czwartek, 28 maja 2015

Rozdział XIX

- Caroline!- szeryf Forbes wróciła późno w nocy do domu i chciała porozmawiać z córką. Nie zastała jej jednak w pokoju. Przeszukała cały dom i w końcu z przerażeniem stwierdziła, że nie ma jej tutaj.
 Natychmiast wybrała numer do dziewczyny.
„ Cześć, tu Caroline! Nie mogę teraz odebrać, ale jeśli masz ochotę to zostaw wiadomość, a ja zaraz oddzwonię. Pa!”- odezwała się automatyczna sekretarka.
- Zadzwoń do mnie, kiedy tylko odsłuchasz wiadomość. Masz przechlapane- Liz bardzo się zdenerwowała.
 Postanowiła spróbować odszukać Caroline na własną rękę.
- Cześć Eleno, przepraszam że budzę cię w nocy, ale mam pytanie- pani szeryf połączyła się z najlepszą przyjaciółką córki.
- Słucham…- odpowiedziała szatynka lekko zaspanym głosem.
- Czy jest może Caroline u ciebie?
- Niestety. A nie ma jej w domu?- Elena ocknęła się momentalnie.
- Nie- zmartwiła się kobieta- A czy ona spotykała się ostatnio z jakimś chłopakiem?
- Tak. Z Klausem Mikaelsonem. Niedawno jego rodzina wprowadziła się do Mystic Falls- odparła dziewczyna.
- Dziękuję za informację- pani Forbes rozłączyła się. Postanowiła przedzwonić jeszcze do Bonnie.
- Nie, nie widziałam jej- brunetka udzieliła kobiecie podobnej informacji, jak jej poprzedniczka.
- A wiesz może, gdzie mieszka Klaus Mikaelson?- szeryf była coraz bardziej przerażona.
- Tak- Bonnie szybko podała matce przyjaciółki adres. Ta nie czekała na nic więcej, tylko od razu się rozłączyła, ubrała kurtkę i wybiegła z domu. Natychmiast udała się do willi Klausa…
* * *
 Elijah był okropnie zdenerwowany tą całą sytuacją. Na posterunku spędzał już drugą noc. W pracy na pewno zauważyli jego zniknięcie a w dodatku dyżurujący policjant chyba o nim zapomniał, bo nie pojawił się od kilku godzin.
- Ludzie, litości…- szarpnął pręty i wtedy ku swojemu zaskoczeniu stwierdził, że drzwi od celi są otwarte.
 Szybko wyszedł na zewnątrz. Otrzepał okurzony garnitur, wziął swoje rzeczy z biurka i powoli opuścił salę więzienną.
 Policjant, który siedział przy wyjściu, nawet go nie dostrzegł. Był skupiony na małym telewizorze, który miał przed sobą. Oglądał jakiś mecz, chyba piłki nożnej.
 Elijah wyszedł na dwór i odetchnął pełną piersią. Postanowił, jak najszybciej wrócić do domu. Starał się trzymać na uboczu, aby znowu nie zostać złapanym. Było już grubo po godzinie policyjnej.
 Nagle dostrzegł szarpiącą się parę. Byli kilkadziesiąt metrów przed nim. Jedna osoba była zakapturzona. W drugiej, po sekundzie, rozpoznał Caroline. Ruszył biegiem w ich kierunku, ale nie zdążył na czas. Przeciwnik dziewczyny wciągnął ją do dużego czarnego wana i pospiesznie odjechał.
 Elijah zatrzymał się. Nie było sensu gonić samochodu pieszo. Zawrócił, więc na posterunek, aby powiedzieć o wszystkim pani szeryf…
* * *
 Klaus ciągle czuł na ustach, dotyk warg Caroline. Uwielbiał ją całować. Nigdy nie spotkał kogoś podobnego. Ona była wyjątkowa. Już miał się iść kąpać, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi.
 Zbiegł po schodach i nacisnął klamkę. Jednak przeraził się ogromnie, kiedy spostrzegł kto stoi na zewnątrz.
- Witam, nazywam się Elizabeth Forbes- przedstawiła się- Jestem szeryfem Mystic Falls.
- Dzień dobry- wybełkotał chłopak. W głowie przeliczał już swoje szanse na ucieczkę. Zastanawiał się, co się mogło stać z Elijah. Jeśli mieli wyjeżdżać to tylko razem.
- Przyszłam się zapytać, kiedy ostatni raz widziałeś moją córkę- Klaus był w szoku. Takiego czegoś się nie spodziewał. Myślał, że przyszła tu w zupełnie innej sprawie.
- Eeee… Na rano- odparł.
- Czy kontaktowała się z tobą później?- Liz była coraz bardziej przygnębiona. Czuła, że powoli musi pogodzić się z prawdą.
- Nie. Czy coś się stało?- Klaus nie miał zbyt dobrych przeczuć.
- Mam nadzieję, że nie- pokręciła głową- Muszę już jechać. Dziękuję za informację- pożegnała się.
- Mogę jechać z panią?- wypalił, zanim zdążył się powstrzymać.
- Jeśli masz ochotę- zgodziła się. Nie chciała teraz zostawać sama…
* * *
 Elena nie mogła spać po dziwnym telefonie matki Caroline. Najpierw próbowała skontaktować się z przyjaciółką, a kiedy ta nie odebrała i włączyła się automatyczna sekretarka, wybrała numer do Bonnie.
- Czy dzwoniła do ciebie Liz?- spytała szatynka.
- Owszem. Co się dzieje z Care?- głos Bonnie również wskazywał, że się martwiła.
- Nie mam pojęcia. Ponoć zniknęła- odparła Elena.
- Myślisz, że…- słowa ugrzęzły w gardle brunetki.
- Nie chcę tak myśleć- szepnęła szatynka.
- Podzwonię po innych. Na razie. Będziemy w kontakcie- pożegnała się Bonnie.
 Elena przygryzła wargę. Miała ochotę zadzwonić do Stefana, ale kiedy przypomniała sobie o tym ile razy ją okłamał, to jej się odechciało. Nagle przyszedł do niej SMS.
„ Jak tam się czujesz po odkryciu prawdy? Damon” dziewczyna zdębiała. Tego się nie spodziewała. Skąd on ma jej numer?
„ Nie mam teraz na to ochoty. Caroline zaginęła” odpisała mu szybko. Nie czekała długo na odpowiedź.
„ Jak to zaginęła? Co się dzieje?”
Elena przeczesała palcami włosy… Czy powinna mu jeszcze odpisywać? Przecież go nienawidziła. Zamiast pisać z nim, mogła zadzwonić do Stefana. Jemu się wyżalić i opowiedzieć o wszystkim. Zamiast tego pisała z jego bratem.
„ Nie wiem, co się dzieje. Jej mama nie może jej odszukać” w końcu zdecydowała się odpowiedzieć Damonowi.
„ Podzwonię. Może ktoś coś wie” obiecał.
„ Dziękuję…” Elena postanowiła zakończyć tę konwersację i zajęła się dzwonieniem do szkolnych znajomych.
 Miała nadzieję, że przynajmniej ktoś wie, gdzie może podziewać się Caroline…
* * *
- Vicky, nie mam dobrych wieści- Matt obudził siostrę. Wiedział, że musi jej o tym powiedzieć. Poznałaby prawdę w ten, czy inny sposób.
- Co się stało?- dziewczyna momentalnie zbladła.
- Caroline zaginęła- odparł.
- Porwał ją?- przeraziła się.
- Nie mamy pojęcia- przyznał ze spuszczoną głową.
- Odnajdziemy ją, tak jak znaleźliście mnie- ścisnęła jego dłoń.
- A jeśli nie?- Caroline była jego przyjaciółką od lat, nie chciał jej stracić.
- Zaufaj mi. To silna dziewczyna. Poradzi sobie- Vicky przytuliła go mocno. Matt musiał przyznać jej rację. Blondynka była odważna i pewna siebie. Jeśli ktoś miał dać radę i uciec, to była tym kimś właśnie Caroline…
* * *
 Caroline ocknęła się w bardzo niewygodnej pozycji. Głowa okropnie ją bolała. Chciała dotknąć dłonią miejsca bólu, ale zdała sobie sprawę, że jej ręce są skute kajdankami.
 Zaczęła się szarpać, na próżno. Nic nie mogła poradzić.




- Halo! Co się dzieje?- zawołała. Tak, jak się spodziewała zero odpowiedzi. Rozejrzała się dookoła. Była tu samo. To miejsce przypomniało piwnice, bardziej nawet lochy.
 Nagle usłyszała kroki. Do pomieszczenia wkroczyły dwie osoby. Jedna z nich, był to mężczyzna, miał maskę na twarzy. Natomiast drugą była…
- Elena? Co ty tu robisz?- zawołała Caroline, ciągle w szoku.
- Cóż za naiwniaczka…- westchnęła szatynka i teatralnie przewróciła oczami.
- To ty jesteś tym mordercą?- blondynka nic nie rozumiała.
- Po pierwsze nie jestem Elena, po drugie nigdy nikogo nie zabiłam- prychnęła Katherine i podeszła bliżej uprowadzonej.
- Kim jesteś w takim razie? Jej złą siostrą bliźniaczką?- wypaliła, zanim pomyślała nad tym co mówi.
- Tłumaczyłam, że masz uważać kogo bierzesz… To jest córka pani szeryf-szatynka zwróciła się z tymi słowami do swojego towarzysza. Ten tylko wzruszył ramionami.
- Co wy mi chcecie zrobić?- Caroline przełknęła głośno ślinę.

- Jeszcze nie wymyśliliśmy, ale obiecuję, że będziesz pierwszą, która się dowie- Katherine uśmiechnęła się szeroko do blondynki…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz