niedziela, 17 maja 2015

Rozdział VIII

- Grupa numer jeden ruszy w kierunku północnym, numer dwa spenetruje brzeg jeziora a trójka weźmie pozostałą część lasu- szeryf podzieliła wszystkich na grupy a następnie rozdzieliła kto, gdzie ma iść- Nie idźcie samotnie. Najlepszą opcją będą pary lub trójki- pani Forbes tłumaczyła dalej.
 Elena wraz ze Stefanem znaleźli się w oddziale, który miał sprawdzić północną stronę drogi.
- Dziwię się, że nie ma Caroline ani Bonnie- Elena jeszcze raz rozejrzała się dookoła.
- Może coś im wypadło?- zasugerował Stefan.
- Matt jest ich przyjacielem. Mimo wszystko powinny tu być- zauważyła niechętnie szatynka.
- Nasza grupa już ruszyła- powiedział brunet i pociągnął swoją dziewczynę za resztą…
* * *
 Caroline ocknęła się nad rankiem i przez chwilę nie wiedziała, co się dzieje. Kiedy jednak poczuła na swoim ciele ramiona Klausa, wszystko sobie przypomniała.
 Nie była pewna, co ma robić, czy jak się czuć… Nieswojo? To na pewno, ale przecież nie zrobiła nic złego.
 Jak jej było na tym łóżku wygodnie…. Jak miło było czuć bicie serca chłopaka, który leżał obok…
- Wstałaś już?- zauważył Klaus. Nawet nie zorientowała się wcześniej, że on też już nie śpi.
- Tak- przytaknęła. Odwróciła się przodem do niego.
- Już ci lepiej?- spytał blondyn.
- Dziękuję, że mnie nie zostawiłeś na lodzie- dziewczyna uśmiechnęła się.
- Czego nie robi się dla przyjaciół?- odparł chłopak i wzruszył lekko ramionami…
* * *
 Bonnie kopnęła najbliższy kamień. Chodziła już od jakieś godziny po mieście. Czuła się tak źle i samotnie, że nie mogła wrócić do domu.
 To, czego dowiedziała się z listu kompletnie nią wstrząsnęło. Liczyła, że może jednak to pomyłka, że jest jakaś szansa. Teraz jednak ta szansa przepadła… Wszystko przepadło.
 Dziewczyna odebrała w końcu telefon, który dzwonił już chyba po raz dziesiąty.
- Halo?- powiedziała do słuchawki.
- Bonnie wróć do domu. Coś wymyślimy- babcia nastolatki bardzo się o nią martwiła.
- Spokojnie. Niedługo będę- obiecała i szybko się rozłączyła.
 Zamiast jednak skierować swoje kroki do domu to usiadła na najbliższej ławce i spuściła głowę.
 Tak bardzo nie chciała umierać…
* * *
- Dzień dobry panie dyrektorze- młody nauczyciel wyciągnął rękę do swojego nowego pracodawcy.
- Witam. Przepraszam za wścibstwo, ale naprawdę interesuje mnie czemu przyjął pan pracę w takim małym miasteczku, jak to?- dyrektor uwielbiał plotki i różne historyjki. W końcu musiał czymś podzielić się ze swoją sekretarką.
- Moja żona urodziła się tutaj. Słyszałem od niej, że miasto ma bardzo bogatą historię, dlatego też postanowiłem kiedyś je zobaczyć- odpowiedział zapytany.
- W takim razie, witam panie…- dyrektor przerzucił nerwowo kartki w poszukiwaniu nazwiska nowego nauczyciela historii.
- Saltzman, Alaric Saltzman- przyszedł mu z pomocą mężczyzna…
* * *
- Vic! Vicky!- Elena wraz ze Stefanem tworzyli jeden z pododdziałów grupy poszukiwawczej. Z każdej strony słychać było nawoływania ludzi.
- Myślisz, że to ma sens?- Elena zwróciła się z pytaniem do swojego chłopaka.
- To jedyny sposób, w który możemy pomóc- odparł brunet.
- Ich może tu równie dobrze nie być- pokręciła głową szatynka. Czuła się bezsilna i nadzieja na odnalezienie zaginionych powoli znikała.
- Tego nie wiemy i dlatego musimy się przekonać- chłopak ścisnął mocniej jej dłoń.

- Przypomniało mi się!- krzyknęła nagle Elena.
- Co?- zdziwił się szatyn.
- Kim jest ten gościu, który zaczepiał mnie na ognisku? Damon, czy jakoś tak…- dziewczyna zatrzymała się i spojrzała na Stefana.
- Skąd wiesz, jak on się nazywa?- przeraził się chłopak.
- Przyszedł wczoraj do mnie i powiedział mi o tych poszukiwaniach- odparła.
- Eleno, nie rozmawiaj z nim nigdy więcej- brunet spojrzał na nią błagalnie.
- Dlaczego?- zdziwiła się szatynka.
- Bo… To jest mój brat- wydusił w końcu z siebie…
* * *
- Mam kaca a matka wysłała mnie na poszukiwania- jęczał Tyler. Żona burmistrza uważała, że syn musi się pokazać z odpowiedniej strony. Ludzie, przecież nie mogli o nim mówić samych złych rzeczy.
- Spoko, Ty. Jakoś damy radę- Kol klepnął go po plecach, tak że ten o mały włos się nie przewrócił- A wieczorem skończymy pogadać z tymi śliczniusimi kelnerkami- powiedział.
- Stary, ty to masz gadane- przyznał Tyler.
- W końcu mam też jakieś zalety, co nie?- odparł brunet.
- Oprócz najsilniejszej głowy w Mystic Falls?- prychnął Lockwood.
- Tak- przytknął i ukłonił się w podziękowaniu Brytyjczyk.
- Poza tym to masz też niezłą siostrę- zauważył Tyler.
- Co ty powiedziałeś?- Kol nagle spoważniał.
- Jest super laską z fajnym tyłkiem- burknął syn burmistrza. W tym momencie Kol zamachnął się i uderzył swojego niedoszłego przyjaciela w szczękę.
- Nie waż się nawet o niej myśleć- rzucił mu na pożegnanie i odszedł w kierunku miasta…
* * *
- Tak, mamo. Jestem już w domu- Caroline właśnie wróciła od Klausa. Od razu zadzwoniła do rodzicielki, aby ją o wszystkim poinformować.
- W lodówce masz wczorajszy obiad. Odgrzej sobie, pa- pożegnała się kobieta.
- Cześć- blondynka kliknęła czerwoną słuchawkę na telefonie i wróciła do przeglądania lodówki.
 Przez chwilę miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Odwróciła się szybko, ale nikogo nie dostrzegła. Wszystko wyglądało całkowicie normalnie. Kiedy już miała zignorować złe przeczucia usłyszała jakieś hałasy w salonie. Zamarła w miejscu…
 W końcu wzięła do ręki nóż i tak uzbrojona udała się w poszukiwaniu złodzieja…
* * *
Matt biegał od grupy do grupy. Próbował dowiedzieć się czegoś. Każdemu po kolei opowiadał o swojej siostrze. O jej wyglądzie, ubraniu w dzień zaginięcia i śnie, który miał. Poza tym dziękował wszystkim, którzy się pojawili.
- Matty, jesteśmy z tobą- szepnęła mu Elena, jeszcze przed wyruszeniem. Stefan poklepał go w ramię. Jakaś starsza pani zaprosiła go na obiad, ktoś inny powiedział, że może go przenocować.
 Tak też powoli brnął do przodu. Ciągle mając nadzieję, że jego siostra jeszcze się znajdzie…
* * *
Jeremy zerknął na drzwi, aby się upewnić. Chyba nikt nie zamierzał teraz wchodzić do pokoju. Położył się na łóżku i włożył do buzi kolejne tabletki. Tyle, że tym razem porcja była dużo większa niż zazwyczaj. Już po kilku sekundach całkowicie odpłynął…
* * *
- Nie boi pan się tych tajemniczych zniknięć?- Jenna siedziała w pokoju nauczycielskim i rozmawiała z Alariciem Saltzmanem.
- Chyba wszyscy wiedzą, po co ci umarli tu są. Muszą wziąć swoją zemstę. Inaczej być nie może…- nauczyciel tylko wzruszył ramionami.
- Umarli?- zdziwiła się kobieta.
- Tak ich nazwyaliśmy w Chicago. Kiedy ktoś kogoś zabija jest coraz mniej ludzki i dlatego mówimy na nich umarli- odparł Saltzman.
- Skąd ma pan pewność, że zaginieni nie żyją?- oburzyła się.
- Chyba nie wierzy pani w to, że po tak długim czasie ktoś może się odnaleźć?- spojrzał na nią z wysoko uniesionymi brwiami.
- Nie wiem- przyznała Jenna.
 Nagle mężczyzna podniósł się z krzesła
- Muszę lecieć- pożegnał się i szybkim krokiem wymaszerował z jadalni…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz