- Grupa numer jeden ruszy
w kierunku północnym, numer dwa spenetruje brzeg jeziora a trójka weźmie
pozostałą część lasu- szeryf podzieliła wszystkich na grupy a następnie
rozdzieliła kto, gdzie ma iść- Nie idźcie samotnie. Najlepszą opcją będą pary
lub trójki- pani Forbes tłumaczyła dalej.
Elena wraz ze Stefanem znaleźli się w
oddziale, który miał sprawdzić północną stronę drogi.
- Dziwię się, że nie ma
Caroline ani Bonnie- Elena jeszcze raz rozejrzała się dookoła.
- Może coś im wypadło?-
zasugerował Stefan.
- Matt jest ich
przyjacielem. Mimo wszystko powinny tu być- zauważyła niechętnie szatynka.
- Nasza grupa już ruszyła-
powiedział brunet i pociągnął swoją dziewczynę za resztą…
* * *
Caroline ocknęła się nad rankiem i przez
chwilę nie wiedziała, co się dzieje. Kiedy jednak poczuła na swoim ciele
ramiona Klausa, wszystko sobie przypomniała.
Nie była pewna, co ma robić, czy jak się czuć…
Nieswojo? To na pewno, ale przecież nie zrobiła nic złego.
Jak jej było na tym łóżku wygodnie…. Jak miło
było czuć bicie serca chłopaka, który leżał obok…
- Wstałaś już?- zauważył
Klaus. Nawet nie zorientowała się wcześniej, że on też już nie śpi.
- Tak- przytaknęła.
Odwróciła się przodem do niego.
- Już ci lepiej?- spytał
blondyn.
- Dziękuję, że mnie nie
zostawiłeś na lodzie- dziewczyna uśmiechnęła się.
- Czego nie robi się dla
przyjaciół?- odparł chłopak i wzruszył lekko ramionami…
* * *
Bonnie kopnęła najbliższy kamień. Chodziła już
od jakieś godziny po mieście. Czuła się tak źle i samotnie, że nie mogła wrócić
do domu.
To, czego dowiedziała się z listu kompletnie
nią wstrząsnęło. Liczyła, że może jednak to pomyłka, że jest jakaś szansa. Teraz
jednak ta szansa przepadła… Wszystko przepadło.
Dziewczyna odebrała w końcu telefon, który
dzwonił już chyba po raz dziesiąty.
- Halo?- powiedziała do
słuchawki.
- Bonnie wróć do domu. Coś
wymyślimy- babcia nastolatki bardzo się o nią martwiła.
- Spokojnie. Niedługo
będę- obiecała i szybko się rozłączyła.
Zamiast jednak skierować swoje kroki do domu
to usiadła na najbliższej ławce i spuściła głowę.
Tak bardzo nie chciała umierać…
* * *
- Dzień dobry panie
dyrektorze- młody nauczyciel wyciągnął rękę do swojego nowego pracodawcy.
- Witam. Przepraszam za
wścibstwo, ale naprawdę interesuje mnie czemu przyjął pan pracę w takim małym
miasteczku, jak to?- dyrektor uwielbiał plotki i różne historyjki. W końcu
musiał czymś podzielić się ze swoją sekretarką.
- Moja żona urodziła się
tutaj. Słyszałem od niej, że miasto ma bardzo bogatą historię, dlatego też postanowiłem
kiedyś je zobaczyć- odpowiedział zapytany.
- W takim razie, witam
panie…- dyrektor przerzucił nerwowo kartki w poszukiwaniu nazwiska nowego
nauczyciela historii.
- Saltzman, Alaric
Saltzman- przyszedł mu z pomocą mężczyzna…
* * *
- Vic! Vicky!- Elena wraz
ze Stefanem tworzyli jeden z pododdziałów grupy poszukiwawczej. Z każdej strony
słychać było nawoływania ludzi.
- Myślisz, że to ma sens?-
Elena zwróciła się z pytaniem do swojego chłopaka.
- To jedyny sposób, w
który możemy pomóc- odparł brunet.
- Ich może tu równie
dobrze nie być- pokręciła głową szatynka. Czuła się bezsilna i nadzieja na odnalezienie
zaginionych powoli znikała.
- Tego nie wiemy i dlatego
musimy się przekonać- chłopak ścisnął mocniej jej dłoń.
- Przypomniało mi się!- krzyknęła
nagle Elena.
- Co?- zdziwił się szatyn.
- Kim jest ten gościu,
który zaczepiał mnie na ognisku? Damon, czy jakoś tak…- dziewczyna zatrzymała
się i spojrzała na Stefana.
- Skąd wiesz, jak on się
nazywa?- przeraził się chłopak.
- Przyszedł wczoraj do
mnie i powiedział mi o tych poszukiwaniach- odparła.
- Eleno, nie rozmawiaj z
nim nigdy więcej- brunet spojrzał na nią błagalnie.
- Dlaczego?- zdziwiła się
szatynka.
- Bo… To jest mój brat-
wydusił w końcu z siebie…
* * *
- Mam kaca a matka wysłała
mnie na poszukiwania- jęczał Tyler. Żona burmistrza uważała, że syn musi się
pokazać z odpowiedniej strony. Ludzie, przecież nie mogli o nim mówić samych
złych rzeczy.
- Spoko, Ty. Jakoś damy
radę- Kol klepnął go po plecach, tak że ten o mały włos się nie przewrócił- A wieczorem
skończymy pogadać z tymi śliczniusimi kelnerkami- powiedział.
- Stary, ty to masz gadane-
przyznał Tyler.
- W końcu mam też jakieś
zalety, co nie?- odparł brunet.
- Oprócz najsilniejszej
głowy w Mystic Falls?- prychnął Lockwood.
- Tak- przytknął i ukłonił
się w podziękowaniu Brytyjczyk.
- Poza tym to masz też
niezłą siostrę- zauważył Tyler.
- Co ty powiedziałeś?- Kol
nagle spoważniał.
- Jest super laską z
fajnym tyłkiem- burknął syn burmistrza. W tym momencie Kol zamachnął się i
uderzył swojego niedoszłego przyjaciela w szczękę.
- Nie waż się nawet o niej
myśleć- rzucił mu na pożegnanie i odszedł w kierunku miasta…
* * *
- Tak, mamo. Jestem już w
domu- Caroline właśnie wróciła od Klausa. Od razu zadzwoniła do rodzicielki,
aby ją o wszystkim poinformować.
- W lodówce masz
wczorajszy obiad. Odgrzej sobie, pa- pożegnała się kobieta.
- Cześć- blondynka kliknęła
czerwoną słuchawkę na telefonie i wróciła do przeglądania lodówki.
Przez chwilę miała wrażenie, że ktoś ją
obserwuje. Odwróciła się szybko, ale nikogo nie dostrzegła. Wszystko wyglądało całkowicie
normalnie. Kiedy już miała zignorować złe przeczucia usłyszała jakieś hałasy w
salonie. Zamarła w miejscu…
W końcu wzięła do ręki nóż i tak uzbrojona
udała się w poszukiwaniu złodzieja…
* * *
Matt biegał od grupy do
grupy. Próbował dowiedzieć się czegoś. Każdemu po kolei opowiadał o swojej
siostrze. O jej wyglądzie, ubraniu w dzień zaginięcia i śnie, który miał. Poza
tym dziękował wszystkim, którzy się pojawili.
- Matty, jesteśmy z tobą- szepnęła
mu Elena, jeszcze przed wyruszeniem. Stefan poklepał go w ramię. Jakaś starsza
pani zaprosiła go na obiad, ktoś inny powiedział, że może go przenocować.
Tak też powoli brnął do przodu. Ciągle mając
nadzieję, że jego siostra jeszcze się znajdzie…
* * *
Jeremy zerknął na drzwi,
aby się upewnić. Chyba nikt nie zamierzał teraz wchodzić do pokoju. Położył się
na łóżku i włożył do buzi kolejne tabletki. Tyle, że tym razem porcja była dużo
większa niż zazwyczaj. Już po kilku sekundach całkowicie odpłynął…
* * *
- Nie boi pan się tych
tajemniczych zniknięć?- Jenna siedziała w pokoju nauczycielskim i rozmawiała z
Alariciem Saltzmanem.
- Chyba wszyscy wiedzą, po
co ci umarli tu są. Muszą wziąć swoją zemstę. Inaczej być nie może…- nauczyciel
tylko wzruszył ramionami.
- Umarli?- zdziwiła się
kobieta.
- Tak ich nazwyaliśmy w
Chicago. Kiedy ktoś kogoś zabija jest coraz mniej ludzki i dlatego mówimy na
nich umarli- odparł Saltzman.
- Skąd ma pan pewność, że zaginieni nie żyją?- oburzyła się.
- Chyba nie wierzy pani w to, że po tak długim czasie ktoś może się odnaleźć?- spojrzał na nią z wysoko uniesionymi brwiami.
- Skąd ma pan pewność, że zaginieni nie żyją?- oburzyła się.
- Chyba nie wierzy pani w to, że po tak długim czasie ktoś może się odnaleźć?- spojrzał na nią z wysoko uniesionymi brwiami.
- Nie wiem-
przyznała Jenna.
Nagle mężczyzna podniósł się z krzesła
- Muszę lecieć- pożegnał
się i szybkim krokiem wymaszerował z jadalni…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz