poniedziałek, 16 lipca 2018

ROZDZIAŁ VIII - SEZON 2 (PIERWSZE OPOWIADANIE)


        Caroline wyrzuciła kolejne ubrania z szafy. Nie miała pojęcia, co powinna na siebie włożyć. Była to niby tylko niewielka impreza w rodzinnym gronie, jednak chciała wypaść, jak najlepiej. Spojrzała na zegarek i z przerażeniem zorientowała się, że została jej tylko godzina do umówionego spotkania. Wyrzuciła kolejną porcję ciuchów z szafy i chciała je przejrzeć, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Nie poszła otworzyć. Wiedziała, że jej matka zrobi to za nią.
- Jasne, wejdź. Na pewno się ucieszy- usłyszała głos Elizabeth. Pomyślała, że to Bonnie, ewentualnie Elena, która mogła w każdej chwili wrócić do miasta. Można, więc sobie wyobrazić, jakie było jej zdziwienie, kiedy za jej plecami odezwał się męski głos z brytyjskim akcentem.
- A co tu się wydarzyło? Tornado tu przeszło, czy jak?- odwróciła się szybko i natychmiast zrobiła cała czerwona. Za jej plecami stał Klaus i uśmiechał się litościwie.
- Nie. Nie mam, w co się ubrać- bąknęła, chcąc ukryć zmieszanie.
- Widzę tu sporo ciuchów- powiedział i podszedł do niej. Poczuła na karku jego ciepły oddech i zadrżała, kiedy jego ręce oplotły ją w talii- Caroline…- wyszeptał głosem, przez który na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Hmmmm…?- nie była w stanie nic więcej z siebie wydusić, bo jego ramiona skutecznie ją rozpraszały.
- Jeśli się nie ubierzesz, to zaraz się na ciebie rzucę- przygryzł delikatnie płatek jej ucha a ona wreszcie zdała sobie sprawę, że stoi przed nim w samej bieliźnie. Odskoczyła od niego, rumieniąc się jeszcze bardziej i wciągnęła szybko pierwszą lepszą koszulkę, która sięgała jej do pół uda i skutecznie zasłaniała jej piersi i tyłek.
- Wybacz- mruknęła i pospiesznie pochyliła się nad ubraniami, znowu ukrywając zmieszanie.
- Podobałaś mi się bardziej bez ubrań, ale mamy inne plany na dzisiaj, Kochana- odpowiedział wyraźnie rozbawiony.
- W co mam się ubrać?- zapytała, biorąc głęboki wdech.
- Nie musisz się stroić. To tylko rodzinne spotkanie- uśmiechnął się do niej.
- Wiem, ale chciałabym dobrze wyglądać- wzruszyła ramionami.
- Zawsze  dobrze wyglądasz, ale to mi się podoba- wyszczerzył się do niej szeroko, podnosząc krótką zieloną, sukienkę na ramiączkach. Caroline również ją lubiła. Kiecka miała dekolt, który doskonale podkreślał jej kształty.
- Dobra, ubiorę ją- zgodziła się i wzięła z jego rąk ubranie. Weszła do łazienki i wciągnęła na siebie sukienkę. Poprawiła jeszcze włosy, delikatnie podmalowała oczy i usta, poczym stwierdziła, że jest już gotowa. Wyszła z toalety. Klaus czekał tam, gdzie go zostawiła. Uśmiechnął się szeroko na jej widok. Forbes nachyliła się jeszcze nad szufladą, szukając torebki, a kiedy się podniosła poczuła na swoich nagich ramionach dłonie chłopaka. Ścisnął je delikatnie i ucałował jej szyje. Znowu zadrżała pod jego dotykiem.
- Jesteś przepiękna- wyszeptał, poczym po prostu odszedł. Caroline obróciła się do niego z niewyraźną miną.



- Będzie świetnie. Wszyscy cię uwielbiają, nie masz czym się stresować- przyrzekł widząc jej minę. Wyciągnął do niej ramię, które po chwili wahania ujęła i pozwoliła mu się wyprowadzić z pokoju a później domu…
***
        Elena praktycznie wbiegła do budynku, w którym znajdowało się mieszkanie jej chłopaka i jego brata. Jakie było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że drzwi wejściowe są zamknięte. Damon wszedł po schodach chwilę później i również był bardzo zaskoczony. Zaczął szukać po kieszeni kluczy.
- Nie rozumiem… Miał na nas czekać- wybąkała dziewczyna. Wcześniejsze wyrzuty sumienia, skutecznie zagłuszała wściekłość na Stefana.
- Może zostawił jakąś kartkę w środku- mruknął w odpowiedzi starszy z braci. W końcu odszukał klucze i przekręcił zamek. Puścił swoją towarzyszkę przodem i sam wszedł do środka, chwilę po niej. Rozejrzeli się dookoła, ale nie dostrzegli niczego nadzwyczajnego. Mieszkanie było puste i ciemne. Stefana na pewno w nim nie było.
- Mam złe przeczucia- Elena podrapała się po brodzie i spojrzała ze strachem na Damona.
- Ja też- chłopak bez wahania przyznał jej rację. W tym momencie odezwał się jego telefon. Był to dźwięk przychodzącego SMS-a. Salvatore wyjął komórkę z kieszeni i zmarszczył nos, kiedy dostrzegł, że wiadomość przyszła z nieznanego numeru. Okazało się, że ów ktoś przysłał mu filmik. Odpalił go, mając coraz gorsze przeczucia. Elena dostrzegła tylko, że chłopak zbladł okropnie i wyrwała mu komórkę z ręki. To, co zobaczyła wstrząsnęło nią okropnie. Na filmiku był jej Stefan i całował się z dziewczyną łudząco podobną do niej. Tylko, że to nie mogła być ona. Od razu zdała sobie sprawę, że jest to jej dawno zaginiona siostra bliźniaczka, dawna ukochana Stefana oraz Damona. Elena zrozpaczona upuściła telefon i nie czekając na reakcję starszego z braci, uciekła z pokoju. Z jej oczu pociekły łzy. Jeszcze nigdy nie czuła się tak upokorzona, jak teraz…




***
        Jeremy po raz kolejny szybko nadusił czerwoną słuchawkę. Jeszcze zanim zdążył się rozlec pierwszy sygnał, ukazujący, że połączenie zostało przekazane do jego rozmówczyni. Od kilku godzin próbował dodzwonić się do Bonnie i z nią pogadać. Jednak strach mu na to nie pozwalał.
- Jesteś straszną ciotą…- mruknął sam do siebie, ze złością. Nie zauważył, że w tym momencie obok jego pokoju przechodziła ciotka Jenna i usłyszała jego słowa. Kobieta wybuchła głośnym śmiechem.
- Rozmowa ze sobą podchodzi już pod chorobę psychiczną- dodała, cały czas chichocząc.
- Dzięki. Zawsze można na ciebie liczyć- Jeremy tylko przewrócił oczami. Jenna mrugnęła do niego okiem i ruszyła dalej.
- Dobra, raz się żyje- chłopak spojrzał ostrożnie na drzwi i kiedy upewnił się, że jego opiekunka sobie poszła, wybrał numer do Bonnie. Tym razem nie rozłączył się, kiedy usłyszał sygnał.
- Halo?- Bonnie szybko od niego odebrała.
- Hej Bonnie. Tu Jeremy- chłopak zaczął się denerwować i nie był w stanie niczego z siebie wyjąkać.
- O! Co tam u ciebie?- dziewczyna wyraźnie również się speszyła.
- Dobrze. Słuchaj. Może chciałabyś, znaczy miałabyś ochotę wyskoczyć gdzieś w piątek?- Gilbert przełknął głośno ślinę, jednak dał radę się wysłowić.
- Jasne, to jesteśmy umówieni- Bennet o dziwo zgodziła się. Jeremy chciał z nią jeszcze chwilę pogadać, jednak w tym momencie drzwi na dole trzasnęły i ktoś sekundę później wbiegł po schodach. Chłopak wyjrzał na korytarz i ujrzał swoją siostrę. Elena wyglądała fatalnie. Była zapłakana i najwyraźniej załamana.
- Co się stało?- zapytał i odłożył telefon, zapominając, że rozmawia z Bonnie.
- Ja… To Stefan. On mnie zdradził- wyjąkała i nowe łzy spłynęły jej po policzkach. Jeremy bez słowa podszedł do siostry i mocno ją do siebie przytulił. Dziewczyna schowała twarz w jego ramieniu a on gładził ją po plecach, uspokajając ją…


***
Dobrze Kochani. Spróbuję dokończyć te opowiadanie. Niczego nie obiecuję, ale mam na nie jeszcze parę pomysłów, także jeśli ktoś ma ochotę na poczytanie ciągu dalszego mojego pierwszego opowiadania to zapraszam. W następnym rozdziale wydarzy się parę przełomowych sytuacji. Zachęcam do czytania. 
Pozdrawiam i zapraszam za dwa tygodnie!

sobota, 30 czerwca 2018

Rozdział VII


Klaus

            Po wyjściu od Caroline, postanowiłem odwiedzić braci Salvatore. Chciałem okazać im swoją wyższość i oznajmić, że moja, mała blondynka pamięta już wszystko. Nie będą mogli więcej mieszać jej w głowie. Teraz mogłem toczyć równą walkę z nimi, chociaż czy oni byli jakąkolwiek konkurencją? Jako pierwotna hybryda nie obawiałem się nikogo i jeśli chciałem kogoś zdobyć, to ją zdobędę. Dotarłem do rezydencji bez problemu. Zapukałem kulturalnie do drzwi. Już po chwili otworzył mi, jak zwykle pewny siebie Damon. Jednak na mój widok nieco zrzedła mu mina. Szybko się jednak opamiętał. Na jego twarz wrócił sarkastyczny uśmieszek.
- Witaj Klaus- odezwał się pierwszy. Zawrócił i podszedł do stolika, na którym stała butelka Burbona. Nie oczekiwałem zaproszenie, więc bez wahania wszedłem za nim.
- Co tu robisz?- Stefan pojawił się w salonie. Wyczułem, że jest zdenerwowany. Pewnie martwił się tym, co mógłbym zrobić jego ukochanemu sobowtórowi.
- Przyszedłem odwiedzić starych znajomych- odparłem. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie. Damon podał mi szklankę z krwią. Przyjąłem ją bez krępacji.
- Co kombinujesz?- młodszy Salvatore nie dawał się łatwo zbić z tropu.
- Czy ja muszę coś kombinować? Wróciłem, żeby odzyskać Caroline. Ona liczy się najbardziej- wzruszyłem ramionami. Upiłem łyk czerwonego płynu. Smakował nienajgorzej, jednak nie mógł się równać ze smakiem świeżej krwi, prosto z żyły.
- Dlaczego teraz? Co się stało?- Damon oparł się o kominek i wpatrywał we mnie, niby bez cienia zainteresowania.
- Załatwiłem sprawy w Nowym Orleanie. Poza tym niedługo wiedza Caroline będzie niezbędna. Wspomnienia, które zwróciłem pomogą jej zdecydować, po której stronie ma się opowiedzieć- wyjaśniłem. Bracia zamilkli. Komentarze zresztą były niepotrzebne, bo i co mieli mówić? Wiedzieli, że Mystic Falls stanie się niedługo świadkiem krwawych wydarzeń.
- Bill wraca?- Stefan w końcu zadał pytanie.
- Z tego, co mi wiadomo już wrócił- odparłem. Skrzywiłem się mimowolnie. Nikt nie lubił tego wampira. Było w nim coś dziwnego.
- Czy zapewniłeś wystarczającą ochronę Caroline?- zainteresował się Damon.
- Ja jej wystarczę. Nikt nie jest w stanie mnie pokonać. Od razu, kiedy całe to szaleństwo minie, zamienię ją w wampira- dodałem.
- Nie lepiej zrobić to teraz?- sam się nad tym zastanawiałem. Jednak odrzuciłem tę myśl od siebie. Przemiana ma być dla Caroline czymś pięknym i nie będę tego przyspieszał. Ma dobrze zapamiętać początek nowego życia.
- Nie. To nie jest dobry pomysł- zaprzeczyłem. W tym momencie zadzwonił mi telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Miło zaskoczyło mnie, że to Caroline dzwoni.
- Halo?- zapytałem.
- Klaus? Czy Caroline jest z tobą?- usłyszałem lekko zaniepokojony głos Billa Forbesa.
- Nie. Zostawiłem ją w domu. Chciała wszystko przemyśleć- wyjaśniłem.
- Znalazłem jej telefon pod drzwiami. Miał rozbity wyświetlacz- odparł. Nie spodobało mi się to. Coś złego musiało się stać. Mój blondwłosy anioł był w niebezpieczeństwie…

Elena

            Pół dnia w domu było prawdziwą męczarnią. Bardzo mi się nudziło i czekałam, aż ktokolwiek zadzwoni, żeby wyciągnąć mnie na miasto. Jednak telefon milczał. Co chwilę zerkałam na wyświetlacz, bez rezultatu. Liczyłam, że może chociaż Stefan da mi jakiś znak. Pomyliłam się. W końcu zdenerwowana, postanowiłam sama pójść do mojego lubego. Ubrałam buty i wyszłam. Po dwudziestu minutach znalazłam się na miejscu. Chciałam zapukać, jednak usłyszałam fragment interesującej rozmowy. Nie rozumiałam wszystkiego, ale udało mi się wyłapać parę słów. Wspominali o wampirach, Caroline, Nowym Orleanie… Nie składało się to do kupy. Zadzwonił telefon i chwilę później odskoczyłam od drzwi. Zaledwie udało mi się uniknąć zderzenia z wrotami. Na progu pojawił się przystojny blondyn. Ten sam, którego Caroline wyrwała, poprzedniego wieczora.
- Sobowtór- prychnął pogardliwie i zmierzył mnie od głowy do stóp.
- Słucham?- zapytałam zaskoczona.
- Niech oni ci to wyjaśniają- zeskoczył ze schodów, po drodze potrącając mnie łokciem i po chwili już go nie było. Zniknął w zaskakująco szybkim tempie. Aż przetarłam oczy ze zdumienia.
- Jak on to…?- patrzyłam z szeroko otwartymi oczami na Stefana, a ten tylko skinął głową, że mam wejść do środka.
- Musimy pogadać. Jest parę spraw, o których nie masz pojęcia. A powinnaś wiedzieć- widziałam, że ciężko mu się mówi, ale nie miałam zamiaru mu niczego ułatwiać. Chciałam wiedzieć, co tu jest grane i od kiedy to Mystic Falls zrobiło się takie tajemnicze.
- Czyli co?- pospieszyłam go, kiedy zamilkł na chwilę.
- Och, na miłość Boską!- znikąd pojawił się brat mojego chłopaka i uśmiechnął się do mnie ironicznie- Po prostu jesteśmy wampirami- wypalił…

Caroline

            Obudziłam się na czymś miękkim, jednak nie bardzo wiedziałam, gdzie jestem. W pierwszej chwili pomyślałam, że jestem sama, ale potem uświadomiłam sobie, że słyszę jakieś szepty. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam dookoła. Leżałam na kanapie w jasnym pomieszczeniu. Poznałam to miejsce. Był to salon babci Bonnie. Kobieta i jej wnuczka stały niedaleko mnie i trzymały się za dłonie. Miały zamknięte oczy, ale ich usta poruszały się, jakby szeptały tylko sobie znane formułki.
- Co się dzieje?- zapytałam, ale nie zwróciły na mnie najmniejszej uwagi. Chciałam wstać, jednak poczułam się słabo i  opadłam z powrotem na miękkie poduszki. Postanowiłam poczekać, aż kobiety skończą dziwny rytuał. Moja cierpliwość nie była wystawiona  na zbyt długą próbę, bo już po chwili babcia mojej przyjaciółki po prostu wyszła, a Bonnie usiadła obok mnie.
- Wybacz, że musiałyśmy cię tu zaciągnąć siłą, ale zemdlałaś, kiedy zjawiłam się u  ciebie i wiedziałam, że nie mam już ani chwili do stracenia- wyjaśniła ciemnoskóra dziewczyna.
- Ale z czym?- nie rozumiałam nic z tego, co mówiła.
- Wiem o twoich snach i wiem też, że już wkrótce zmierzysz się z tym wszystkim naprawdę- wyjaśniła. Spojrzała na mnie ze współczuciem, a ja poczułam okropny chłód, który przeniknął moje serce.
- Czy to mnie zabiję?- zapytałam, chociaż nie byłam pewna, czy chcę poznać odpowiedź.
- Ten ktoś będzie próbował, ale jest osoba, która prędzej oddałaby za ciebie życie, niż pozwoliła ci umrzeć- uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
- Kto? I kto chce mnie zabić?- chciałam wiedzieć, jak najwięcej, ale Bonnie pokręciła głową.
- Nie znam wszystkich odpowiedzi. Sama musisz ich poszukać. Na razie jesteś bezpieczna. Rzuciłyśmy z babcią czary ochronne i możesz spać spokojnie. Mam nadzieję, że wytrzymają- powiedziała ze spokojem.
- A jeśli nie?- przełknęłam głośno ślinę, ale już nie doczekałam się odpowiedzi.
            Kilkanaście minut później maszerowałam do domu. Zauważyłam przy tym, że zgubiłam telefon. Nie mogłam nikogo powiadomić, że wszystko okej i nie mają się martwić. Chociaż, kogo to obchodziło? Zaledwie to pomyślałam, a tuż przede mną w wampirzym tempie zjawił się Klaus. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Jednak widząc, że nic mi nie jest, uspokoił się odrobinę.
- Gdzieś ty była?!- krzyknął i złapał mnie mocno za ramiona, jakby nie chciał, żebym znowu zniknęła.
- Zemdlałam. Bonnie mnie znalazła. Uspokój się- pogłaskałam go po policzku, uśmiechając się delikatnie.
- Co się stało?- dalej nie był przekonany, czy mi wierzyć. Patrzył na mnie niespokojnie.
- Muszę ci coś opowiedzieć. Ale nie chcę robić tego tutaj. Na środku ulicy- rozejrzałam się dookoła, jakby w poszukiwaniu ustronniejszego miejsca.
- Chodź ze mną. Wiem, gdzie możemy w spokoju pogadać- pociągnął mnie za rękę za sobą. Po chwili znaleźliśmy się koło nowiutkiego, błyszczącego samochodu. Otworzył mi drzwi, jak przystało na dżentelmena. Zajęłam miejsce z przodu, po stronie pasażera. Po paru sekundach jechaliśmy już szybko w kierunku wyjazdu z miasta. Po kilkunastu minutach Klaus skręcił w jakąś polną drogę i niedługo potem znaleźliśmy się na skraju urwiska. Mężczyzna wyłączył auto i powoli z niego wyszedł. Ja również wysiadłam z samochodu. Stanęłam przed z przodu pojazdu i oparłam się o maskę, zakładając przy tym ramię na ramię. Klaus stanął obok mnie, ale nie spieszył się z pytaniami. Najwyraźniej uspokojony tym, że znalazł mnie całą i zdrową teraz dał mi czas na zebranie myśli.
- Byłam u Bonnie. Ona i jej babcia rzuciły na mnie jakieś czary, żeby mnie chronić. Teraz stałam się niedostrzegalna, czy coś takiego- wybąkałam wreszcie. Mikealson skinął głową, potwierdzając, że rozumie.
- Bonnie Bennet? To potężny czarodziejski ród. Wywodzi się z Salem i kiedyś był u władzy w ich światku- powiedział. Spojrzałam na niego z ciekawością. Ciągle nie potrafiłam zrozumieć tego, że Klaus ma przeszło tysiąc lat.
- Wiesz, kto chce mnie dorwać?- zapytałam z nadzieją, spoglądając w jego piękne oczy.
- Nie do końca. Bo to nie jest jedna osoba- mruknął, raczej trochę niechętnie. Najwidoczniej nie znał wszystkich szczegółów i drażniło go to.
- Kto? Czy to twój ojciec jest w to zamieszany?- Niklaus Mikaelson bał się tylko jednej osoby. Zawsze opowiadał mi straszne historie o swoim ojczymie. Bał się go okropnie i rzadko, kiedy chciał o nim rozmawiać.
- Najprawdopodobniej, ale nie tylko mój ojciec jest w to zamieszany- podniósł wzrok i spojrzał mi prosto w oczy,  łapiąc mnie za dłonie.
- A czyj jeszcze?- zapytałam, chociaż spodziewałam się odpowiedzi.
- Caroline to twój ojciec pragnie twojej śmierci… Twój rodzony ojciec chce, żebyś umarła- zatkało mnie i nie byłam w stanie się odezwać… 
***
Tak, tak... Przepraszam, jest mi okropnie wstyd... Został ktoś jeszcze, kto ma ochotę poczytać moje wypociny? 

poniedziałek, 6 lutego 2017

Rozdział VI



Caroline

            Obudziłam się następnego dnia z okropnym kacem. Czułam się beznadziejnie i w dodatku miałam poważne luki w pamięci. Na czworakach dostałam się do łazienki, w ostatniej chwili nachyliłam się nad muszlą klozetową i zwymiotowałam cały alkohol, który w siebie wlałam dzień wcześniej.
            Nie pomogło mi to jednak, tak jakbym chciała. Głowa dalej mnie bolała i bardzo chciało mi się pić. Po jakichś piętnastu minutach, kiedy żołądek dał mi chwilowo spokój, podniosłam się i wyszłam z łazienki. Spojrzałam przy okazji, w co ja jestem ubrana. Miałam na sobie męską koszulę, koloru białego. Była mi o wiele za duża, ale pachniała bardzo przyjemnie. Właściciel, kimkolwiek był, miał dobry gust, jeśli chodzi o perfumy.
            Nie przejęłam się zbytnio strojem. Matki i tak zapewne nie było w domu. Miałam rację, nie zastałam jej w kuchni. Za to spotkałam tam kogoś, kogo się nie spodziewałam zobaczyć.
- Kol? Co ty tu robisz?- zapytałam. Zmarszczyłam brwi zaciekawiona.
- Sprawdzam, czy żyjesz po wczorajszej libacji- spojrzał na mnie litościwie.
- Widziałeś?- zarumieniłam się, gdyż naprawdę nie pamiętałam, co wczoraj wyprawiałam. Film urwał mi się już w Grillu, po odejściu Hayley i Matta. Ostatnie, co pamiętałam to flirt z przystojnym nieznajomym.
- Całe Mystic Falls widziało- nalał wody do szklanki i podał mi- Pewnie cię suszy- dodał niepotrzebnie. Już i bez tych słów, czułam się wystarczająco upokorzona.
- Było, aż tak źle?- przyjęłam ofiarowany napój z wdzięcznością.
- Tyler Lockwood jest raczej średnio zadowolony- uśmiechnął się szeroko. Zaczęłam się zastanawiać, co takiego zrobiłam, ale głupio mi było pytać- Nie pamiętasz, co wykombinowałaś?- domyślił się bez problemu. Najwidoczniej moja mina powiedziała mu wszystko.
- Słabo- przyznałam z głębokim westchnieniem.
- Gdybym ja wypił tyle, co ty nie byłbym w stanie się utrzymać na nogach- nowy głos dołączył do naszej dyskusji. Odwróciłam się na pięcie i zdębiałam. Przede mną stał koleś poznany wczoraj w barze. Nie miał na sobie koszulki i to jego świetnie umięśnione ciało, odebrało mi mowę.




- Gdzie twoja koszulka?- zapytałam. Wydawało mi się, że to pytanie jest wystarczająco neutralne.
- A jak myślisz, co masz założone?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Spojrzałam na swoją bluzkę i wtedy sobie przypomniałam, co mam ubrane.
- Ładne perfumy- wypaliłam. Blondyn uniósł brwi, po czym parsknął śmiechem. Spodobał mi się jego śmiech. Mimo tego zrobiłam obrażoną minę i zacisnęłam zęby.
- Stara, dobra Caroline- powiedział i pokręcił głową.
- Czekaj, co? Skąd ty mnie znasz?- zrobiłam dwa kroki w tył i zaczęłam wpatrywać się w niego podejrzliwie.
- Jestem bratem Kola- otwarłam szeroko buzię ze zdziwienia. Bratem… Ale jak to było możliwe? Z tego wynikało, że wymazano mi więcej pamięci, niż myślałam. Tylko kto i dlaczego to zrobił?
- Nic nie rozumiem…- przyznałam.
- Caroline, to ja wykasowałem ci pamięć. Było to dokładnie cztery lata temu- patrzyłam na niego z szeroko otwartymi ustami, podczas gdy chłopak kontynuował swoją wypowiedź- Nie mieliśmy wyboru. Groziło ci śmiertelne niebezpieczeństwo. Musiałem cię ratować- Kol oparł się o stolik i uważnie obserwował moją reakcję. Jego starszy brat również nie spuszczał ze mnie oczu. Dopiero po kilkunastu pełnych napięcia sekundach, do mojego skacowanego umysłu, dotarło że powinnam się odezwać.
- Chcę odzyskać moje wspomnienia- powiedziałam odważnie. Zrobiłam krok do przodu i spojrzałam wyczekująco na Brytyjczyka.
- Zwrócę ci je. Gotowa?- skinęłam głową. Wtedy on położył dłonie na moich policzkach i nagle znalazłam się w innym miejscu.
            Wydarzenia przelatywały mi przed oczami niezwykle szybko. Jednakże wszystko łączyło się w logiczną całość.

Najpierw dostrzegłam pierwsze spotkanie z Klausem, jak uratował mnie przed wampirem.
Potem zabrał mnie do domu i zamieszkałam z pierwotnymi.
Zaopiekowali się mną, chociaż niechętnie. Mój dobroczyńca przekonał ich, że mają dać mi szansę.
Poszłam do szkoły. Ktoś mnie obraził, że jestem przybłędą. Wróciłam zapłakana i natychmiast pobiegłam do Klausa. Przytulił mnie i pocieszył. Opowiedział swoją historię. O tym, jak ojciec nigdy go nie kochał, jak czuł się nieszczęśliwy.
Z każdym nawet najmniejszym problemem i troską zwierzałam się mojemu opiekunowi. Był moim powiernikiem we wszystkim. Nie było rzeczy, o której mu nie mówiłam.
Kiedy pierwszy chłopak mnie olał, kiedy przyjaciółka zdradziła, kiedy śniły mi się koszmary, kiedy brakowało mi rodziny. On był zawsze obok, zawsze gotowy nieść pomoc sierocie.
Ostatnia scena, którą zobaczyłam była niesamowicie wzruszająca.
- Muszę to zrobić. Będziesz miała jakiś czas spokój- odgarnął mi kosmyki włosów z twarzy.
- Ale ja chcę pamiętać. Kocham cię- po mojej twarzy ciekły łzy. Przytuliłam się do niego mocno. Oplótł mnie swoimi ramionami i oparł podbródek na mojej głowie.
- Obiecuję ci, że się jeszcze spotkamy. Kiedy to się skończy, kiedy będziesz już bezpieczna, wrócę do ciebie- wyszeptał.
- Nie zostawiaj mnie. Tylko ty mi zostałeś- łkałam. Moczyłam mu koszulkę łzami, jednak on się nie przejmował.
- Zawsze będę przy tobie. A tymczasem zostaniesz z Liz- znieruchomiałam. Nie lubiłam tej kobiety.
- Nienawidzę jej. Jest wredną…- przerwał mi, zanim zdążyłam dokończyć.
- Będziesz myślała, że jest twoją matką, a Bill ojcem- to już w ogóle mi się nie podobało. Bill był złym wampirem, naprawdę złym.
- Ale proszę, nie zabieraj mi wspomnień. Chcę cię pamiętać. Ciebie, Kola, Rebekah, Elijah, Damona i Stefana…- wymieniałam po kolei moje ulubionych krwiopijców.
- Mówiłem ci, że nie pochwalam znajomości z braćmi Salvatore- wyraźnie się nadąsał. Od dawna wiedziałam, że jest zazdrosny o sympatię, którą ich darzyłam.
- Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy- uspokoiłam go. Uśmiechnęłam się do niego słodko. Po chwili wahania odwzajemnił się tym samym.
- Dobrze. Zacznijmy już, Kochana- złapał moją twarz dłonie  i przemówił spokojnym głosem.
- Kocham cię- zdążyłam powiedzieć, zanim zaczął.
- Zapomnisz teraz o mnie, o twoim pobycie w Nowym Orleanie, o Mikaelsonach i Salvatorach. Jesteś córką Liz i Billa Forbes. Przeprowadziliście się do Mystic Falls z Europy. Miałaś szczęśliwe dzieciństwo. Będziesz żyła normalnie, nie wiedząc o istnieniu wampirów. Żegnaj Caroline- mój wzrok stał się zamglony. Klaus ucałował mnie jeszcze w czoło, po czym powoli odszedł, pozostawiając mnie samą…

            Wróciłam do rzeczywistości. Klaus opuścił ręce i wpatrywał się we mnie zaciekawiony. Zapewne czekał na to, co zrobię. Kol gdzieś zniknął.
- Uratowałeś mnie- szepnęłam. Miałam mętlik w głowie, jednak kac zniknął. Wszystkie wspomnienia do mnie wróciły.
- Czasami warto jest być dobrym- odparł. Kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu.
- Dlaczego nie pamiętam pierwszych lat swojego życia?- wyciągnął do mnie ręce, jednak zignorowałam je. Coś mi tutaj nie pasowało. Zwrócił mi pamięć, ale od momentu, kiedy się spotkaliśmy. Nic wcześniejszego. Dalej mnóstwo pytań kłębiło mi się w głowie. Najbardziej podstawowym było to, co się stało z moimi rodzicami.
- Nie wiemy, co było przedtem. Próbowałem się tego dowiedzieć, ale niestety…- rozłożył bezradnie ramiona.
- To wszystko jest jakieś pogmatwane- pomasowałam sobie skronie. Stefan był moim dobrym przyjacielem od lat, tak samo jego brat. Oboje byli wampirami podobnie, jak rodzina, która mnie wychowała.
- Możesz na mnie liczyć- złapał mnie za rękę i uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Serce zabiło mi żywiej, kiedy spojrzałam w jego piękne oczy.
- Wiem. Dziękuję, że wróciłeś- odpowiedziałam. Po krótkim wahaniu przytuliłam się do niego, tak samo jak przed laty…

Kol

            Wyszedłem z domu Caroline, kiedy Klaus przystąpił do zwracania jej wspomnień. To do niego należało, żeby wszystko jej wyjaśnił. Z bólem to przyznawałem, ale ich więź była silniejsza, niż moja i jej. Mojego brata tylko ona trzymała w ryzach. Bez tej dziewczyny wracał zły i okrutny Mikaelson. Młoda Caroline zawróciła mu w głowie, teraz na pewno nie pozwoli jej odejść i zdobędzie ją, prędzej czy później.
            Znalazłem się w jednej z bocznych uliczek. Usłyszałem jakieś hałasy za plecami. Nie przejąłem się tym zbytnio. W końcu, jako pierwotny wampir, nie musiałem się nikogo obawiać. Szedłem, więc spokojnie dalej. Ręce schowałem do kieszeni.
            Zdołałem zrobić, jeszcze jakieś trzy kroki, po czym poczułem ból w klatce piersiowej. Zerknąłem zszokowany na przedmiot, który utkwił mi w sercu. Był to sztylet, ten sam, który mógł uśpić pierwotnego wampira.
- Jak zwykle głupiutki Kol obrywa pierwszy- usłyszałem znajomy głos. Przeraziłem się nie na żarty. To nie mogła być prawda. Podpowiedział mi mój umysł. Upadłem na kolana i momentalnie straciłem przytomność. Dostrzegłem wokół siebie tylko ciemność…

Bonnie

            Babcia mówiła, że moja moc się rozwija, ale niespecjalnie mnie to cieszyło. Miałam dosyć tego, że widzę różne straszne rzeczy, że mogę przewidywać co i kiedy się wydarzy. Przeważnie nie były to miłe sceny. Tym razem było podobnie. Zaledwie położyłam się spać, a już przyśniła mi się wizja.
            Zobaczyłam Caroline. Wpatrywała się w coś, co znajdowało się ponad moim ramieniem. Jej mina świadczyła, że jest przerażona. Jakaś ciemna postać podeszła do mojej przyjaciółki. Ta próbowała uciekać, ale nie dała rady nawet drgnąć.
- Wreszcie się spotykamy, moja droga- mężczyzna wyjął z kieszeni drewniany kołek. Forbes krzyknęła, ale w jednej sekundzie jej krzyk ucichł. W serce miała wbity kawał drewna. Twarz Caroline pokryła się siecią czarnych żył, po czym dziewczyna upadła na ziemię.
            Ocknęłam się w swoim pokoju. Serce biło mi, jak szalone. Byłam przerażona, ponieważ wiedziałam, że jest to jedna z proroczych wizji. Caroline musiała się o tym dowiedzieć…

poniedziałek, 10 października 2016

Rozdział V



Stefan

            - Klaus Mikaelson, no proszę- wypaliłem. Nie pomyślałem nad tym, co mówię. Wypiłem za dużo i nie przejmowałem się konsekwencjami.
- Stefan Salvatore. Czyżby kolejny sobowtór zawrócił ci w głowie?- czy on mógł mieć na myśli Elenę? Oczywiście, że tak, bo nie było innych sobowtórów Katherine Pierce.
- Co tu robisz?- chciałem zmienić temat. Lepiej było, żeby Mikaelson nie interesował się za bardzo moją dziewczyną. W innym wypadku mogło grozić jej niebezpieczeństwo.
- Myślę, że wróciłem tu w podobnym celu, co i ty- odpowiedział i uśmiechnął się porozumiewawczo. No tak… Stał z Caroline, więc zapewne postanowił jej wyznać całą prawdę.
- Może mi ktoś wytłumaczy, co tutaj się dzieje?- blondynka zsunęła się z szafki i wpatrywała uporczywie w Klausa. Poczułem lekkie ukłucie zazdrości. Jak to było możliwe, że w ciągu jednego wieczora pierwotny, aż tak zawrócił jej w głowie?
- Jasne, Kochana. Znamy się ze Stefanem parę dobrych lat. Mieszkaliśmy kiedyś w tym samym mieście. Przez jakiś czas nawet podróżowaliśmy wspólnie- wzdrygnąłem się słysząc jego odpowiedź. Oczywiście nie mógł się powstrzymać i musiał wspomnieć okres, o którym pragnąłbym zapomnieć. Byłem wtedy Stefanem Rozpruwaczem. Wstydziłem się tego.
- Czekaj, mówiłeś że jak się nazywasz- Caroline potarła skronie, jakby starała się coś sobie przypomnieć. Nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym momencie do łazienki wparował kolejny koleś. Zerknąłem na niego i cały pobladłem. Tego było już za wiele…

Elena

            Impreza Tylera była kompletnym niewypałem. Najpierw Caroline wyrwała super ciacho, a potem jak na złość nigdzie nie mogłam odszukać Stefana. Chciałam mu się wyżalić, a potem podrażnić Forbes całując się z moim lubym przy niej.
- Witaj, Eleno- podszedł do mnie Damon, brat Stefana. Był niezwykle przystojny i miał w sobie coś, co mnie do niego przyciągało. Może to, że był nieprzewidywalny i przy tym seksownie tajemniczy.
- Hej- mruknęłam trochę obrażonym tonem. Chciałam, żeby zapytał, co się stało.
- Jak tam impreza?- nie podziałało. Usiadł koło mnie i zagadał nie oto, co bym chciała.
- Beznadzieja- odparłam wyraźnie nadąsana. Brunet spojrzał na mnie zaciekawiony.
- A to dlaczego?- spytał. Kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Jego twarz nabrała łagodniejszego wyrazu.
- Wszyscy mnie ignorują- zdawałam sobie sprawę, że zachowuję się, jak małe dziecko, jednak miałam to gdzieś.
- Ja nie. Siedzę tu z tobą, zamiast wyrwać jakąś dziewczynę, która by na mnie poleciała- wzruszył ramionami.
- To dlaczego tu jesteś?- nie spodobała mi się ta odpowiedź, chociaż sama nie wiedziałam, dlaczego.
- Bo zauważyłem, że jesteś smutna- zmieszałam się. Spuściłam głowę i włosy opadły mi na twarz. Delikatnie dotknął mojego policzka, po czym włożył zabłąkane kosmyki za ucho. Zarumieniłam się okropnie. Otworzył usta, żeby powiedzieć coś jeszcze, jednak wtedy wydarzyło się kilka rzeczy na raz…

Caroline

- Kol? Co tu robisz?- do łazienki wszedł Kol. Na twarzy miał wymalowany sarkastyczny uśmiech.
- Witaj, Caroline- uwielbiałam jego brytyjski akcent. Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Jeszcze jeden z moich nowych znajomych był Brytyjczykiem. Chyba zaczynałam trzeźwieć, bo powoli łączyłam wszystkie fakty. Spojrzałam najpierw na Klausa, potem na Kola. Blondyn uśmiechnął się zagadkowo. Dalej wpatrując się we mnie zagadał do nowoprzybyłego:
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj, bracie- szczęka mi opadła.
- Zaraz, czekaj, że jak? To jest twój brat?!- spoglądałam to na jednego, to na drugiego.
- Tak. Nie dostrzegasz podobieństwa?- starszy z nich przewrócił teatralnie oczami.
- Wiecie, co? Mam dosyć tych wszystkich kłamstw!- krzyknęłam. Przestałam panować nad sobą. Klaus próbował złapać mnie za rękę, kiedy się zachwiałam, lecz odepchnęłam go od siebie, po czym wyszłam dumnym krokiem z łazienki. Ludzie spoglądali na mnie zaciekawieni. Nie rozumiałam dlaczego, ale byłam naprawdę wściekła. Rozejrzałam się dookoła i mój wzrok zatrzymał się na Tylerze. Podeszłam do niego, złapałam za koszulkę, po czym namiętnie pocałowałam.
            Chłopak nie oponował i szybko odwzajemnił pocałunek. Kątem oka dostrzegłam Elenę, która siedziała z przystojniakiem spod szkoły i wpatrywała się we mnie.
- Idziemy do ciebie do pokoju?- zapytałam Tylera, odrywając się od niego na chwilę.
- Jasne- pociągnął mnie ochoczo za sobą. Kiedy mijaliśmy duże stojąco lustro, zrozumiałam dlaczego ludzie wpatrywali się we mnie.. Klaus zdjął mi koszulkę, a ja jak głupia zapomniałam ją ubrać.
            Szybko znaleźliśmy się w dużej, przestronnej sypialni. Natychmiast przyssaliśmy się do swoich ust. Zdjęłam brunetowi bluzkę przez głowę i po chwili leżeliśmy już na łóżku. Wtedy jednak drzwi się otworzyły. Spojrzeliśmy na przybysza. Był to Kol.
- Caroline, odprowadzę cię do domu- powiedział spokojnie.
- Świetnie daję sobie radę. Wrócę jutro do siebie- wybąkałam. Zaczęłam odczuwać dziwny dyskomfort w żołądku.
- Myślę, że lepiej będzie jeśli mnie posłuchasz- uśmiechnął się znacząco i zabębnił palcami o framugę drzwi.
- Daj jej spokój. Nie jesteś jej ojcem- Tyler wtrącił się do rozmowy.
- Jestem jej przyjacielem i wiem, co dla niej dobre- odpowiedział. Dalej mówił zaskakująco spokojnym tonem. Nie było widać po nim, ani cienia zdenerwowania. Ja natomiast czułam się coraz gorzej.
- Jest dorosła. Decyduje o sobie- Lockwood nie dawał za wygraną i to był jego błąd. Gdyby od razu pozwolił Kolowi, aby ten mnie zabrał, jego łóżko nie ucierpiałoby.
            Wstyd się przyznać, jednak nadmiar alkoholu dał o sobie znać i zwymiotowałam. Mikaelson podszedł i wziął mnie na ręce, podczas gdy Tyler wpatrywał się w swoje pościele.
- Czemu to zrobiłaś?- zapytał w pewnym momencie- Nie myślisz trzeźwo. Strasznie się upiłaś- dodał z dezaprobatą.
- Zanieś mnie do domu- jęknęłam. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i zasnęłam…

Klaus

            Widziałem, jak Kol wynosi mojego blondwłosego anioła z domu Tylera. Byłem mu za to wdzięczny. Caroline mu ufała, gdyż przywrócił jej częściowo pamięć. Na razie musiało mi to wystarczyć. Sięgnąłem po butelkę whisky i nalałem sobie złotego trunku do szklanki. Byłem świadom tego, że każdy mój ruch jest dokładnie obserwowany.
- Coś nie tak?- zapytałem spokojnie. Czułem na sobie spojrzenie braci Salvatore. Nie musiałem się ich obawiać, nie musiałem nikogo się obawiać. Byłem pierwotną hybrydą, której nie można zniszczyć. Co oni mogli zrobić?
- Co tu robisz?- Damon odezwał się pierwszy. Tak myślałem, zawsze był śmielszy od młodszego brata.
- Przyjechałem coś odzyskać- wyjaśniłem- A wy? Nie mówcie, że znowu uganiacie się za sobowtórem- przewróciłem oczami znudzony- Ta telenowela przestała być ciekawa, jakieś sto sześćdziesiąt lat temu…- teatralnie ziewnąłem. Oparłem się o stół i zmierzyłem spojrzeniem moich rozmówców. Za nimi stała ludzka wersja Katherine Pierce.
- Nie próbuj silić się na uprzejmości. Chcesz zniszczyć nasze życie, jak zawsze- Stefan zacisnął pięści ze złością.
- Gdybym miał zamiar cię zabić, już bym to zrobił. Chcę tylko odzyskać Caroline- wzruszyłem ramionami.
- Nam też nie jest obojętna- Damon założył ramię na ramię i stanął obok brata.
- Dlatego musi poznać przeszłość. To jest obecnie najlepsze wyjście- mogłem im trochę zdradzić. Miałem dobry humor, więc nawet jeszcze mnie nie zdenerwowali swoim brakiem kultury.
- Cztery lata temu mówiłeś, że najlepiej będzie jeśli zapomni- przypomniał Stefan.
- Wiele rzeczy się zmieniło. Coś jej grozi. Wolę, żeby wiedziała dlaczego ktoś na nią poluje- upiłem kolejny łyk ze szklanki.
- Kto?- Damon przeszedł do konkretów.
- Nie wiem. Zaufane czarownice wyjaśniły mi tylko w skrócie, o co chodzi- oczywiście, że wiedziałem więcej. Jednak nie zamierzałem wyjawiać im wszystkich swoich sekretów.
- Dlaczego chcą ją dorwać?- wiedziałem, że nie uwierzyli mi w moje wyjaśnienia. Prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodziło.
- Jest cenna z wiadomych względów. Po pierwsze opiekuje się nią Liz, po drugie wychowała się w moim domu. To już są wystarczające powody, aby chcieć ją zabić- whisky skończyło się. Odstawiłem szklankę na stolik i skierowałem się do wyjścia.
- Wróciliście na stałe? Ty i Kol?- zawołał Damon.
- Można tak powiedzieć- przytaknąłem- A! I lepiej uważajcie na sobowtóra, bo jest wiele czarów, do których ta mała by się przydała- łaskawie udzieliłem im rady. Chciałem spotkać się jeszcze z Eleną Gilbert. Byłem ciekaw, czy jest podobna do swoich poprzedniczek.
- Klaus, czy… on wraca?- nutka strachu w głosie Stefana sprawiła, że odwróciłem się w ich kierunku.
- Tak. Wszystko na to wskazuje- lepiej będzie, jeśli będą mieć się na baczności. Nadchodził ktoś, z kim nawet mnie będzie ciężko się mierzyć. Miałem jednak nadzieję, że pewna dziewczyna, której kiedyś usunąłem pamięć, mi pomoże. Ona była kluczem w tej sprawie, chociaż sama nie zdawała sobie z tego sprawy…

 Elizabeth

            Caroline ledwie wyszła z domu i od razu do drzwi zapukał, nie kto inny, jak jej ojciec. Kiedy go dostrzegłam, osłupiałam. Mężczyzna opierał się o framugę i wpatrywał we mnie z lekkim uśmiechem. Nic się nie zmienił, odkąd widziałam go po raz ostatni. Był tak samo przystojny i tajemniczy.
- Czemu wróciłeś?- zapytałam. Wpuściłam go do środka.
- Dla naszej córki- odparł. Wziął do ręki butelkę whisky i nalał sobie do szklanki.
- Dobrze wiesz, że to nie jest nasza córka. Klaus…- przewróciłam oczami, jednak on mi przerwał.
- Nawet tak nie mów. Jeśli ona ma w to wierzyć, to my również- spojrzał na mnie surowo.
- Wiem, wiem… Po prostu czasami jest ciężko. Ona się czegoś domyśla- wyjaśniłam. Usiadłam obok niego, założyłam nogę na nogę i czekałam na jego reakcję.
- I tak cudem jest, że tak długo utrzymała się ta hipnoza- odparł.
- Kiedy Klaus chce wrócić i opowiedzieć jej prawdę?- zapytałam. Miałam nadzieję, że stanie się to już niedługo.
- Jak tylko załatwi swoje sprawy w Nowym Orleanie- opróżnił szklankę i podniósł się z kanapy.
- Już wychodzisz?- również wstałam.
- Lepiej będzie, jeśli Caroline mnie tutaj nie spotka- pocałował mnie, szarmancko, w policzek i skierował do drzwi. Nagle jednak zastygł- Za późno- mruknął.
            W wejściu ukazał się jakiś chłopak. Na rękach niósł śpiącą Caroline. Kiedy go poznałam, zrozumiałam, że rodzina Mikaelsonów właśnie wróciła do miasta…