała się we mnie uporczywie. Miała na twarzy lekki uśmiech. Marshall podążyła za jej wzrokiem i wszystko zrozumiała.
- Tak, chodźmy. Ona musi iść do łazienki- wypaliła. Matt zrobił niepewną minę, ale wtedy szatynka pocałowała go i pociągnęła za sobą. Już więcej się nie opierał. Wyszedł nawet nie oglądając się za siebie.
            Caroline ruszyła w moim kierunku chwiejnym krokiem. Potknęła się po drodze o krzesło, jednak udało jej się odzyskać równowagę i nie upaść. Bardzo wiele kosztowało mnie, powstrzymanie się od parsknięcia śmiechem. Oparła się jedną ręką o blat i zerknęła na mnie.
- Cześć, Przystojniaku- zagadnęła zalotnie- Co robisz tutaj sam o tej godzinie?- dodała. Mówiła całkiem składnie, jak na ilość alkoholu, którą w siebie wlała.
- Piję- odparłem, wskazując na butelkę ulubionego trunku. Caroline spojrzała na nią i zapytała:
- Dobre to? Jeśli tak, może mnie poczęstujesz- uprzedziła moją propozycję, ale ani trochę mi to nie przeszkadzało. Cieszyłem się, że siedzi tutaj teraz ze mną.
- Barman- zawołałem i mężczyzna natychmiast przyniósł drugą szklankę. Jednak blondynka odsunęła naczynie z przebiegłym uśmiechem. Spojrzałem na nią zaciekawiony.
- Zdrowie- powiedziała i wzięła do ręki prawie pełną butelkę. Przyłożyła ją do ust i pociągnęła spory łyk.
- Co tak szybko, Kochanie?- zapytałem, chociaż byłem pod niezłym wrażeniem jej wyczynów. Właśnie tak sobie wyobrażałem moją Caroline. Była wyjątkowa.
- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia- zignorowała moje pytanie i nachyliła się ku mnie. Znaleźliśmy się tak blisko, że prawie stykaliśmy się nosami.
- Słucham cię- jak ta dziewczyna mnie kręciła.
- Chodź ze mną na imprezę. Potańczymy, a potem…- zrobiła dramatyczną pauzę dla lepszego efektu. Jednocześnie chwyciła kołnierzyk od mojej koszuli i poprawiła go. Przyglądałem się jej palcom.
- A potem co?- podłapałem.
- Potem pomyślimy- odpowiedziała zmysłowym szeptem.
- Chodźmy w takim razie- podniosłem się z krzesła, rzuciłem barmanowi zapłatę i wyciągnąłem ramię, ku mojej towarzyszce. Ta wzięła do jednej ręki butelkę Burbona, a drugą złapała moją wyciągniętą dłoń. Wyszliśmy na zewnątrz. Musiałem bardzo pomagać blondynce, gdyż nie była w stanie iść prosto. Pomimo tego dzielnie kończyła pić, zakupiony przeze mnie alkohol. Mruczała przy tym coś pod nosem, niewyraźnie. W pewnym momencie tak się zachwiała, że musiałem objąć ją ramieniem.
- Dziękuję- wyjąkała. Wyrzuciła pustą butelkę do kosza, obok którego akurat przeszliśmy.
- Dla ciebie wszystko, Kochanie- uśmiechnąłem się zadowolony. Nie odpowiedziała. Chyba nie była już w stanie.
            Po jakichś dziesięciu minutach dotarliśmy na miejsce. Rezydencja Lockwoodów wyglądała niesamowicie bogato. Nawet ja musiałem to przyznać.
 - Caroline? Co ty robisz?- usłyszeliśmy pytanie. Znałem ten głos i wiedziałem, że nie zwiastuje nic dobrego…

Caroline

            Dobra, dobra… Przyznaję, że słabo pamiętam wydarzenia, które nastąpiły po piciu w Grillu. Po tym, jak Hayley wyszła z Matte’m zagadałam do przystojniaka, który siedział przy barze. Chciałam wypaść seksownie i intrygująco, jednak kilka razy się potknęłam, o mały włos nie lądując na ziemi. A potem wypiłam jeszcze alkohol tego kolesia. Wspaniale…
            Na szczęście chyba mu się spodobałam, bo zgodził się pójść ze mną na imprezę. Prawie nie rozmawialiśmy po drodze, nie byłam w stanie. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, praktycznie od razu podeszła do nas Elena.
- Caroline? Co ty robisz?- zapytała szatynka. Mój towarzysz obrzucił ją pogardliwym spojrzeniem.
- Katherine?- wyczułem jego zdenerwowanie- Skąd się tutaj wzięłaś?- mówił na pozór spokojnie, jednak coś mi podpowiadało, że w środku gotuje się ze złości.
- Jaka Katherine?- Elena zlustrowała go od stóp do głów- Jestem Elena Gilbert. Nigdy w życiu cię nie widziałam- zmieniła nieco ton głosu, najwyraźniej uznała, że Brytyjczyk jest przystojny i lepiej być dla niego miłym.
- Przepraszam. Musiałem się pomylić- mężczyzna ukłonił się jej uprzejmie.
- Kim jesteś?- zapytała. Oboje, jakby zapomnieli o mojej obecności. Gdyby nie fakt, że blondyn dalej mnie obejmował, to poczułabym się kompletnie zbędna.
- Nazywam się Klaus Mikaelson- ucałował wierzch jej dłoni, jak przystało na gentelmana.
- Miło poznać- Elena uśmiechnęła się i zalotnie zatrzepotała rzęsami.
- Caroline, idziemy potańczyć?- oderwał wzrok od szatynki i spojrzał na mnie. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem na widok miny mojej fałszywej przyjaciółki.
- Jasne, Klaus-obdarzyłam go  najpiękniejszym ze swoich uśmiechów. Zignorowaliśmy Elenę i weszliśmy do domu Tylera.
- Kto to był?- mężczyzna wpatrywał się we mnie przenikliwie. Nawet po ilości alkoholu, którą wypiłam zorientowałam się, że zależy mu na tej odpowiedzi.
- Elena Gilbert, największa zdzira w mieści. A i spotyka się ze Stefanem- wydukałam. Potknęłam się o własną nogę i blondyn musiał pomóc utrzymać mi równowagę.
- Salvatore?- wrócił do tematu rozmowy.
- Owszem- skinęłam głową zaskoczona- Skąd go znasz?
- Stare dzieje. A Damon, jego brat?- odparł ogólnikowo. Nie przeszkadzały mi takie odpowiedzi. Byłam zbyt pijana, żeby zwracać uwagę na szczegóły.
- Koleś w skórzanej kurtce…- przypomniałam sobie chłopaka, który uśmiechał się do mnie pod szkołą.
- Co?- najwyraźniej nie zrozumiał, o co mi chodzi.
- Damon był pod szkołą. Niezłe ciacho w skórzanej kurtce- wyjaśniłam. Właśnie znaleźliśmy się w salonie, gdzie trwała najlepsza zabawa. Większość osób tańczyła, jednak parę popijało alkohol po kątach, najprawdopodobniej dla odwagi- Chodźmy potańczyć- pociągnęłam Klausa za rękę w głąb pomieszczenia. Z głośników leciała klubowa muzyka. Tańczyliśmy do rytmu, przynajmniej tak mi się zdaje, że w miarę dobrze ogarniałam kroki. Mimo tego, co chwilę na kogoś wpadałam i mój partner ratował mnie przed upadkiem. W końcu ktoś puścił inny rodzaj muzyki. Leciała jakaś wolna piosenka. Klaus złapał mnie w talii, położyłam dłonie na jego ramionach. Bujaliśmy się do melodii.
- Caroline, mogę mieć do ciebie pytanie?- zapytał w pewnym momencie, młody Brytyjczyk.
- Jasne- oparłam głowę o jego klatkę piersiową. Oplótł mnie szczelniej ramionami, opierając podbródek na moich włosach.
- Dlaczego wniosłaś toast za Mikaelsonów?- w pierwszej chwili nie zrozumiałam pytania. Najwyraźniej do mojego pijanego rozumu niewiele docierało. Potem jednak ogarnęłam.
- Poznałam ostatnio kogoś, w zasadzie. Znam go od dawna. Strasznie pokręcone. Musimy o tym gadać?- zapytałam. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Nie chcąc się dłużej powstrzymać, pocałowałam go namiętnie. Nie pozostał mi dłużny i odwzajemnił pieszczoty.
            Pociągnęłam go za koszulkę do tyłu. Nie przestawaliśmy się przy tym całować. Wreszcie natrafiłam ręka na klamkę i weszliśmy do pomieszczenia, nawet nie sprawdzając, gdzie się znajdujemy. Okazało się, że była to łazienka. Wplotłam palce w jego włosy, a on złapał mnie pod uda i posadził na szafce. Szybko zabrałam się za rozpinanie jego koszuli, podczas gdy on ściągnął mi bluzkę przez głowę. Udało mi się dorwać, zaledwie do trzech guzików, kiedy ktoś bezceremonialnie wparował do środka.
- Klaus Mikaelson, no proszę...- zerknęłam na przybysza i lekko się speszyłam. Nie chciałam, żeby widział mnie w takiej sytuacji…

Stefan

            Od początku imprezy rozglądałem się za Caroline, jednak nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Czyżby zamierzała ominąć zabawę? Może jednak się rozmyśliła i siedziała teraz w domu. Zmarszczyłem nos. Spostrzegłem mojego brata, co dodatkowo mnie zdenerwowało. Na pewno urządzi tu sobie ucztę z paru uczennic i muszę przyznać, że nie podobało mi się to. W końcu przez niego, obrywałem zawsze ja…
            Miałem już dosyć użalania się i denerwowania. Z tego powodu sięgnąłem po wolnostojącą butelkę piwa. Szybko ją opróżniłem, tak samo, jak pięć następnych. W tym momencie przekonałem się o tym, jaką słabą głowę mam.
            Dostrzegłem wreszcie Caroline. Przyszła z jakimś kolesiem, jednak nie mogłem skupić się na obserwowaniu go, bo miałem problemy z zatrzymaniem wzroku na jednym punkcie. Widziałem, jak tańczą, po czym zaczęli się całować. Wreszcie skierowali się do łazienki. Na to nie mogłem pozwolić.
            Podniosłem się z krzesła i chwiejnym krokiem ruszyłem za nimi. Miałem szczęście, bo nie zamknęli drzwi. Wpadłem do środka i wtedy poznałem kolesia, z którym przyszła moja przyjaciółka. Szczerze powiedziawszy, wiedziałem, że w tym momencie rozpoczęły się nasze problemy.
- Klaus Mikaelson, no proszę…- wypaliłem prosto z mostu, zamiast zastanowić się nad tym, co mówię…
***
Jest, jest :D Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni :)

czwartek, 22 września 2016

Rozdział III



Caroline

            Następnego dnia obudziłam się całkowicie wypoczęta. Tej nocy nie śniły mi się koszmary, albo przynajmniej ich nie pamiętałam. Uszykowanie się do szkoły nie zajęło mi zbyt dużo czasu. W kuchni nie zastałam już mamy. Naturalnie, nie będzie przecież dwa dni pod rząd, siedziała w domu. Co za dużo to niezdrowo. Zjadłam śniadanie i wyszłam.
            Postanowiłam pójść pieszo, gdyż chciałam odetchnąć świeżym powietrzem. Po drodze cały czas myślałam o Kolu. Miałam tyle pytań, na które nikt nie był w stanie mi odpowiedzieć, że w głowie mi się kotłowało. Wampiry istniały. Ba! Kol był pierwotnym wampirem, czyli pierwszym ze swojego gatunku oraz niezniszczalnym. Z tego, co zdołałam się dowiedzieć wynikało, że nic nie było w stanie go zabić. Przeciętnych krwiopijców niszczył kołek, wbity w serce. Jednak nie Mikaelsona.
- Cześć, Care- Bonnie dogoniła mnie i uściskała na powitanie. Uśmiechnęłam się do mulatki. Bennetówna była jedną z milszych i bardziej przeze mnie lubianych osób w szkole. Nie miałam zbyt wielu prawdziwych przyjaciół. Jednym z nich była właśnie Bonnie, drugim Matt Donovan. Chłopak był zakochany na zabój w Elenie, która go kompletnie ignorowała. Akurat Eleny nie znosiłam. Zachowywała się, jak księżniczka, ale księżniczka zdzir. Musiała zdobyć każdego faceta, bez względu na to, czy był zajęty, czy nie.
- Hej, Bonnie. Jak tam weekend?- zapytałam z uśmiechem.
- W porządku. Tylko, że…- zaczęła, ale nie dokończyła, bo zapatrzyła się w jakiś punkt po prawej. Podążyłam za jej wzrokiem i zauważyłam przystojnego bruneta. Miał ubraną skórzaną kurtkę i ciemne spodnie. Wyglądał na trochę starszego od nas. Jakby wyczuł na sobie nasz wzrok, bo spojrzał prosto na mnie i uśmiechnął się zalotnie.
- Kto to jest?- zapytałam. Odwzajemniłam uśmiech niepewnie.
- Damon- wyszeptała Bonnie, jakby nie swoim głosem.
- Co? Skąd to wiesz?- zmarszczyłam nos zaskoczona.
- Brat Stefana- dodała, co już w ogóle mnie zszokowało. Oderwałam wzrok od przystojniaka i spojrzałam na swoją przyjaciółkę.
- Bonnie, co ty…?- złapałam ją za ramiona i potrząsnęłam nią. Bennetówna wreszcie zerknęła na mnie nieprzytomnie. Wyglądała, jakby właśnie wróciła z innego świata.
- Sorki, ja po prostu…- zawahała się, jakby niepewna, czy może mi zdradzić sekret.
- Co się z tobą dzieje? Ostatnio dziwnie się zachowujesz- założyłam ramię na ramię i czekałam na odpowiedź.
- Okej, Care… Słuchaj, bo ja… Ja jestem czarownicą- spuściła wzrok zawstydzona.
- Czym? Ale jak…?- moje usta same ułożyły się w literę „o”. Wpatrywałam się w nią z szeroko otwartymi oczami. Bonnie czarownicą? Czyli oprócz wampirów, istniały też inne istoty pozaziemskie? Co jeszcze miało mnie zaskoczyć dzisiaj? Ile nowości na mnie czekało?
- Moja babcia nią jest. Odziedziczyłam to po niej- wyjaśniła.
- I możesz uprawiać magię? Znaczy robić jakieś sztuczki, jak ci w telewizji?- odzyskałam głos.
- Coś tam umiem, jednak dopiero się uczę. Częściej zdarzają mi wizje, czy przeczucia dotyczące przyszłości, albo danych osób- tłumaczyła już nieco spokojniej.
- Musisz mi kiedyś pokazać, jak to robisz- uśmiechnęłam się. Odwzajemniła się tym samym, wyraźnie jej ulżyło, kiedy wyznała prawdę.
- Jasne, chętnie- odparła. W milczeniu dotarłyśmy do szkoły. Obie miałyśmy dużo do przemyślenia. Ledwie weszłyśmy do środka i od razu znalazła się przy nas Elena Gilbert.
- Patrz kto zmierza w naszym kierunku- wyszeptałam. Skrzywiłam się przy tym, gdyż nie miałam ochoty rozmawiać z szatynką.
- Caroline, Bonnie…- ucałowała nas sztucznie w oba policzki- Nie uwierzycie, co się wczoraj wydarzyło- aż paliła się, żeby nam o tym powiedzieć. Niezbyt jednak mnie to interesowało. Miałam sporo swoich spraw na głowie.
- Zaraz zadzwoni na lekcje- mruknęłam, wskazując na zegar.
- Daj spokój, Care i słuchaj- Elena uciszyła mnie niegrzecznie. Zacisnęłam szczęki, usiłując ukryć złość.
- Co się dzieje, El?- Bonnie wtrąciła się do rozmowy, nie dając mi tym samym czasu na brzydką odpowiedź.
- Przespałam się wczoraj z nim- wypaliła. Zerknęłam na nią niechętnie. Kto tym razem padł jej ofiarą? Który chłopak poleciał na jej fajny tyłek?
- Z kim?- Bennetówna uprzedziła moje pytanie.
- Ach, no ze Stefanem, oczywiście!- zawołała z wyrzutem. Miałyśmy chyba same się domyślić, zamiast zadawać jej głupie pytania.
- Jakim Stefanem?- wypaliłam. Nie sądziłam, że mogło jej chodzić o mojego najlepszego przyjaciela, na którego w dodatku leciałam.
- Salvatore. Byłam w Grillu, siedziałam sama, a on się przysiadł do mnie. Chwilę gadaliśmy, potem piliśmy. Obojgu nam zaszumiało w głowie, przynajmniej mi na pewno. Kiedy zamykali pub, zaprosił mnie do siebie, a ja się zgodziłam- uśmiechnęła się triumfalnie.





- Poszłaś z nim do łóżka po kilku drinkach?- Bonnie uniosła brwi do góry. Widocznie czuła zniesmaczenie. Elena, co tydzień miała innego faceta i zawsze z każdym spała.
- Ale to nie tak. Myślę, że on jest tym jedynym. Kocham go i było nam tak dobrze w łóżku. Nigdy z nikim nie czułam się równie wspaniale- rozmarzyła się- Jest super umięśniony, a jego chata… Mmmm… Ej, Care? Gdzie idziesz?- zawołała za mną. Nie miałam ochoty dłużej słuchać i szybko odeszłam. Na moje szczęście w tym momencie zadzwonił dzwonek i wyszło na to, że dlatego właśnie je opuściłam.
            Weszłam do klasy i usiadłam w ostatniej ławce. Położyłam torbę na siedzeniu obok, żeby nikt nie mógł zająć tego miejsca. Chciałam pomyśleć, a nie słuchać gadania drugiej osoby, szczególnie Eleny, która rozpływałaby się nad tym, jaki Stefan jest wspaniały w łóżku. A robiłaby to tylko po to, abym poczuła się źle i żeby zazdrość mnie zżarła. Miała rację. Byłam na nich wściekła. Zwłaszcza na młodego Salvatore. Jak mógł jej ulec? Mówiłam mu milion razy, jaka ona jest. Że jest wredną zdzirą, wtedy mi przytakiwał, a teraz poszedł z nią do łóżka… Głupek. Faceci to jednak idioci.
            Ktoś jednak nie dał się łatwo zniechęcić. Wysoka, szczupła brunetka usiadła obok mnie. Miała lokowane włosy i ogólnie była dosyć ładna. Kojarzyłam ją z widzenia. Od jakiegoś roku chodziła do naszej szkoły, no i spotykała się z Tylerem Lockwoodem. Miała na imię Hayley. Nigdy wcześniej nie rozmawiałyśmy. Spojrzałam na nią niechętnie. Ona jednak niezrażona, uśmiechnęła się do mnie szeroko.





- Cześć, Care- przywitała się.
- Hej- odpowiedziałam uprzejmie. Zastanawiałam się, o co mogło jej chodzić. Dlaczego nagle postanowiła pogadać ze mną?
- Słuchaj, organizujemy dzisiaj imprezę u Ty’a. Wpadniesz?- wpatrywała się we mnie wyczekująco. Nie byłam do końca przekonana, czy powinnam tam iść. Wolałabym siedzieć w domu i w spokoju użalać się nad sobą.
- Nie, chyba odpuszczę- mruknęłam wymijająco. Odwróciłam wzrok i zaczęłam bawić się ołówkiem.
- Proszę cię, daj się przekonać- poruszyła zabawnie brwiami i złożyła ręce błagalnie. Wahałam się. Nie wiedziałam, co robić. Kusiło mnie, aby pójść się zabawić, zapomnieć o wszystkich rzeczach, które ostatnio mi się przytrafiły.
- No dobra, przyjdę- przewróciłam oczami i wreszcie się do niej uśmiechnęłam.
- To jeszcze jedno, co ty na to, żeby już przed imprezą wypić? Będziemy miały dobre humory- zaproponowała. Rozsądna Caroline podpowiadała mi, żeby się nie zgadzać, ale ta druga strona mówiła, że mam się zgodzić.
- Okej, to o której się spotkamy?- zapytałam.
- O osiemnastej w Grillu?- odpowiedziała, wyraźnie zadowolona.
- Mi pasuje, ale mam jedną prośbę- spojrzałam na nią poważnie. Zerknęła na mnie zaniepokojona i zmarszczyła brwi- Obiecaj mi, że upijemy się do nieprzytomności i nikt nam nie przeszkodzi-  widziałam, jak na jej twarzy pojawia się coraz szerszy uśmiech.
- Nawet nie musisz o to prosić- odparła…

Stefan

            Pojawiłem się w szkole dopiero na trzeciej lekcji. Wiedziałem, że muszę wyjaśnić całą sprawę Caroline. Była moją przyjaciółką i zdawałem sobie sprawę, że podkochuje się we mnie. Nie przeszkadzało mi to, jednak nie mogłem jej dać tego, co chciała. Kochałem Elenę Gilbert, odkąd ją zobaczyłem. Wróciłem do Mystic Falls tylko dla niej. I żadna inna dziewczyna się nie liczyła. Tego dnia jednak postanowiłem poświęcić więcej czasu Forbes. Musiałem jej wszystko wyjaśnić. Damon nalegał na to. Oboje znaliśmy blondynkę od małego, mimo iż ona tego w ogóle nie pamiętała. Mojego brata w ogóle nie kojarzyła, natomiast mnie poznała pierwszego dnia szkoły. Nie ode mnie jednak zależało, kiedy dowie się prawdy. Zabroniono nam wyjawiać, co wiemy, bo w innym wypadku skazalibyśmy siebie na śmierć…
            Nie było ciężko znaleźć Caroline. Siedziała pod klasą od matematyki i gadała z Hayley Marshall. Westchnąłem. Nie lubiłem tej dziewczyny. Była blisko z rodziną Mikaelson, a to niezbyt mi się podobało. Pierwotni zawsze coś kombinowali, nie można było być pewnym, co wymyślą.
- Cześć, Care. Mogę cię prosić na sekundkę?- zapytałem. Rzuciłem jej koleżance tylko jedno niechętne spojrzenie. Odwzajemniła się tym samym.
- Jasne- blondynka wstała i odeszła za mną na bok. Kiedy znaleźliśmy się z dala od wścibskich uszu, odezwałem się pierwszy.
- Słuchaj, chciałem ci coś powiedzieć.
- Wiem już i naprawdę mi to nie przeszkadza. Życzę wam szczęścia- przerwała mi w połowie zdania. Zaskoczyło mnie to, że wie, bo i skąd?
- Kto ci powiedział?- spytałem. Od razu zrozumiałem, jak głupio to zabrzmiało. Oprócz mnie wiedziała tylko Elena, więc…
- Musisz pytać?- podniosła brwi litościwie.
- Jesteś zła?- zaniepokoiłem się.
- Nie. Mam nadzieję, że będzie wam dobrze ze sobą. Przepraszam cię, ale teraz muszę iść odgadać z Hayley sprawę imprezy- skinęła mi głową, po czym po prostu odeszła.
            Dziwnie się czułem po tej rozmowie. Nie wiedziałem, czy mogę jej wierzyć i rzeczywiście nie ma do mnie żalu, czy może jednak jest zła. Czyli wybierała się na imprezę do Tylera… Może, jeśli się upije, będzie mi prościej wszystkiego się dowiedzieć. Tak uspokojony ruszyłem w kierunku mojej nowej dziewczyny…

Caroline

            Rozmowa ze Stefanem kompletnie zepsuła mi humor. Widziałam, że naprawdę zależy mu na Elenie i wiedziałam, że ona go zrani. Było mi go żal. Powinnam się cieszyć jego szczęściem, jednak nie mogłam nic poradzić, że cały czas marzyłam o tym, aby go pocałować, aby dotknąć jego idealnych mięśni…
- Caroline, jesteś tutaj? Czy może ktoś porwał cię do krainy pełnej seksu?- Hayley szturchnęła mnie między żebra, przywracając tym samym do rzeczywistości.
- Samotnego seksu- mruknęłam.
- Znajdziemy ci jakiegoś fajnego na imprezie- obiecała i wyszczerzyła się- Może jacyś bliźniacy się trafią- podrapała się po brodzie. Na jej twarzy szło dostrzec rozmarzenie.
- Ty masz Tylera- przypomniałam jej ze śmiechem.
- Jesteśmy w otwartym związku. Czasami ja mam innego faceta, czasami on inną laskę- wzruszyła ramionami.
- Serio?- zdziwiłam się.
- Tak. Nie przeszkadza nam to. Wolność jest niesamowitym uczuciem- powiedziała poważnie- Musisz kiedyś spróbować- zaproponowała.
- Ja jestem cały czas wolna. Nie muszę próbować, bo znam to uczucie- odparłam.
- Kiedy ostatnio uprawiałaś seks od tak? Dla zabawy?- uniosła brwi do góry i spojrzała na mnie wyczekująco.
- Raczej nie jestem tego typu dziewczyną- skrzywiłam się nieznacznie.
- Dzisiaj pomogę ci się zabawić- obiecała. Zawahałam się. Jednak po chwili przypomniałam sobie o nowej, szalonej Caroline.
- Dobra. Zakład, że prześpię się na tej imprezie z pierwszym lepszym facetem?- wypaliłam, dając ponieść się swojej mrocznej stronie.
- Obie to zrobimy- uśmiechnęła się triumfalnie…


****
Przepraszam, że dodaję dopiero dzisiaj, jednak wynikły pewne problemy, których się nie spodziewałam. Rozdział dodany, następny za tydzień :D 
Pozdrawiam i zapraszam do wyrażania swoich opinii ;)
 

piątek, 9 września 2016

Rozdział II



Caroline


            Zabębniłam palcami w biurko. Co miałam robić? Iść na to spotkanie, czy lepiej będzie olać i pozostać w domu. Byłam niezwykle ciekawa, kto mógł do mnie napisać i niepostrzeżenie podrzucić mi ten liścik. Na pewno był to mężczyzna. Taka informacja nie była jednak wystarczająca. Chciałam poznać prawdę i dlatego postanowiłam pójść na to spotkanie.
            Nie wiedziałem, czego mam się spodziewać, więc zrobiłam sobie mocniejszy, „randkowy” makijaż. Ubrałam krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach. Nie chciałam przesadzać w strojeniu się. Około godziny osiemnastej wyszłam z domu. Dosyć szybko znalazłam się koło Grilla. Zatrzymałam się przy wejściu, niepewna co mam robić. Uśmiechnęłam się do paru znajomych osób, ale grzecznie odmawiałam, mówiąc że jestem umówiona i niestety nie mogę do nich dołączyć. Minęło dobre pół godziny, a nadawca listu nie pojawił się. Zamierzałam wejść do środka i pogadać z Mattem oraz Tylerem, kiedy ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął do cienia. Chciałam krzyczeć, ale on zasłonił mi usta. Przestraszyłam się nie na żarty. Co on chciał mi zrobić? Byłam zdana na jego łaskę…
- Witaj, Caroline- niski i męski głos zmysłowo wyszeptał mi do ucha, słowa powitania. Puścił mnie, a ja wtedy zamiast uciekać odwróciłam się do niego i przyjrzałam mu się uważnie. Był wysokim, przystojnym brunetem o czekoladowych oczach. Miał włosy porozrzucane w nieładzie, co tylko dodawało mu uroku.
- Kim jesteś?- zapytałam. Założyłam ramię na ramię. Chciałam uchodzić za rozsądną. Jednak fakt, że przyszłam tutaj sama na spotkanie z facetem, którego nie znałam, działał na moją niekorzyść.
- No tak, bo ty w ogóle nic nie pamiętasz- zmarszczył nos. Podrapał się po czole, jakby z wahaniem- Nie wiem, od czego zacząć- przyznał.
- Może od początku?- zaproponowałam.  Uśmiechnął się do mnie uroczo. Zaczęłam zastanawiać się,  ile mógł mieć lat. Pewnie nie więcej niż osiemnaście.
- Muszę ci to pokazać, żebyś zrozumiała, kim jestem- powiedział. Położył swoje dłonie na moich policzkach. Nie zdążyłam zaprotestować, bo znalazłam się w innym miejscu…
5 lat wcześniej…

            Spoglądałam na Kola, spod przymrużonych powiek. Nie lubiłam, kiedy mi odmawiał. On jednak zdawał się być nieugięty.
- Oj, no Koooool- specjalnie przeciągnęłam samogłoskę w jego imieniu i zrobiłam minkę, jak kot z Shereka.
- Nie i koniec!- założył ramię na ramię i zacisnął szczęki. Starannie unikał przy tym spoglądania na mnie. Najwyraźniej bał się, że w końcu mi ulegnie.
- Chodź ze mną. Chcę żeby Tyler był zazdrosny- jęknęłam. Złapałam jego dłonie i ścisnęłam je w swoich drobnych rączkach.
- Jestem dla ciebie za stary. Połapie się, że to ściema- odpowiedział, jednak już mniej pewnie.
- No cóż… W takim razie poproszę twojego brata- westchnęłam z udawanym żalem.
- On to już w ogóle jest dla ciebie za stary- oburzył się.
- Moim kolegom to nie będzie przeszkadzało- wzruszyłam ramionami. Odwróciłam się i chciałam odejść, ale on wtedy mnie zatrzymał.
- Dobra. Młoda, wygrałaś. Pójdę z tobą- rzuciłam mu się w ramion szczęśliwa. Objął mnie w pasie i przytulił mocno do siebie.

2 godziny później…

            Siedzieliśmy w kinie z Kolem. Czułam na plecach spojrzenie Tylera. Było widać, że zazdrość go zżera.
- Dziękuję- szepnęłam i przytuliłam się do mojego towarzysza. Spiął się nagle, co było do niego niepodobne- Co się dzieje?- zapytałam. Wiedziałam, że brunet nie zestresowałby się bez powodu.
- Musimy natychmiast stąd wyjść- odparł, podniósł się ze swojego miejsca i pociągnął mnie za rękę.
- Ale dlaczego? Przecież film się jeszcze nie skończył- jęknęłam niezadowolona.
- Zaufaj mi. Tutaj grozi ci niebezpieczeństwo- szybko znaleźliśmy się przy drzwiach. Cały czas kręciłam nosem, okazując swoją niechęć do tego planu.
- Kol… Wróćmy do środka- mruknęłam ponętnie. Przynajmniej sądziłam, że tak to brzmi, gdyż nie miałam jeszcze wprawy w sprawach miłosnych.
- Nie i koniec!- warknął, wyraźnie zdenerwowany.
- Puść mnie! Chcę tam wrócić- tupnęłam nogą ze złością. Nie rozumiałam, dlaczego się tak dziwnie zachowywał.
- Ogarnij się. Jesteś rozpuszczonym dzieciakiem, ale w tej chwili mnie posłuchasz, albo będziemy mieli oboje przerąbane- spojrzał na mnie wściekły i ścisnął mocniej moje ramię.
- Odezwał się ten, kto cały czas zasłania się starszym bratem- wycedziłam przez zęby. Wiedziałem, że stosunki z rodzeństwem to jego czuły punkt.
- Ty egoistyczna, samolubna i złośliwa…- nie dokończył. Podniósł nagle głowę i odepchnął mnie na bok. Uderzyłam w ścianę i zakręciło mi się w głowie. Chciałam nawrzeszczeć na Kola, ale kiedy na niego zerknęłam, cała zbladłam. Upadł na kolana, w serce miał wbity kołek.
- Jezu, Kol… Trzymaj się- podbiegłam do niego ze łzami w oczach. Wiedziałam, że to musiało go zabić. On spojrzał na mnie, uśmiechnął się, po czym jak gdyby nigdy nic, wyjął kołek i odrzucił go do tyłu. Zdębiałam. Jak to było możliwe?
- Caroline, to jest sprawa, którą mój brat miał ci dzisiaj wyjaśnić- odezwał się pierwszy- Jesteśmy wampirami…- nagle szybko się podniósł, nie czekając na moją reakcję. Zniknął na kilka sekund. Wrócił wyraźnie zadowolony. Wyciągnął chusteczkę i otarł usta oraz brodę, po której skapywała mu krew- Sprawa załatwiona. Już nie będzie ci zagrażał- odezwał się. Byłam zbyt zaskoczona, żeby jakoś to skomentować…


Teraźniejszość…

            Znowu staliśmy pod Grillem. Wpatrywałam się w Kola z szeroko otwartymi oczami. Teraz go pamiętałam, pamiętałam również że był wampirem, ale co najważniejsze wiedziałam, że jest moim przyjacielem i nie chce zrobić mi krzywdy.
- Kol…- zawołałam ze łzami w oczach i rzuciłam mu się w ramiona. Przytulił mnie do siebie. Widocznie zadowolony z takiego przebiegu wypadków.
- Tęskniłem- wyszeptał.
- Jak to możliwe, że zapomniałam?- nie dawało mi to spokoju. Musiałam poznać całą prawdę.
- To skomplikowane. Tak było bezpieczniej- odparł. Zauważyłam, że się cały spiął.
- Cieszę się, że jesteś- postanowiłam odpuścić tym razem i po prostu dać upust swojej radości, że Kol niespodziewanie wrócił do mojego życia…

Parę godzin później…

            Długo gadaliśmy z Kolem. Opowiedział mi o naszej znajomości, o tym ile nas łączyło. Podarował mi nawet nasze wspólne zdjęcie. Wyglądał na nim tak samo, jak dzisiaj. Ja natomiast urosłam i wydoroślałam. Podczas gdy on, od co najmniej pięciu lat miał ten sam wiek. Włożyłam fotografię pod poduszkę. Teraz, kiedy pamiętałam Kola, nie chciałam aby to wszystko okazało się tylko pięknym snem. Miałam okropny mętlik w głowie. Nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Ktoś usunął mi z pamięci wspomnienia związane z młodym Brytyjczykiem. Podstawowe pytanie brzmiało: kto i dlaczego?
            Firanki załomotały na wietrze. Podskoczyłam na łóżku, kiedy jakaś postać zmaterializowała się obok mnie.
- Boże, Kol… Nie zeskakuj mnie tak- złapałam się za serce i przewróciłam oczami.
- Słuchaj Mała. Gniewasz się na mnie?- usiadł na krześle i spojrzał na mnie uważnie.
- Nie… Po prostu dużo się zmieniło. Ja się zmieniłam- wyszeptałam. Zaczęłam nerwowo wykręcać palce.
- Wiem. Jesteś teraz jeszcze piękniejsza- zarumieniłam się, pod magnetycznym spojrzeniem jego czekoladowych oczu.
- Powiesz mi…- zaczęłam, ale on od razu mi przerwał.
- Caroline…- złapał moje dłonie i zmusił, abym patrzyła mu w oczy- Nie mogę ci odpowiedzieć na te pytania. To dla twojego bezpieczeństwa. Zaufaj mi- zakończył swoją wypowiedź.
- Nie wiem. Boję się, że zrobisz to samo, co mój ojciec- spuściłam głowę. Bałam się tego, że kolejna osoba, na której mi zależy, złamie mi serce.
- Obiecuję ci, że nigdy, przenigdy cię nie opuszczę- złapał mnie pod brodę i spojrzał głęboko w oczy. Praktycznie zatonęłam w jego czekoladowych tęczówkach. Uśmiechnęłam się z nadzieją, po czym rzuciłam w ramiona…


No i jest :D 
O czasie i mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
Jeszcze raz zachęcam do wyrażania swoich opinii w komentarzach.
Czytelniczka

piątek, 2 września 2016

Rozdział I



Caroline

            Długo wylegiwałam się w łóżku, tego dnia. Zbyt długo. Wiedziałam, że im później wstanę, tym mniej będzie mi się chciało pracować, a miałam do napisania wypracowanie na temat folkloru Mystic Falls. Okazało się, że moja mała mieścina, ma bardzo bogatą historię. Legendy dotyczyły świata nadprzyrodzonego. Głównie wampirów. Nie wierzyłam w takie bzdury. Niby jakim cudem krwiożercze bestie miały chodzić po świecie i zabijać ludzi. Przecież ktoś prędzej, czy później zorientowałby się.
            Przeciągnęłam się i wreszcie podniosłam z łóżka. Wyciągnęłam nogi spod kołdry i wsunęłam stopy w moje ulubione kapcie, króliczki. Ziewnęłam potężnie, po czym skierowałam się do kuchni. Mama o dziwo była w domu. Było to rzadkością, gdyż przeważnie cały wolny czas spędzała z dala ode mnie. Nie była złą matką, ale po prostu nie interesowało ją, aż nazbyt moje życie. Przyzwyczaiłam się do tego.
- Dzień dobry, Caroline- przywitała się uprzejmie. Jak zawsze była idealna. Wyprostowana, dokładnie wymalowana i ubrana, jakby nie na standardy Mystic Falls. Wyglądała tak, jakby szła na bal do królowej.
- Cześć, mamo- specjalnie odrobinę się przygarbiłam, żeby zrobić jej na złość. Podrapałam się po plecach i rozczochrałam włosy. Zmierzyła mnie niechętnym spojrzeniem. Zabębniła palcami, przyozdobionymi w długie tipsy, w dębowy blat. Nasze rozmowy zawsze tak wyglądały. Miałyśmy zbyt różne charaktery, żeby się dogadywać. Też lubiłam dobrze wyglądać, ale nie dwadzieścia cztery godziny na dobę.
            Nasypałam sobie płatków do miseczki i zalałam je mlekiem. Czułam na sobie jej spojrzenie i specjalnie przyłożyłam kartonik do ust. Wypiłam sporo białego płynu, poczym jak gdyby nigdy nic, schowałam resztę do lodówki. Prychnęła cicho. Usiadłam przy stole i zabrałam się za jedzenie. Wpatrywała się we mnie, bezustannie.
- Chcesz coś, mamo?- zapytałam z ustami, pełnymi jedzenia. Dodatkowo zaakcentowałam ostatnie słowo.
- Mam dla ciebie wieści- podniosłam na nią oczy. Widząc moje zainteresowanie, zamilkła. Wyjęła z kieszeni konturówkę do ust i poprawiła swój, i tak idealny, makijaż. Zacisnęłam szczękę ze złością i specjalnie wypuściłam łyżkę z dłoni. Opadła z łoskotem na dno miski, rozchlapując mleko na blat. Elizabeth przeklęła pod nosem. Sprzątaczka miała przyjść dopiero jutro, więc będzie musiała znosić ten bałagan, jeszcze osiemnaście godzin.
- To co chcesz mi powiedzieć?- spytałam, dając za wygraną. Matka podniosła się z krzesła. Spojrzała na mnie z góry i powiedziała coś, co wprawiło mnie w totalne oszołomienie.
- Twój ojciec wraca- nie byłam przygotowana na jej słowa. Moje usta samorzutne ułożyły się w literę „o”. Mój ojciec, bydlak, który mnie zostawił, miał wrócić? Jak on śmiał? Nienawidziłam go za to, że zostawił mnie samą, że nie zabrał mnie ze sobą do Nowego Orleanu. W dodatku od czterech lat nie utrzymywał ze mną żadnego kontaktu, jakby nagle przestało mu na mnie zależeć.
            Wiedziałam, że Liz mi się przygląda. Dlatego też nie dałam jej tej satysfakcji. Odłożyłam miseczkę koło zlewu i wymaszerowałam z pomieszczenia. Szybko znalazłam się w swoim pokoju.
            Zamknęłam drzwi, po czym wyjęłam pamiętnik z sekretnej kryjówki, która mieściła się za obrazem.



„Drogi Pamiętniku!
Stało się coś strasznego. Coś o czym przez lata marzyłam. Mój ojciec wraca, ale ja już go nie kocham. Porzucił mnie, czy mogę mu wybaczyć? Czy przyjdzie błagać o przebaczenie? A może będzie udawał, że jest tak, jak dawniej, że dalej jestem małą dziewczynką, która wybiegnie mu na spotkanie? Jeśli tak, to grubo się pomyli!
Ja, Caroline Forbs, nie mam ojca…!
Nie mam pojęcia, co robić. Tyle rzeczy spadło mi na głowę. Koszmary, niespodziewany powrót, Stefan i ta wredna szmata Elena. Ta dziewczyna coraz bardziej mnie drażni. Jest podłą zdzirą, która musi zdobyć każdego faceta, a potem złamać mu serce. Jak sobie pomyślę, że już jutro będę uśmiechać się do niej sztucznie i zachowywać tak, jakby nic się nie stało, to normalnie…  Ach! Mam ochotę przywalić jej w tę głupią, fałszywą gębę, tak żeby już nikt nigdy na nią nie spojrzał. Jeszcze w dodatku ma chrapkę na Stefana, a doskonale wie że on mi się podoba. Podsłuchała, jak mówiłam o tym Bonnie, jednak oczywiście musi zrobić mi na złość. Wyrwałabym jej wszystkie kudły z głowy za takie zachowanie. Salvatore jest moim przyjacielem i nie chcę, aby go w jakikolwiek sposób skrzywdziła. Co ja jednak mogę? Miłość jest ślepa i niestety muszę się pogodzić z tym, jeśli ją wybierze…”

            Przerwałam pisanie, gdy okno nagle otwarło się z głośnym trzaskiem. Białe firanki poruszone przez wiatr, łomotały jak szalone. Wzdrygnęłam się. To było naprawdę dziwne. Podeszłam do niego i wyjrzałam ostrożnie. Nic jednak nie zauważyłam. Zatrzasnęłam okiennice i z powrotem ległam na łóżku. Otwarłam pamiętnik, a tam czekała na mnie niespodzianka. Napisana odręcznie kartka:

„Witaj Caroline,
Proszę spotkajmy się dzisiaj wieczorem przy wejściu do Grilla.
Przyjdź sama.”

            Przeczytałam te słowa jeszcze raz i dalej nie mogłam ich zrozumieć. Kto był ich nadawcą? Charakter pisma nie był mi znany. Zaczęłam się zastanawiać, co powinnam zrobić. Czy byłam na tyle nierozsądna, aby pójść na to spotkanie?

Klaus

            Uwielbiałam wpatrywać się w Caroline, kiedy spała. Była wtedy taka urocza. Przez lata rozłąki, które nam obojgu przyszło przeżyć, tylko wyładniała. Wiedziałem, że nie mogę od tak wparować do jej życia. Nie pamiętała mnie, ani naszych wspólnych przeżyć. Cichutko westchnęła przez sen, marszcząc mały, zgrabny nosek. Wyciągnąłem do niej rękę, po czym jednak ją cofnąłem. Nie chciałem jej budzić. Podniosłem się niechętnie i opuściłem jej pokój. Nie zdążyłem jednak zamknąć drzwi, bo zaczęła krzyczeć przerażająco. Zawahałem się, ale kiedy krzyk przerodził się w płacz, wszedłem do środka z powrotem. Usiadłem na brzegu jej łóżka.
- Ciii… Już dobrze- wyszeptałem wbrew sobie.
- To znowu mi się śniło- drżała, jakby jakiś koszmarny sen ją dopadł. Położyłem dłoń na jej głowie i pogładziłem ją po miękkich blond włosach. Było mi niesamowicie dobrze. Od dawna przy nikim się tak nie czułem. Caroline zawsze miała na mnie wyjątkowy wpływ. Nawet te dziesięć lat temu, kiedy znalazłem ją samotną na ulicy…

10 lat wcześniej…
            Przechadzałem się po ulicach swojego wspaniałego królestwo. Nowy Orlean był już oficjalnie mój i nic nie mogło tego zmienić. Pokonałem swoich największych wrogów i teraz mogłem w pełni oddać się swoim królewskim zachciankom. Czułem się spełniony. Miałem wszystko, o czym kiedykolwiek marzyłem. Władzę, władzę i jeszcze raz władzę…
            Mijałem właśnie jedną z bocznych uliczek, kiedy usłyszałem rozpaczliwy płacz dziecka. Normalnie nic by mnie to nie obchodziło, ale tym razem coś kazało mi się zatrzymać. Skręciłem w obskurną drogę. Do moich uszu dobiegł, dobrze mi znany głos jednego z wampirów.
- Mała, jeśli będziesz się stawiać, będzie tylko gorzej. Ugryzę cię, zabiję i po sprawie- mówił. Nie lubiłem go, dlatego w wampirzym tempie podbiegłem do niego. Nie zauważył mnie, tak był zaabsorbowany ofiarą.
- Ale ja nie chcę umierać- szepnęła dziewczynka. Siedziała skulona koło śmietnika. Twarz miała schowaną w dłoniach, jej długie blond loki, spływały wolno na ramiona.
- Chcesz żyć sama na ulicy?- zapytał Greg. Pomyślałem, że jest niezłym idiotą. Postanowiłem jeszcze chwilę posłuchać, niepewny co mam robić. Dałem im zezwolenie na polowania. Mogli atakować, kogo chcieli.
- Poradzę sobie. Jestem sprytna- usłyszałem wyraźnie w jej głosie cień nadziei. Jednak podniecenie wampira, zdradzało, że nie ma zamiaru jej puścić. Chciał ją zabić. Ta rozmowa przeciągała tylko to, co nieuniknione.
- Cóż, Mała… Ulżę ci tylko w cierpieniach- powiedział. Zmienił swoją zwykłą twarz w wampirzą i rzucił się w kierunku małolaty. W ostatniej sekundzie, podjąłem decyzję. Złapałem go za kark i nie pozwoliłem zabić. Jej krzyk urwał się w połowie. Patrzyła na mnie przez palce, tak że nawet nie mogłem dostrzec jej twarzy.
- Greg, zostaw ją- poleciłem spokojnie.
- Ale szefie… Mówiłeś, że…- jęczał. Trząsł się ze strachu, ale albo był tak głupi, albo bardzo głodny, i postanowił kłócić się ze mną.
- Wiem, co mówiłem. Wypad stąd. Zapoluj sobie na kogoś innego- rzuciłem nim z całej siły w ścianę. Na tyle mocno, że zrobił w niej dziurę. Pozbierał się szybko i natychmiast zniknął. Uśmiechnąłem się pod nosem. Lubiłem budzić grozę. Już chciałem odejść, kiedy przypomniałem sobie o małej. Zerknąłem na nią. Siedziała i patrzyła na mnie z przerażeniem.
- Jesteś taki, jak on?- spytała. Byłem pod wrażeniem, że pomimo strachu, zdobyła się na zadanie pytania.
- Jestem sto razy gorszy, Kochana- uśmiechnąłem się smutno.
- Zostawisz mnie tutaj?- spojrzała na mnie błagalnie. Czy ona chciała, żebym zabrał ją ze sobą?
-Idź do rodziców- machnąłem ręką i powoli ruszyłem w kierunku głównej drogi. Po kilku sekundach, usłyszałem nieśmiałe kroki, za sobą.
- A co jeśli nie mam rodziców?- byłem pełen podziwu dla jej uporu.
- Dziecko, jestem najgroźniejszą osobą w tym mieście. Czemu chcesz iść ze mną, co? Mogę cię zabić, w mgnieniu oka- warknąłem. No dobra, może i przesadziłem. Tylko, że czułem na plecach jej przeszywający wzrok i nie mogłem się powstrzymać przed wybuchem.
- Przy twoim boku, już nikt mnie nie skrzywdzi. Będę bezpieczna- szepnęła. Zatrzymałem się i zerknąłem na nią z niedowierzaniem. Skąd siedmiolatka mogła czerpać takie pomysły? To nie były myśli typowego dziecka.
- Nie boisz się mnie?- zapytałem mimowolnie.
- Nie- podniosła na mnie oczy. Były bardzo błękitne i niezwykle piękne. Jeszcze nigdy nie widziałem podobnych. Jej twarz przypominała anioła. Podsumowując była śliczna.
- Dlaczego?- przyglądałem jej się nachalnie. Jednak ona ani trochę się nie zmieszała.
- Bo mnie uratowałeś. Nie jesteś, aż taki zły, jak mówisz- odparła. Bez wahania pokonała dzielącą nas odległość i zanim zdążyłem zareagować, przytuliła się do mnie- Nazywam się Caroline. Dziękuję- znalazłem się w głębokim szoku i nie byłem w stanie jej odpowiedzieć…
           
Teraźniejszość…

            Tak właśnie przebiegło nasze pierwsze spotkanie. Caroline już wtedy zawróciła mi w głowie. Obiecałem sobie, że zawsze będę ją ochronił, a pewnego dnia, zamienię w wampira. Wiedziałem, że ten dzień się zbliża i dlatego wróciłem do Mystic Falls. Dalej szlochała, chociaż już ciszej.
- Teraz śpij, Kochanie. Posiedzę z tobą, aż zaśniesz- wyszeptałem prosto do jej ucha. Z zadowoleniem stwierdziłem, że już po kilku minutach, smacznie spała.
            Nie mogłem się powstrzymać i koniuszkami palców, dotknąłem jej policzka. Uśmiechnęła się lekko przez sen. Moje serce zabiło szybciej. Czy to możliwe, żeby ta blondynka wzbudzała we mnie, aż tyle emocji? Czy to dziecko, mogło obudzić we mnie to co dobre? Czy było jeszcze coś do budzenia?
            Pocałowałem ją delikatnie w czoło, po czym opuściłem pokój. Żałowałem tylko jednego, że nie pamięta naszych wspólnych przeżyć i tego kim dla niej byłem…

czwartek, 1 września 2016

Prolog



            Biegłam najszybciej, jak umiałam. Wiedziałam, że od tego zależy moje życie. Czułam, że jeśli teraz się poddam, to zginę. Ten kto mnie ścigał nie będzie miał dla mnie litości. Serce biło mi tak szybko, jakby za chwilę miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Okropny ból sprawiały mi płuca, które od szybkiego biegu paliły mnie, jakby ktoś przypiekał je żelazem.
            Słyszałam za sobą ciężki oddech prześladowcy. Był coraz bliżej. Ominęłam kolejne drzewo i wtedy stało się coś, czego obawiałam się najbardziej. Potknęłam się i przewróciłam. Wylądowałam na twardej ziemi, raniąc kolana o nierówną powierzchnię. Jęknęłam. Chciałam się podnieść, ale już nie dałam rady.
- Caroline, jak zawsze słaba- usłyszałam niski, męski głos. Przymknęłam powieki. Wiedziałam, co zaraz się stanie. Poczułam okropny ból w klatce piersiowej, kiedy drewniany kołek przebił moje serce…
            Obudziłam się z krzykiem w pokoju. Po policzkach spływały mi łzy. Próbowałam się uspokoić, jednak cała się trzęsłam. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam głośno szlochać. Usłyszałam, jak drzwi od pokoju otwierają się. Ktoś wszedł do środka i usiadł na łóżku, obok mnie.
- Ciii… Już dobrze- głęboki, męski głos działał kojąco na moje nerwy. Znałam skądś ten brytyjski akcent. Nie mogłam jednak przypomnieć sobie wyglądu właściciela.
- To znowu mi się śniło- wyszeptałam. Dalej zakrywałam sobie twarz dłońmi. Pogłaskał mnie delikatnie po włosach. Zadrżałam cała, od stóp do głów. Po moim ciele rozeszło się przyjemne ciepło.
- Teraz śpij, Kochanie. Posiedzę z tobą- obiecał. Nie zdejmował przy tym ręki z mojej głowy. Chciałam otworzyć oczy i spojrzeć na mojego towarzysza, jednak nie miałam siły. Kiedy mnie tak gładził, bardzo szybko odpłynęłam. Tym razem spałam bez żadnych koszmarów. Na rano zbudziłam się całkowicie wypoczęta i jedyne, co pamiętałam to ten kojący głos. Marzyłam, że jeszcze kiedyś mi się przyśni, bo to musiał być sen. Nie było szansy, żeby jakiś obcy mężczyzna wszedł, do mojego pokoju, w środku nocy.
            Przymknęłam powieki. Chciałam wyobrazić sobie tajemniczego Brytyjczyka, jednak praktycznie od razu, przypomniałam sobie mój koszmarny sen. Wracał on każdego dnia, od jakiś dwóch tygodni. Zawsze kończył się tak samo… Moją śmiercią. Czułam, że to dopiero początek i czeka mnie coś jeszcze gorszego…


***
Jest i on :D 
Prolog ;) Mam nadzieję, że wzbudzi Waszą ciekawość i zajrzycie tutaj jutro, 
po rozdział pierwszy :) 
Pozdrawiam
Czytelniczka  :*

Witajcie z powrotem!!

Tutaj znowu ja :D 
Tym razem  nie przychodzę do Was z adresem nowego bloga, lecz z trochę innymi wieściami. 
Mianowicie wpadłam na jeszcze jeden pomysł na opowiadanie, dotyczący TVD oraz TO. 
Mam już nawet napisane parę rozdziałów :)
Jeszcze dzisiaj pojawi się prolog. Jest już osobna kategoria z  bohaterami ;)
W skrócie, o czym będę pisać:
Opowieść jest pisana przez Caroline. Dotyczy jej przeszłości oraz tajemnic, które wiążą się z nią. 
Więcej nie chce zdradzać, ale mogę Wam obiecać, że pojawi się Klaus, a w związku z tym Klaroline. 
Będzie też coś dla fanów Deleny oraz Steleny :D
Zachęcam do czytania, wpadajcie ;)
Pozdrawiam
Czytelniczka :*