środa, 10 czerwca 2015

Rozdział VI - SEZON 2

 Rebekah i Kol stali zaledwie kilka metrów od Hayley i Klausa. Usłyszeli wszystko i teraz byli w równie wielkim szoku, co ich brat.
- Ale, jak to w ciąży?- Brytyjka pierwsza się opamiętała.
- Normalnie- panna Marshall odetchnęła lżej. Wreszcie jej ulżyło, że mogła wyznać prawdę.
- Ale po co mi to mówisz? - zaczął się jąkać Klaus.
- A komu miałam powiedzieć?- prychnęła pogardliwie.
- No, ale przecież…- blondyn przeczesał ręką włosy.
- Spałeś z nią?- Rebekah zmierzyła Hayley od góry do dołu.
- Zwariowałaś? Nigdy w życiu- Klaus zarumienił się, a szatynka wydęła usta ze złością.
- To kto jest ojcem tego dziecka?- Brytyjka była zdezorientowana.
- Elijah. Spotykaliśmy się- wyjaśniła panna Marshall.
- A to dobre- Kol nie mógł się powstrzymać i aż cały się trząsł ze śmiechu- Elijah zaliczył taką wpadkę?
- To nie jest zabawne- zwróciła mu uwagę Rebekah.
- Właśnie, że jest- brunet miał z tego niezły ubaw.
- Co my teraz zrobimy?- Klaus przewrócił oczami i spojrzał na Hayley. Miał nadzieję, że dziewczyna ma jakiś pomysł.
- Możesz mi zaproponować nocleg, bo nie mam już kasy na hotel- odparła.
- Niech będzie. Elijah jutro wraca. Wtedy sama mu powiesz- blondyn ruszył przodem w kierunku domu. Reszta podążyła za nim…
* * *
 Caroline przygryzła wargę. Zgodziła się na spotkanie z Tyerem, ale nie wiedziała, czy to była dobra decyzja. Wyjęła telefon i zamierzała odwołać „randkę”, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Poszła otworzyć. W progu stał młody Lockwood.
 W ręce trzymał czerwoną róże. Miał minę, jakby sam nie do końca wiedział, czy dobrze robi.
- Cześć- przywitał się.
- Hej- głos blondynce lekko się załamał. On na pewno liczył na coś więcej, na coś czego ona nie mogła mu dać.
- Przyniosłem kwiatka. Pomyślałem, że będzie ci miło- szepnął. Podrapał się ręką po karku.
- Dziękuję- dziewczyna wzięła róże od niego i włożyła ją do wazonu, który stał na szafce. Postanowiła z nim pójść i po drodze mu wszystko wyjaśnić.
- Idziemy?- spytała niepewnie.
- Tak- zgodził się.
 Przez cały czas zastanawiała się, jak zagaić rozmowę, ale nie miała odwagi. Nie chciała zranić Tylera, którego znała od dziecka. Wreszcie dotarli do kina.
- Horror, czy komedia romantyczna?- Lockwood zerknął na spis filmów i wybrał dwa, które zaraz się zaczynały.
- Horror!- natychmiast krzyknęła Caroline. Parę osób zerknęło na nią z ciekawością- Po prostu nie lubię romansideł- usprawiedliwiła się szybko.
- Aha. Spoko- brunet uśmiechnął się lekko i poszedł kupić dwa bilety…
Po seansie…
 Caroline już bardzo żałowała, że poszła na ten film. Nie znosiła horrorów. Nigdy nie mogła po nich zasnąć. Prychnęła w duszy, jakby mogła w ogóle ostatnio spać.
- I jak ci się podobało? Może pójdziemy jeszcze na jedzenie?- Tyler był w doskonałym humorze. Chyba się świetnie bawił.
- Nie!- dziewczyna podjęła decyzję. Musi mu wszystko wyjaśnić i postawić sprawę jasno.
- Co się dzieje? Zrobiłem coś nie tak?- zaniepokoił się młody Lockwood.
- To ja. To przeze mnie. Nie chcę się teraz z nikim umawiać- powiedziała. Spuściła głowę, nie była pewna, jak zareaguje.
- Ja też nie- zaśmiał się.
- Co? Ale jak to?- blondynka podniosła oczy na jego twarz. Miał z niej chyba niezły ubaw.
- Znam cię od dziecka. Potrzebowałem, kogoś kto nie będzie mnie osądzał i spędzi ze mną miło czas, jak przyjaciel- wyjaśnił.
- Chcesz być tylko moim przyjacielem?- upewniła się. Od razu poczuła się lepiej.
- Owszem- przytaknął.
 Caroline odetchnęła. Teraz już przynajmniej nie musiała tym się martwić. W domu znalazła się późno. Tyler odprowadził ją i wrócił do siebie. Musiała przyznać, że spędzili całkiem miły wieczór. 
 Kiedy weszła do swojego pokoju o mały włos nie dostała zawału. Dostrzegła jakąś postać, która siedziała na łóżku. Po blond czuprynie poznała znajomego Brytyjczyka.
- Klaus?- spytała zaskoczona.
 Chłopak spojrzał na nią. Wyglądał na bardzo zmęczonego i załamanego.
- Przepraszam, ale nie miałem dokąd pójść- powiedział. Podniósł się i podszedł do niej. Wydawał się być zmęczony.
- Co się stało? Coś z Elijah?- przestraszyła się dziewczyna.
- Nie. W sumie trochę, ale nie chodzi o wypadek- pokręcił głową.
- Chcesz mi o tym opowiedzieć?- Caroline nie miała zamiaru na niego naciskać.
- Nie jestem teraz w stanie- zaprzeczył.
- Może zostaniesz na noc?- blondynka przechyliła głowę i uśmiechnęła się lekko.
- A mógłbym?- Klaus podniósł oczy, w których zapłonęły iskierki nadziei.
- Jasne- zgodziła się.
 Caroline wykąpała się i przebrała w piżamę, po czym położyła w łóżku. Skinęła głową Brytyjczykowi, który po chwili do niej dołączył.
- Wszystko będzie dobrze, jasne?- szepnęła i przytuliła się do niego. Chłopak odwzajemnił uścisk. Dopiero teraz po tym pełnym emocji dniu uspokoił się i pozwolił sobie na odpoczynek…
* * *
 Elena była zawiedziona. Niczego się nie dowiedziała. Sprawiła tylko ból Stefanowi i sobie. Jej myśli były okropnie poplątane. Wracali już do domu. Po telefonie młodszego Salvatore nie zapytała Damona o nic więcej. Teraz siedzieli w samochodzie i pędzili w kierunku Mystic Falls.
- Przepraszam, że cię w to wciągnęłam- szepnęła szatynka. Nie patrzyła na chłopaka, wzrok utkwiła w swoich dłoniach.
- Spoko, Mała. Załatwiłem wszystkie sprawy. Przynajmniej nie jechałem sam- wzruszył ramionami.
- Czyli, że nie chciałeś mi opowiedzieć o waszej przeszłości, tylko miałeś coś do załatwienia?- zezłościła się.
- Przecież ci opowiedziałem. O sobie, Katherine i Stefie- przypomniał jej.
- Ale niczego więcej nie powiedziałeś- zauważyła. Założyła ramię na ramię i spojrzała na niego wyczekująco.
- Nie powinnaś oczekiwać zbyt wiele. Ciesz się, że chociaż tyle się dowiedziałaś- powiedział bez jakiekolwiek zmieszania.
- Oszukałeś mnie! Myślałam, że chcesz mi pomóc- zawołała. Czuła, jak złość ją wypełnia.
- Eleno, ja cały czas kłamię. Nie jestem dobry, jak Stefan. Zrozum to- wypalił. Dziewczyna poczuła się, jakby dostała w twarz. Zaufała mu, a on ją tak potraktował.
- A ja myślałam, że to co o tobie mówią, to kłamstwa… Myślałam, że…- mówiła, ale on jej przerwał.
- Że jestem łagodny, jak owieczka? Że można mną manipulować?- dokończył za nią- Wybrałaś nie tego Salvatore- dodał.



 Szatynka nie odpowiedziała. Odwróciła głowę, aby nie mógł dostrzec łez, które spływały po jej policzkach. Jak ona mogła w ogóle sądzić, że coś do niego czuje? Przecież to był największy egoista, jaki chodził po tej planecie… Egoista i gbur. Miała nadzieję, że nie jest za późno, aby przeprosić Stefana i mu wszystko wyjaśnić. Liczyła, że jej wybaczy…
* * *
 Jeremy po wyznaniu Bonnie zaprowadził najpierw Matta do domu Donovanów. Otwarła im Vicky, która zawsze podobała się młodemu Gilbertowi. Kiedy tylko ją zobaczył spłonął rumieńcem.
- Co się stało?- dziewczyna złapała brata i pomogła wnieść go do środka. Położyli go na kanapie.
- Opijali z Bonnie śmierć jej babci- wyjaśnił. Szatynka spojrzała na niego zaskoczona- Nie pytaj- poradził.
- Dziękuję, że mu pomogłeś. Nigdy nie był jeszcze, aż w tak kiepskim stanie- mruknęła zaniepokojona.
- Wyjdzie z tego. To tylko alkohol- pocieszył ją Jeremy.
- W takim razie do zobaczenia- Vicky obdarzyła go promiennym uśmiechem i odprowadziła go do drzwi.
- Cześć- Gibert pomachał jej na pożegnanie i odwrócił się do Bonnie. Brunetka czekała na niego. Siedziała na krawężniku.
- Idziemy już?- spytała, kiedy tylko Jeremy do niej podszedł.
- Jasne. Zaprowadzę cię do domu- zgodził się. Pomógł jej wstać.
 Po kilku minutach bez większych problemów znaleźli się pod budynkiem należącym do Bennettów. Bonnie odwróciła się do niego.

- Dziękuję- szepnęła i pocałowała go w policzek. Wtedy się zachwiała i Jeremy musiał ją objąć, aby nie upadła. Ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie i wtedy stało się. Pocałowali się prosto w usta…




wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział V - SEZON 2

 Elena przysłuchiwała się rozmowie braci. Ona również była w niezłym szoku po słowach Stefana. Opamiętała się jednak pierwsza. Wyrwała telefon Damonowi i powiedziała:
- Przecież ona nie żyje. Katherine Pierce zginęła w pożarze!- zawołała. Jej głos zabrzmiał nienaturalnie cienko.
- Elena?- młodszy Salvatore zignorował jej wypowiedź.
- No oczywiście, że ja!- krzyknęła- Gadaj, co z tą Katherine!
- Ona żyje. Nie wiem, jak jej się to udało, ale naprawdę ją widziałem- Stefan w końcu zgodził się wyjaśnić.
- Przecież znaleźli jej ciało. Był pogrzeb…- wyjąkał Damon.
- Mówię, że z nią rozmawiałem i…- o mały włos nie powiedział, że się z nią całował- udawała ciebie, Eleno- zakończył. Odetchnął jakoś udało mu się wybrnąć z sytuacji.
- Wie o mnie?- szatynka nie mogła w to uwierzyć.
- Tak. Proszę wróć to ci wszystko wyjaśnię- obiecał swojej dziewczynie. W jego głosie dało się słyszeć tęsknotę.
- Za późno, Stefan. Dowiem się sama- pannę Gilbert bardzo zabolały te słowa, ale nie miała wyboru, on jej go nie pozostawił. Chwilę później się rozłączyła.
 Spuściła głowę. Czuła, że go zraniła. Nie tylko tym, co powiedziała, ale głównie tym, że wyjechała z jego bratem bez słowa. Nie dała mu znać, nie poprosiła go o wytłumaczenie sytuacji. Sama na własną rękę chciała odnaleźć prawdę i stwierdziła, że Stefan jej nie pomoże. Dlatego zwróciła się do Damona. Przynajmniej tak myślała.
- Wszystko ok., Mała?- starszy Salvatore przerwał jej użalanie się. W jego głosie dosłyszała chyba troskę i to ją przeraziło. Po ciele przebiegły jej ciarki.
- Nie. Ja… chyba źle zrobiłam- przyznała ze łzami w oczach.
- Wydaje mi się, że to trochę moja wina. Czy mogę jakoś pomóc?- nie, słuch jej nie mylił. Damon, ten okropny Damon sprawiał wrażenie, że mówi szczerze.
- Zabierz mnie do domu- poprosiła. Spojrzała na niego. Chłopak miał na twarzy wypisany żal. Podszedł do niej i po prostu ją przytulił…




* * *
 Bonnie stała nad grobem babci. Zjawiło się niewiele osób. Nie przyszły nawet jej przyjaciółki. Caroline nie była w stanie, nie rozmawiały ze sobą, przez to, co blondynka przeszła, a Elena wyjechała. Nie mogła wrócić na czas.
 Ze szkolnych znajomych zjawili się Jeremy oraz Matt. Były też jakieś babci koleżanki, no i oczywiście pastor. Poza tym nikt…
 Brunetka ze spokojem przyjmowała kondolencje. Wreszcie cmentarz opustoszał. Matt i Jeremy byli ostatnimi, którzy do niej podeszli.
- Idziemy na jedzenie?- Donovan uśmiechnął się do niej lekko.
- Tak- przytaknęła. Powoli ruszyli w kierunku Grilla.
 W pewnym momencie poczuła, jak brat Eleny łapie jej dłoń. Nie oponowała. Zrobiła się tylko okropnie czerwona…
2 godziny później…
- Bo z twojej babci to była równa kobitka!- siedzieli w Grillu już długo i wypili sporo wódki. Matt powtarzał to samo zdanie po raz trzeci.
- Prawda?- Bonnie podniosła kieliszek i opróżniła go natychmiast. Jeremy pozostał trzeźwy, co ich kompletnie zszokowało. Do niedawna był pierwszy do alkoholu.
- Najlepsi odchodzą- Donovan skinął głową i wypił swoją porcję.
- Chyba już wam starczy- zauważył niepewnie Gilbert.
- Nie matkuj, Jerr- Matt machnął na niego ręką. Przy okazji wylał na stół resztę napoju wyskokowego.
- Cholera! Co zrobiłeś?- zawołała Bonnie piskliwie.
- Nie chciałem. Przepraszam, ja zaraz zamówię następne- obiecał. Chciał się podnieść i wołać kelnera, ale Jeremy wziął go pod ręką, drugą złapał brunetkę i oboje wyprowadził na zewnątrz.
- Jesteś nudziarzem…- jęczał Matt.
- Nie obrażaj go. Jest kochany!- broniła chłopaka Bonnie.
- Bon, a może ty się zakochałaś?- Donovan zaśmiał się szyderczo.
- Chyba tak…- przyznała dziewczyna. Zarówno Jeremy, jak i Matt spojrzeli na nią zaskoczeni…
* * *
 Alaric Saltzman stał pod drzwiami Jenny. Nie widział jej już od dawna. Został zmuszony do wyjazdu, ale teraz kiedy znalazły się dowody na to, że morderca zwiał poza granicę Stanów, wrócił do Mystic Falls. Jedyne czego teraz pragnął to spokoju i pobytu w pobliżu panny Sommers.
 Kobieta otworzyła mu. Dopiero, kiedy zobaczył jej strój zdał sobie sprawę, że jest środek nocy. Miała na sobie słodką, różową piżamkę.
- Ric?- zawołała zaskoczona blondynka.
- Wróciłem- odpowiedział z uśmiechem. Wpadli sobie w ramiona.
- Tęskniłam- przyznała Jenna.
- Ja też- mężczyzna pocałował ją namiętnie.
- Może zostaniesz na noc?- spytała, kiedy oderwali się wreszcie od siebie.
- Chętnie- zgodził się…
* * *
 Caroline weszła do łazienki. Ciągle nie czuła się za dobrze, ale miała dosyć użalania się nad sobą. Musiała wrócić do normalnego życia. Teraz to było najważniejsze, to aby zapomniała o tym, co jej się przytrafiło.
 Po długiej kąpieli i przygotowaniach stwierdziła, że jest już gotowa. Postanowiła, że dzisiaj pojawi się już w szkole. Wzięła do ręki torbę i z cichym westchnieniem wyszła na zewnątrz…
 Nie pożegnała się z mamą, dalej bolały ją kłamstwa pani szeryf.
- Caroline!- kiedy mijała dom Lockwoodów ktoś ją dogonił. Był to Tyler.
- Cześć- powiedziała. Dziwnie się czuła będąc sam na sam z synem burmistrza.
- Mogę Ci towarzyszyć?- spytał niezbyt pewnie.
- Jeśli chcesz- wzruszyła ramionami.
- Słuchaj, czy nie chciałabyś pójść ze mną do kina?- wykrztusił z siebie. Blondynka zauważyła, że nie patrzy na nią.
- Tyler, nie obraź się… Tylko, że ja chyba nie jestem w stanie, jeszcze nigdzie wyjść…- poczuła się bardzo nieswojo, kiedy mu odmówiła.
- To nie byłaby randka… Po prostu spotkanie dwójki przyjaciół- natychmiast wyjaśnił.
- No, nie wiem…- dziewczyna ciągle nie była przekonana do tego pomysłu.
- Mam cię prosić na kolanach?- uśmiechnął się do niej i rzucił się na ziemię. Złożył przy tym błagalnie ręce.
- Dobra, wstań. Pójdę- Caroline zaczęła się śmiać.
- W takim razie cieszę się- chłopak podniósł się i ruszyli w dalszą drogę. Już żadne z nich się nie odzywało, oboje myśleli o dzisiejszym spotkaniu…
* * *
 Elijah zerknął spod przymrużonych powiek na rodzeństwo. Widać było, że ostatnie dni były dla nich ciężkie. Wyglądali, jak kupa nieszczęścia. W szczególności Klaus.
- Do domu się wykąpać i wyspać- zarządził. Cała trójka najpierw popatrzyła na siebie nawzajem. Pierwszy odezwał się Kol.
- Przyszliśmy cię odwiedzić, a ty już nas wyrzucasz?- brunet mówił z lekkim wyrzutem.
- Po prostu widzę, jak wyglądacie. Bekah nie masz na sobie ani grama makijażu, doły pod oczami, Kol to nie jesteś ty! A ty Klaus przypominasz ducha! Nie jesteście w tej chwili tacy, jak dawniej. Wracać do domu i potem możecie wpaść- powiedział ze spokojem.
- Ale…- blondyn próbował protestować.
- Żadnych „ale”. Macie mnie słuchać. Żegnam- machnął na nich ręką. Nie mieli zbyt szczęśliwych min, kiedy wychodzili. Jednakże nie potrafili kłócić się z Elijah.
- Klaus, czy możemy teraz porozmawiać?- przed szpitalem wpadli na Hayley- Wiem, że z twoim bratem już lepiej, a mam naprawdę ważną sprawę- dodała, kiedy dostrzegła zwątpienie na jego twarzy.
- Dobrze. Mów w takim razie- zgodził się. Widział, że się czymś denerwuje.
- Chodzi oto, że…- dziewczyna zaczęła przyglądać się swoim butom i miętosić rąbek koszulki w dłoniach.
- Co się dzieje?- chłopak poczuł się bardzo nieswojo.
- Klaus, ja…- po raz kolejny nie dokończyła zdania.
- Hayley, błagam… Wyduś to z siebie- złapał ją za ramiona i potrząsnął nimi.

- Ok. Ja jestem w ciąży…- podniosła głowę i spojrzała w jego oczy. Blondyn puścił ją i na zmianę to zamykał, to otwierał usta. Odjęło mu kompletnie mowę…

* * *
Rozdział V :) Wiem, że wyznanie Hayley pewnie Was zaskoczyło, ale spokojnie ;) Nie wszystko jest jeszcze wyjaśnione :D Za brak Klaroline przepraszam. Obiecuję, że w następnym rozdziale Klaus i Caroline spędzą wspólnie czas :P Pozdrawiam :*

poniedziałek, 8 czerwca 2015

Rozdział IV - SEZON 2

 Rebekah siedziała przy Elijah już kolejny dzień. Trzymała jego dłoń. Dziewczyna nie przypominała już dawnej siebie. Makijaż z jej twarzy całkowicie znikł, oczy były podkrążone a włosy związane w kitkę. Kol i Klaus poszli do domu się przespać i dlatego została sama.
- Błagam, nie zostawiaj nas- szeptała co jakiś czas do bruneta. Ten jednak nie reagował.
- Brakuje nam ciebie. Jesteśmy tacy zagubieni. Pamiętasz obietnicę? Zawsze i na zawsze- mówiła. Chciała po prostu mu to powiedzieć. Nie oczekiwała odpowiedzi.
- Nigdy wcześniej tego nie powiedziałam i już na pewno więcej nie powtórzę- uśmiechnęła się lekko- Ale wiedz, że jesteś dla nas bardzo ważny, szczególnie dla mnie. Zastąpiłeś mi rodziców tak dobrze… Jak nikt inny. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie- po jej policzkach zaczęły cieknąć pojedyncze łzy.
- Nigdzie się nie wybieram, siostro…- słaby głos sprawił, że Rebekah podniosła oczy na twarz brata. Kąciki jego ust uniosły się do góry.
- Elijah?- blondynka nie mogła w to uwierzyć.
- Tak. Tylko błagam nie płacz już. Zawsze i na zawsze- szepnął. Dziewczyna zaczęła się śmiać i po chwili mocno go do siebie przytuliła. Chociaż ciągle był osłabiony to odwzajemnił uścisk…




* * *
 Elena ziewnęła potężnie. Spędziła w pokoju hotelowym już dwa dni. Damon wyszedł i do tej pory się nie zjawił. Napisał jej tylko kilka SMS-ów w stylu, że ma się nie martwić, albo że wróci wkrótce.
 Dziewczyna przewróciła oczami. Już bardzo żałowała, że wplątała się w tę historię. W końcu z braku jakiekolwiek innego zajęcia przebrała się w piżamę i położyła spać. Była późna godzina, więc zasnęła bez problemu…
 Ocknęła się nad ranem. Leżała na czymś wygodnym. Przesunęła głowę w górę. Myślała, że poduszka jej się osunęła, ale kiedy poczuła bicie serca, otwarła oczy.
- Hej- Damon już nie spał. Okazało się, że to on był jej „poduszką”.




- Zwariowałeś?- krzyknęła oburzona. Poderwała się na nogi. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że ma na sobie krótką piżamę. Obciągnęła spodenki niżej, aby zakryć, jak najwięcej.
- Z tego, co mi wiadomo to nie- odpowiedział. Położył ręce pod głową i najwyraźniej nie miał zamiaru wstawać z łóżka.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś? W ogóle, jak śmiałeś położyć się w moim łóżku? Masz, przecież swoje- sama już nie wiedziała, za co na niego nawrzeszczeć.
- Po pierwsze spałaś tak słodko, że nie miałem serca cię budzić a po drugie, owszem mam swoje łóżko. Tylko, że to nie ja się pomyliłem- wyjaśnił. Podniósł się z pościeli i ruszył w kierunku kuchni.
- Nie rozumiem- przyznała Elena.
- Ty położyłaś się u mnie, nie ja u ciebie- odparł. Dziewczyna najpierw chciała go wyśmiać, ale potem zdała sobie sprawę, że on ma rację. Odchrząknęła nerwowo.
- Niech ci będzie- mruknęła. Zgarnęła jakieś ciuchy z torby i szybko weszła do łazienki. Za wszelką cenę chciała ukryć zmieszanie.
 Kiedy wróciła po mieszkaniu rozchodziły się przyjemne zapachy śniadania.
- Ktoś tu umie gotować- zauważyła szatynka. Damon właśnie wyciągał boczek z lodówki.
- Mam wiele zalet- wyszczerzył się do niej. Dziewczyna wyjęła nóż i chciała pokroić mięso.
- Jeszcze zrobisz sobie krzywdę- Salvatore wyjął nóż z jej ręki i sam zabrał się za przygotowywanie.
- Ej!- krzyknęła ze śmiechem Elena. Popchnęła lekko chłopaka, który mrugnął do niej okiem.




- Usiądź sobie, a ja się wszystkim zajmę- powiedział. Kiedy chciała zaprotestować spojrzał na nią surowo.
- Dobra, dobra- zgodziła się.
 Usiadła w fotelu i go obserwowała. Czuła się naprawdę dziwnie. Kilka dni temu go nie znosiła, ale ostatnio coś się zmieniło. Na jego widok jej serce przyspieszało, ten chłopak sprawiał, że czuła się bezpiecznie, że nie pamiętała nawet o Stefanie.
 „ Co się ze mną dzieje?” potrząsnęła głową. Chyba nie spodobał jej się brat chłopaka, z którym chodziła? To niemożliwe…
* * *
 Caroline naciągnęła kołdrę na głowę. Wypuścili ją już do domu, ale dziewczyna nie czuła się dobrze. Jej ojciec przyszedł na rano i próbował z nią rozmawiać. Odprawiła go z kwitkiem, to samo zrobiła z mamą. Byle hałas sprawiał, że podskakiwała z przerażenia.
- Caroline, masz gościa!- Liz otwarła drzwi od pokoju córki. Jej głos był przepełniony żalem, że okłamała blondynkę na temat Billa, ale było już za późno. Czasu nie da się cofnąć.
- Nie chcę nikogo widzieć- odezwała się dziewczyna spod kołdry.
Liz wyszła, aby z kimś porozmawiać. Caroline nie rozpoznała przyciszonych głosów. Po chwili drzwi zaskrzypiały i ktoś wsunął się do środka.
 Gość bez słowa przysunął sobie krzesło pod jej łóżko i usiadł na nim. Najwyraźniej czekał, aż blondynka wysunie głowę. Tylko, że chyba nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo uparta potrafi być Caroline.
- Kimkolwiek jesteś wyjdź stąd!- zażądała w końcu dziewczyna. Zero odpowiedzi.
 Zdenerwowana Forbesówna szybko odsunęła kołdrę. Zamierzała nawrzeszczeć na gościa, ale kiedy ujrzała kto przyszedł zmieniła zdanie.
- Klaus?- spytała. Brytyjczyk uśmiechnął się do niej delikatnie.
- Witaj, Caroline…
- Co tu robisz?- spuściła wzrok.
- Mogę wyjść, jeśli chcesz- odpowiedział. Podniósł się, ale ona wtedy złapała go za rękę.
- Czy możesz ze mną chwilę posiedzieć?- spojrzała na niego błagalnie.




- Oczywiście- zgodził się i wrócił na swoje miejsce…
* * *
 Stefan coraz bardziej niepokoił się o Elenę. Jej ciotka powiedziała mu, że wyjechała na kilka dni do Denver, ale on jakoś w to nie wierzył.
 Wysłał jej już chyba z milion SMS-ów. Brak jakiejkolwiek odpowiedzi. Damon również nie odbierał. To nie mógł być przypadek. Coś w tym wszystkim mu nie pasowało. Niestety nie wiedział, co.
 Połączył się z bratem jeszcze raz.
- Halo?- starszy Salvatore wreszcie raczył odebrać. Słychać było, że coś je.
- Gdzie ty jesteś?- zdenerwowany Stefan bardzo starał się zachować spokój. Jednak słabo mu to wychodziło.
- Spoko, Młody. Za kilka dni wracamy- odpowiedział zapytany.
- Wracamy? Z kim tam jesteś?- brunet już wiedział, jaką odpowiedź otrzyma.
- Z Eleną, oczywiście. Poprosiła mnie, żebym jej nie okłamywał. Postanowiłem jej trochę o nas opowiedzieć- w głosie Damona można było dosłyszeć wyraźną satysfakcję.
- Jeśli chociażby ją tkniesz…- zagroził mu młodszy brat.
- To co? Dostanę lanie?- zaśmiał się szatyn.
- To ja tknę twoją Katherine- Stefan trafił w sedno. Damon nie miał pojęcia, co odpowiedzieć…
* * *
 Katherine przesunęła palcami po swoich wargach. Tego jej brakowało najbardziej. Stefan doskonale całował i w dodatku był taki gorący. Ten wybuch emocji upewnił ją tylko w tym, że chłopak ciągle coś do niej czuje.
 „Jak mogłam w to w ogóle wątpić?”- spytała samą siebie w myślach. Swojego pomocnika, który miał uzyskać informacje dla niej wysłała już na południe.
 Nigdy nie pochwalała jego metod przesłuchania, ani tym bardziej tego, że zabijał wszystkich porwanych, ale nie miała wyboru. Tylko to utrzymywało go w ryzach.

 Teraz miała już spokój i mogła zacząć pracować nad resztą planu…

* * *
Rozdział IV :) Macie Klaroline ;) Czekam na opinię :D 

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział III - SEZON 2

Elizabeth siłą wypchnęła swojego byłego męża z sali szpitalnej, w której leżała ich córka.
- Co ty tu robisz?- krzyknęła, kiedy już znaleźli się na korytarzu.
- Dowiedziałem się, że Caroline ma problemy i postanowiłem wrócić. Jestem w końcu jej ojcem- odpowiedział. Zachowywał się tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało.
- Teraz ci się przypomina? Miałeś wynieść się z naszego życia na zawsze- pani szeryf ledwo panowała nad emocjami.
- Umowa zerwana, Liz. Ona jest dla mnie ważna- mężczyzna pokręcił głową.
- Nie było cię tyle czasu i co? Jak ty to sobie wyobrażasz? Ona cię nienawidzi- kobieta założyła ramię na ramię. Bardzo starała się go nie zamordować.
- Kocha mnie. W końcu jestem jej tatą- uśmiechnął się lekko.
- Nie tak się umawialiśmy…- Liz wzięła głęboki wdech.
- Co?- Caroline stanęła w drzwiach pokoju. Na jej twarzy malowało się zdziwienie i wściekłość.
- Kochanie…- Bill wyciągnął do niej ręce, ale ona go odepchnęła.
- Dogadaliście się, że on mnie zostawi? Dlaczego? Mamo, jak mogłaś mi to zrobić?- blondynka poczuła się bardzo dotknięta i zraniona.
- Przepraszam. Tak było najlepiej- wyszeptała zmieszana Liz.
- Najlepiej dla kogo? Dla was?- zawołała ze złością.
 W tym momencie dziewczyna upadła nieprzytomna na podłogę. Natychmiast podbiegła do nich jakaś pielęgniarka i przy pomocy Billa zaniosła Caroline do łóżka…
* * *
 Klaus przygryzł wargę, przeczesał ręką włosy i wreszcie odezwał się do lekarza.
- Jakie ma szanse?- spytał.
- Byliśmy zmuszeni wprowadzić go w stan śpiączki. Nie wiemy, tylko czy się z niej obudzi- odparł doktor.
- Czyli operacja się udała?- blondyn poczuł nagły przypływ nadziei.
- Teoretycznie, aczkolwiek stan, w którym się znajduje jest ciągle krytyczny- mężczyzna nie zamierzał okłamywać Mikaelsonów.
- Możemy go zobaczyć?- spytała Rebekah przez łzy.
- Tylko krótko- zgodził się i wskazał głową na drzwi do sali.
 Cała rodzina natychmiast ruszyła na spotkanie z bratem. Weszli do środka. Kol wstrzymał oddech, Klaus wykrzywił się a Rebekah zaczęła jeszcze głośniej łkać.
- Przepraszam- Klaus znowu poczuł się winny, kiedy zobaczył nieruchomego, bladego Elijah na łóżku. Wyglądał, jakby już był martwy. Podłączony do mnóstwa aparatur nie dawał żadnych oznak życia.
- Będzie dobrze- Kol przytulił siostrę, która aż cała się trzęsła.
 W tym momencie do sali wkroczyła pielęgniarka. Zaskoczyła ją wizyta Brytyjczyków.
- Chyba powinniście już wyjść- powiedziała delikatnie.
 Klaus spojrzał ostatni raz na brata i pierwszy wyszedł na korytarz. Zanim podążyła reszta rodzeństwa…
* * *
 Stefan ściągnął bluzkę z Katherine. Nie przestawał jej całować. Poczuł się, jak za dawnych czasów, kiedy jeszcze mieszkali w domu jego rodziców.
 Rzucił dziewczynę na łóżko i wrócił do namiętnych pocałunków. Zapewne poszliby na całość, gdyby w ostatniej chwili się nie opamiętał. Przypomniał sobie, jak nim manipulowała, nim i Damonem. Teraz robiła dokładnie to samo.
 Oderwał się od niej szybko. Podniósł się z łóżka i oparł o ścianę. Oddychał ciężko. Jak mógł do tego dopuścić? Jak mógł zrobić coś takiego Elenie? O Boże! Elena! Jak on jej to wyjaśni? Nie będzie mógł tego przed nią zataić…
 Brunet wziął do ręki swoją koszulkę, która leżała na podłodze i opuścił pokój hotelowy. Biegł bardzo długo. Zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy zabrakło mu tchu. Ciągle miał przed oczami Katherine. Najchętniej by do niej teraz wrócił i dokończył to, co zaczął.
- Ogarnij się Stefan- syknął do siebie. Przeczesał ręką włosy i wziął głęboki wdech.
 Był przerażony tym, co zrobił. Nie mógł zrozumieć, dlaczego tak się stało, przecież nic już nie czuł do Katherine. Czyżby jednak się mylił? Czy ciągle żywi wobec niej jakiekolwiek uczucia? W takim razie, co z Eleną? Teraz to ona była jego dziewczyną i to ją kochał najbardziej. Jednak czy na pewno?
* * *
 Damon milczał przez resztę drogi. Elena czuła, że to niezwykłe, jak na niego. Z tego powodu w samochodzie panowała nieprzyjemna cisza.
- Ekhmm… Daleko jeszcze?- szatynka nie mogła już dłużej tego znieść. Wolała starego, gadatliwego Damona.
- Nie- odparł krótko. Zero emocji. Wydawał się być kompletnie na nią obojętny.
- To może się teraz rozbiorę i posiedzę sobie nago, co?- dziewczynę lekko zezłościł ten brak zainteresowania.
- Jeśli chcesz- wreszcie zaszczycił ją zaciekawionym spojrzeniem.
„ Cóż przynajmniej mnie słucha”- pomyślała.
- To co z tym rozbieraniem?- spytał, gdy nic mu nie odpowiedziała.
- Poczekajmy do hotelu- uśmiechnęła się do niego. Postanowiła trochę wyluzować i przestać się denerwować jego głupimi tekstami.
- Uznam to za obietnicę- mrugnął do niej okiem i uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób.
- Marzenia…- założyła ramię na ramię i przekrzywiła lekko głowę.
- Jesteśmy- Elena rozejrzała się i zobaczyła w oddali niewielkie miasteczko. Wyglądało tak zwyczajnie, że nawet trochę się zawiodła. Spodziewała się czegoś innego…
* * *
Davina wybrała się na spacer. Chciała poznać nowe miasto i jego mieszkańców. Od razu zauważyła, że chłopacy nie różnią się w ogóle od tych z Nowego Orleanu. Wszyscy się na nią gapili i próbowali ją zaczepiać. Jednak ona nie szukała teraz partnera. Dlatego po prostu ich ignorowała. 
 Przeszła przez park i znalazła się pod szpitalem. Wyglądał, jak zwykły szpital, nie było w nim nic nadzwyczajnego. Pod budynkiem, w strefie dla palących dostrzegła jednak jakiegoś chłopaka. Postanowiła do niego podejść. Wyglądał na załamanego. W ustach trzymał papierosa i trząsł się nerwowo.
- Cześć- przywitała się z nim. Brunet spojrzał na nią. Zmierzył ją od stóp do głowy.
- Hej- odpowiedział po chwili. Szatynka zarumieniła się pod natarczywością jego wzroku. Poczuła się, jak mała, zagubiona dziewczynka.
- Jestem Kol- przedstawił się.
- Davina- wyciągnęła do niego rękę. Chłopak pocałował wierzch jej dłoni. Ciągle nie odrywał oczu od jej twarzy.
- Może skoczymy na drinka?- spytał.
- Chętnie- zgodziła się. Kol wyciągnął w jej kierunku ramię. Dziewczyna po krótkim wahaniu złapała jego rękę i ruszyli do baru.
 Chłopak zaprowadził ją do Grilla. Usiedli przy stoliku i brunet zamówił u znajomego barmana dwie szklanki whisky.
- Jesteś tu nowa, Davino?- spytał, kiedy już przyniesiono im napoje.
- Dopiero się wprowadziłam- przytaknęła. Po raz kolejny poczuła się nieswojo. Przypatrywał jej się w bardzo dziwny sposób. Był jakby, aż nazbyt natarczywy.
- Tak myślałem, bo ciężko byłoby przegapić równie śliczną buzię- stwierdził, bez jakiegokolwiek zmieszania. Dziewczyna zrobiła się cała czerwona, ale pozwoliła sobie na delikatny uśmiech.
- Jestem, czymś więcej niż tyko ładną buzią- odpowiedziała.
- W to nie wątpię- zaśmiał się…



* * *
 Bonnie czuła się lekko skrępowana. Jeremy zaprowadził ją do domu ze szpitala, a ona poprosiła go żeby został. Chciała spać, dlatego teraz leżała już w łóżku, a on siedział obok. Zerkał na nią cały czas dyskretnie. Najwyraźniej myślał, że dziewczyna śpi. Tylko, że ona nie spała. Patrzyła na niego spod przymrużonych powiek i nie mogła się powstrzymać przed myśleniem, o tym, jak bardzo przystojny i dorosły jest.

 Westchnęła niedosłyszalnie i w końcu zasnęła…

* * *
Jest i rozdział III :) Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. Bardzo dziękuję za liczbę wyświetleń, która stale rośnie i za przemiłe komentarze :* Nawet nie wiecie, ile to dla mnie znaczy :) Jesteście wspaniali :D

sobota, 6 czerwca 2015

Rozdział II - SEZON 2

 Liz siedziała w sali szpitalnej i ze smutkiem przyglądała się swojej córce. Nie była w stanie pogodzić się z tym, że jej nie uchroniła przed cierpieniami. To ona była za nią odpowiedzialna i to ona miała jej pomagać i wspierać ją.
 Caroline była pogrążona w niespokojnym śnie. Lekarze dali jej leki przeciwbólowe, wcześniej ją opatrzyli. Obrażenia blondynki, na szczęście nie okazały się być zbyt poważne. W ciągu kilku dni, wszystko powinno wrócić do normy.
 Drzwi od pokoju zaskrzypiały. Liz w pierwszej chwili zignorowała gościa, myśląc, że to lekarz, albo pielęgniarka. Kiedy ten jednak nie odezwał się, ani nic nie zrobił, to zareagowała. Odwróciła się.
 Tego, kogo spostrzegła, nie spodziewała się ujrzeć. Był to mężczyzna, który zostawił ją i jej córkę, dawno temu. Mężczyzna, którego nigdy więcej nie miała widzieć.
- Bill?- spytała. Ojciec Caroline przechylił głowę i uśmiechnął się lekko.
- Witaj, Elizabeth- powiedział…




* * *
- Co chcesz wiedzieć?- Damon wcale nie wydawał się być zły lub rozdrażniony jej zmianą strategii. Wręcz przeciwnie, chyba bardzo mu to odpowiadało.
- Eee… Dlaczego jesteś prawnym opiekunem Stefana?- spytała Elena. Czuła, że znowu zaczyna tracić przewagę. Ten chłopak ją naprawdę denerwował.
- Nie miał kto go przygarnąć, więc się zgodziłem- wzruszył ramionami. Nie patrzył na nią. Przygryzł wargę i wpatrywał się w drogę. Wydawał się być mocno zamyślony.
- Ale, dlaczego…- dziewczyna próbowała zadać kolejne pytanie, ale Damon jej przerwał.
- Nie ma tak dobrze, Kochanie. Teraz moja kolej- uśmiechnął się szeroko- Czy masz rodzeństwo?- jego głos zadrżał lekko, kiedy oto spytał.
- Po pierwsze nie mów do mnie Kochanie, a po drugie mam brata, Jeremy’ego- szatynka przewróciła oczami.
- A Katherine?- chłopak nie odpuszczał.
- No właśnie, kim jest ta sławna Katherine?- Elena postanowiła dowiedzieć się czegoś o swojej domniemanej bliźniaczce.
- Niech ci będzie. Opowiem naszą historię- Damon westchnął. Po chwili milczenia zaczął mówić- Poznaliśmy Katherine, a właściwie usłyszeliśmy o niej, w naszym domu. Ojciec powiedział, że musimy ją przygarnąć, gdyż jej rodzice niedawno zginęli w pożarze i została sierotą. Początkowo, ani ja ani Stef, nie zainteresowaliśmy się gościem. Wszystko uległo zmianie na balu tematycznym, to jest kostiumowym. Chodziło o ubrania z XX wieku, z czasów wojny secesyjnej…- zamilkł na chwilę. Najwidoczniej pogrążony we wspomnieniach.
- Ona też tam była? Tam się w niej zakochałeś?- Elena postanowiła delikatnie zmusić go do opowiedzenia dalszego ciągu historii.
- Ty tego nie rozumiesz- potrząsnął głową- To nie było jakieś tam zauroczenie. Ona rzuciła urok na mnie i na Stefa. Wyglądała olśniewająco. Jej lokowane włosy, porcelanowa skóra, minimalny makijaż to wszystko doskonale pasowało do białej sukienki. Do dzisiaj mam ją taką cudowną przed oczami- uśmiechnął się do siebie.




- Co było potem?- szatynka spuściła głowę. Dziwnie się czuła słuchając opowieści Damona. W sumie sama nie wiedziała, dlaczego.
- Potem? Tylko gorzej. Ona zwodziła nas obu. Mnie mówiła, że zależy jej tylko na mnie, ale nie chce ranić Stefana a jemu na odwrót. Żyliśmy w niewiedzy przez kilka tygodni. Potem wszystko runęło. Dowiedzieliśmy się prawdy, ludzie zaczęli gadać o naszym trójkącie miłosnym. Dla Katherine byłem w stanie się godzić na to, ale mój braciszek nie umiał sobie z tym poradzić. Chciał się wyprowadzić. Nie powiem, było mi to na rękę. Jednakże, nasza kochana panna Pierce, nie miała zamiaru odpuszczać. Nalegała, mąciła Stefanowi w głowie. Była o krok od zatrzymania go. A wtedy… BAM!- zakończył opowieść okrzykiem. Elena aż  podskoczyła na siedzeniu.
- Co się stało?- spytała, chociaż spodziewała się odpowiedzi.
- Wybuchł w naszym domu pożar. Zginęli moi rodzice i Katherine- wyjaśnił ze smutkiem.
- Przykro mi- szatynka była pod niezłym wrażeniem opowieści. Musiała sobie to wszystko na spokojnie przemyśleć. Dlatego też zamilkła. Damon pogrążył się chyba we wspomnieniach, a może w marzeniach, bo również postanowił się nie odzywać…
* * *
 Bonnie płakała. Lekarze oznajmili jej prawdę. Babcia, którą kochała nad życie zmarła. Dziewczyna nie mogła pogodzić się z tym, że już nigdy nie zobaczy jej uśmiechu, nie usłyszy jej głosu…
- Bonnie, co się dzieje?- brunetka podniosła głowę i dostrzegła Jeremy’ego, brata Eleny.
- Ja…- szepnęła przez łzy. Była zbyt przybita, aby tłumaczyć mu, o co chodzi. Chłopak usiadł od razu obok niej w szpitalnej poczekalni i po prostu ją przytulił.
- Ciii… Będzie dobrze- szepnął jej do ucha, gładząc ją po włosach.
- Nie będzie. Moja babcia… Ona…- Bonnie rozpłakała się jeszcze bardziej.
- To nie koniec świata. Jesteś silna, poradzisz sobie- szatyn już zrozumiał. Wiedział, że Sheila była dla przyjaciółki siostry bardzo ważna.
- Nic nie będzie. Nie dam bez niej rady- chlipała dziewczyna.
- Pomogę ci. Wszyscy ci pomożemy- obiecał.
 Brunetka spojrzała na niego. Miał rację, nie mogła być wiecznie załamana. Musiała coś zrobić, musiała się podnieść dla babci. Ona na pewno tego oczekiwała. Nie chciała w końcu dla wnuczki źle.
- Dziękuję- szepnęła i otarła łzy. Lekko uśmiechnęła się do brata Eleny, po czym przytuliła się do niego.



 Teraz zaczęła zastanawiać się, kiedy z dziecka, którym był zmienił się w dorosłego mężczyznę. Mężczyznę, któremu można zaufać i zawierzyć tajemnice…
* * *
 Katherine ziewnęła. Powoli zaczynała ją nudzić ta zabawa ze Stefanem. Spodziewała się czegoś innego, chwil takich jak dawniej, a tu klapa.
- Nie cieszysz się, że żyję?- spytała. Usiadła naprzeciwko niego. Przechyliła lekko głowę i spojrzała mu prosto w oczy. Z satysfakcją zauważyła, że brunet zarumienił się.
- Dlaczego sfingowałaś własną śmierć?- odparł chłopak. Najwyraźniej próbował ukryć zmieszanie.
- Miałam swoje powody- dziewczyna uśmiechnęła się.
- Zależało mi na tobie, kiedyś- Stefan chciał jej wytłumaczyć, że już kompletnie nic do niej nie czuje, że teraz ma Elenę. Jednakże ciężko mu było się skupić, na czymś innym niż jej kształtnych ustach i doskonale wyrzeźbionym ciele. Była idealna.
- Po co się oszukujesz? Wiem, że ciągle mnie kochasz- szatynka była pewna swoich słów- Powiedz, że nie, a dam ci spokój- obiecała.
 Brunet czuł, że musi zaprotestować, ale nie potrafił. W jednej chwili poderwał się z krzesła, na którym siedział, podszedł do Katherine i pocałował ją namiętnie. Dziewczyna nie oponowała. Szybko odwzajemniła się tym samym…

* * *
- Co ty tu robisz?- Klaus szedł właśnie na spacer z Hayley. Był okropnie zszokowany wizytą dziewczyny. Kompletnie jej się tutaj nie spodziewał.
- Chciałam z tobą pogadać- szatynka nie patrzyła na niego. Nerwowo miętosiła rąbek koszulki w dłoniach.
- Czy to nie może poczekać? Elijah jest w szpitalu- blondyn przejmował się obecnie tylko stanem brata. O niczym innym nie mógł myśleć.
- Co mu się stało?- panna Marshall bardzo przejęła się losem starszego Mikaelsona.
- Został postrzelony- wyjaśnił chłopak.
- Leć do niego. Pogadamy później- dziewczyna ścisnęła jego rękę i oddaliła się szybkim krokiem.
 Przeklinała w myślach samą siebie. Po raz kolejny stchórzyła. Nie miała pojęcia, jak wyjawić Brytyjczykowi prawdę. Wiedziała jednak, że to musi nastąpić, prędzej czy później…
* * *
 Klaus wszedł do szpitala i od razu skierował się w kierunku sali operacyjnej, gdzie leżał jego brat. Kol i Rebekah ciągle siedzieli w poczekalni. Wyglądali na załamanych. Chyba pierwszy raz w życiu nie wrzeszczeli na siebie. Rodzeństwo przytulało się i próbowała nawzajem pocieszyć.
 W momencie, kiedy starszy Brytyjczyk wszedł to pojawił się lekarz. Rozejrzał się dookoła i w końcu ruszył w kierunku Klausa.
- Właśnie skończyłem operować pańskiego brata- zaczął rozmowę.
- Co z nim?- wtrąciła się Rebekah.

- Powiem tak. Nie jest dobrze…- mężczyzna pokręcił głową. Było widać, że im współczuje, ale niestety nic nie może poradzić…



* * *
Rozdział II :) Mam wenę, więc piszę ;) Jestem bardzo szczęśliwa, że tak często tu wpadacie i mam nadzieję, że przynajmniej trochę Wam się podoba historia, którą stworzyłam :P

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział I - SEZON 2

- Długo jeszcze pojedziemy?- Elena po długim milczeniu wreszcie odezwała się do Damona.
- Kochanie, nie gorączkuj się tak- uśmiechnął się do niej w typowy dla niego sposób.
- To znaczy, że długo?- dziewczyna przewróciła oczami.
- Może opowiesz mi coś o sobie- zaproponował. Szatynka zbladła. Nie miała ochoty z nim gadać o swoich problemach. To on miał jej wyjaśnić wiele spraw, a nie na odwrót.
- Nie ma mowy- w końcu przypomniała sobie, że powinna zaprotestować.
- Czy będziemy przerabiasz to samo po raz kolejny? Wiem, że i tak mi powiesz prędzej, czy później- wzruszył ramionami. Jego przeszywający wzrok sprawił, że dziewczyna zadrżała.
 Odwróciła szybko głowę od niego i przygryzła wargę. Nie mogła zrozumieć, dlaczego ma ochotę mu się wyżalić. Czuła, że powinna mu powiedzieć.
- Moi rodzice nie żyją- westchnęła w poczuciu całkowitej klęski. Stwierdziła, że Damon naprawdę źle na nią działa.
- Rodzeństwo?- chłopak pociągnął temat dalej.
- Moment!- Elena uśmiechnęła się triumfalnie. Wpadła na plan, dzięki któremu to ona będzie rozdawać karty. Szatyn spojrzał na nią wyczekująco- Ty zadajesz pytanie, a potem ja- założyła ramię na ramię i wpiła w niego swój wzrok…
* * *
- Elijah!- ryknął Klaus i rzucił się w kierunku brata. Ten leżał nieprzytomny na ziemi. Z jego brzucha wylewała się krew.
- Nie! Zostaw mnie!- Caroline patrzyła na tajemniczego strzelca. Od razu poznała swojego dręczyciela.
- Zabiję cię!- młody Brytyjczyk nie potrafił pohamować złości.



 Zamaskowany mężczyzna jeszcze chwilę się im przypatrywał, po czym po prostu odszedł, zanim którekolwiek z nich zdołało zareagować.
 Caroline schowała głowę między nogi i płakała. Czuła się okropnie. Była przerażona i chciała się schować w domu pod kołdrą.
 Klaus w końcu otrząsnął się z początkowego szoku i wyjął komórkę. On również był przestraszony. Jego starszy, mądrzejszy i o wiele bardziej odpowiedzialny, brat umierał na jego oczach. Natomiast on nic nie mógł poradzić.
- Halo! Pogotowie?- blondyn ze łzami w oczach opisał wszystko ekspedientce. Podał jej nawet dokładne miejsce, gdzie się znajdowali. Udało mu się je sprawdzić na GPS.
- Już wysyłamy helikopter. Proszę zatamować krwotok- poradziła mu kobieta i rozłączyła się.
 Klaus rzucił telefon na ziemię. Położył dłonie na ranie brata i przycisnął oplamioną krwią koszulkę, do brzucha Elijah.
- Błagam nie zostawiaj nas- szepnął przez łzy młody Brytyjczyk.
 Do jego uszu nic nie docierało, nawet łkanie Caroline. Dziewczyna cała się trzęsła, a po chwili padła nieprzytomna na ziemię…
* * *
 Katherine wzięła do ręki szczotkę do włosów i rozczesała nią swoje długie włosy. W lustrze widziała Stefana. Nie miał zbyt szczęśliwej miny, że musi z nią tutaj siedzieć.
- Nie miej nosa spuszczonego na kwintę. Pobawimy się, jak za dawnych czasów- dziewczyna uśmiechnęła się do niego. Chłopak spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu. Wysłał do Damona chyba z milion SMS-ów, ale on na żadnego nie raczył odpisać.
- Nigdy więcej- warknął i przewrócił oczami.
- Skoro i tak nie masz zamiaru mnie opuszczać, to może…- odwróciła się do niego i zaczęła powoli rozpinać koszulę, którą miała na sobie. Stefan wyprostował się natychmiast.
- Weź przestań, Katherine- powiedział.
- No, proszę… Przecież wiem, że tego chcesz- dziewczyna nic nie robiła sobie z jego protestów. Podeszła bliżej do niego i usiadła na jego kolanach. Szatyn spiął się jeszcze bardziej.
- Zawsze będziesz mnie kochał, co nie?- spytała i pocałowała go namiętnie.
 Chłopak odepchnął ją a ona upadła na podłogę. Jednak nie była specjalnie wściekła oto, co zrobił. Uśmiechnęła się szyderczo i wróciła do poprawiania wyglądu w lustrze…
* * *
 Kol siedział z Klausem na poczekalni w szpitalu. Ich starszy brat umierał a oni nic nie mogli poradzić. Brunet napisał już do Rebekah, ale ta jeszcze się nie pojawiła.
- Weź się w garść- młodszy Brytyjczyk potrząsnął ramionami blondyna. Nie mógł znieść tego, że Klaus jest w takim stanie. W końcu to on był drugi w kolejności i powinien ich podtrzymywać na duchu.
- Mogłem coś zrobić… Pobiec za nim- mruknął. Schował twarz w dłoniach i zaczął kręcić głową.
- Oszalałeś? To jest zadanie policji, nie twoje!- zaprotestował Kol. Klaus nie zdążył odpowiedzieć. W tym momencie do szpitala wpadła zdyszana Rebekah.
- Co się stało?- dziewczyna spojrzała pytająco na brata bliźniaka.
- Elijah został postrzelony- wyjaśnił zapytany.
- Że co?- przeraziła się blondynka- Co z nim? Jak się czuje?
- On umiera!- krzyknął Klaus ze złością. Podniósł się z krzesła, na którym siedział i wyszedł ze szpitala.
 Rebekah zaczęła płakać. To było ponad jej siły, nie mogła znieść tego, że jej brat nie będzie żył.



Kol podszedł do niej i przytulił ją do siebie.
- Wszystko będzie dobrze. Obiecuję- powiedział- Zawsze i na zawsze, pamiętasz?- spytał, ale nic to nie pomogło. Rebekah dalej płakała…
* * *
Młoda szesnastoletnia dziewczyna oparła się o samochód. Była bardzo urodziwa. Miała duże brązowe oczy i kształtne ciało. Wyglądała na raczej znudzoną.
- Długo jeszcze, Marcel?- spytała i przewróciła oczami.
- Mogłabyś pomóc to poszłoby dwa razy szybciej- odpowiedział ktoś z wnętrza samochodu.
- Większość rzeczy już wniesiona. Te są twoje- odparła. Przeczesała palcami włosy.
- Wiesz, co Davina czasami brak mi na ciebie siły- ciemnoskóry mężczyzna z doskonale przystrzyżonym wąsikiem i modnym ubraniem, wyłonił się z auta.
- Bez przesady. To był twój pomysł, żeby wynieść się z Nowego Orleanu na to zadupie. Teraz cierp- dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, ukazując swoje równe, białe ząbki.





- Ty zawsze wiesz, jak zmiękczyć serce staruszka- zaśmiał się Marcel i rozczochrał jej włosy.
- Oj bez przesady masz dwadzieścia dwa lata- szatynka szturchnęła go w ramię i odepchnęła lekko od siebie.
- Gotowa na nowe życie?- spytał z troską w głosie.
- Jak cholera- przytaknęła i rozejrzała się dookoła radośnie…
* * *
 Bonnie wbiegła do domu. Wiedziała już, że Caroline się znalazła, dlatego też postanowiła, jak najszybciej wyjechać na poszukiwania matki.
- Babciu!- zawołała.
 Zero odpowiedzi. Brunetkę lekko to zaskoczyło, przecież Sheila zawsze była w domu.
 Postanowiła na nią poczekać w salonie, ale kiedy do niego weszła, dostrzegła kobietę. Siedziała w fotelu, z książką na kolanach. Głowę miała odchyloną do tyłu i wydawało się, że śpi.
 Bonnie podeszła do niej z ciepłym uśmiechem. Chciała nakryć ją kocem, ale wtedy zdębiała.
- Babciu?- szarpnęła ramieniem staruszki. Bezskutecznie. Zbadała jej oddech i z przerażeniem stwierdziła, że go nie ma.
Brunetka natychmiast złapała za telefon i zadzwoniła po pogotowie…
* * *
 Dziewczyna wyprostowała swoje długie nogi i rozejrzała się dookoła. Była nowa w mieście, przybyła tu na poszukiwania znajomego, który dwa miesiące temu przeprowadził się tutaj.
 Szatynka poderwała się na  równe nogi. Ku swojemu zaskoczeniu, ujrzała tego, kogo szukała. Natychmiast pobiegła w jego kierunku.



- Klaus…- dziewczyna złapała chłopaka za rękę. Od razu zwróciła uwagę, na to w jakim jest szoku.
- Hayley?- Brytyjczyk zamrugał kilka razy powiekami, aby się upewnić, że wzrok go nie myli.
- Zgadza się- uśmiechnęła się do niego i po prostu przytuliła go. Blondyn ciągle zaskoczony odwzajemnił uścisk…



* * *
Łapcie rozdział I :) Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam ;)

Pamiętniki Wampirów i The Originals <3

wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział XXII- FINAŁ

 Caroline, co chwilę odwracała się do tyłu. Czuła, że już na pewno zauważyli jej zniknięcie i zaraz ją złapią. Nie miała pojęcia, gdzie się znajduje. Cały czas posuwała się do przodu, w nadziei, że spotka jakiegoś życzliwego człowieka. Niestety, jak do tej pory bezskutecznie.
 Las był dosyć gęsty. Drzewa wyglądały na bardzo stare. Dziewczyna była przerażona. Wiedziała tylko, że musi uciekać i to obecnie liczyło się dla niej najbardziej.
 Nagle usłyszała za swoimi plecami jakieś hałasy. Ktoś ją wołał… Okropnie zdenerwowana rozejrzała się w poszukiwaniu kryjówki. W końcu dostrzegała duży głaz. Schowała się za nim.
 Podniosła z ziemi grubą gałąź i tak przygotowana oczekiwała na swojego dręczyciela…
* * *
 Alaric Saltzman rozejrzał się niespokojnie. Już dostał informację od szeryf Forbes, że mordercy nie udało się ująć. To on był tajemniczym informatorem policji. Podsunął im ten trop, gdyż sam nie mógł się tam zjawić. Był tu w końcu nieoficjalnie.
- Panie Saltzman, nad czym pan tak myśli?- Jenna podeszła właśnie do niego i słodko się uśmiechnęła.
- Panno Sommers nie ładnie się tak skradać- mężczyzna uwielbiał droczyć się ze swoją nową dziewczyną. Bo tak chyba mógł ją teraz nazwać, „swoją nową dziewczyną”…
- Może wyskoczymy gdzieś dzisiaj?- zaproponowała mu.
- Nie mogę dzisiaj. Wiesz, zostało jeszcze coś do wyjaśnienia- mrugnął do niej okiem. Jenna od razu zrozumiała.
- Dasz mi znać, kiedy sprawa dobiegnie końca?- spytała.
- Jasne- przytaknął.
- Uważaj na siebie- szepnęła jeszcze i pocałowała go na pożegnanie.




* * *
- Care!- Klaus powoli tracił nadzieję, że dziewczyna może gdzieś tutaj się znajdować. Obawiał się, że morderca mógł wziąć ją ze sobą lub zrobić jej coś gorszego. Elijah szedł obok niego, ale przez cały czas milczał. Miał niezbyt wesołą minę.
- O co tym razem chodzi?- Klaus w końcu nie wytrzymał i zadał bratu pytanie.
- Uciekliśmy do Mystic Falls, aby nikt nie mógł nas tu znaleźć. Teraz jesteśmy na językach wszystkich. Co jeśli nasz ojciec się dowie i tu przybędzie?- brunet najwyraźniej rzeczywiście niepokoił się całą sytuacją.
- Poradzimy sobie, jakoś- blondyn nie chciał już dobijać brata, nawet pomimo tego, że ciągle był na niego wściekły.
 Elijah chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie zza najbliższego głazu ktoś wyskoczył na nich z wrzaskiem.
 Klaus złapał gałąź, którą ta istota zamierzyła się na niego i odrzucił ją daleko.
- Caroline?- blondyn chwycił nadgarstki dziewczyny. Wyglądała okropnie. Ubranie miała w strzępach, włosy w nieładzie i w dodatku cała uwalano była krwią.
- Klaus?- szepnęła z nadzieją.



- Tak. Już jesteś bezpieczna. Jestem przy tobie- odpowiedział i przytulił ją delikatnie do siebie.
 Tę czułą scenę przerwał huk wystrzału. Na twarzy Elijah ukazał się grymas bólu i mężczyzna powoli osunął się na ziemię…
* * *
 Elena była przerażona. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo źle postępuje. Wędruje samotnie po lesie, z kompletnie nieznajomym facetem. Damon za to wyglądał na bardzo wyluzowanego, wręcz zadowolonego całą sytuacją.
- Opowiesz mi coś więcej o waszej rodzinie?- szatynka wbrew sobie chciała dowiedzieć się, jak najwięcej.
- A co chcesz wiedzieć, Skarbie?- uśmiechnął się do niej.
- Dlaczego mieszkacie sami? Co się stało z waszymi rodzicami?- spytała. Skoro już i tak nie było odwrotu to postanowiła nie wycofywać się.
- Nie żyją i to od dawna- odparł chłopak.
- A co się z nimi stało?- dopytywała się.
- Mam dla ciebie propozycję- na jego twarzy pojawił się cwany uśmiech. Elena już wiedziała, że będzie żałować tej rozmowy.
- Jaką?- spytała niepewnie.
- Jedź ze mną a dowiesz się wszystkiego- powiedział.
 Dziewczyna była w niezłym szoku, kiedy usłyszała o co mu chodzi. Powinna od razu zaprotestować, ale miała już dosyć kłamstw Stefana i w sumie nie wiedziała, co ma robić…
* * *
Kol i Bonnie milczeli. Żadne z nich nie miało pomysłu, jak mogłoby zacząć rozmowę. Oboje czuli się bardzo niezręcznie. Właściwie to nie wiedzieli, dlaczego. To nie była ich pierwsza sytuacja sam na sam, ale teraz coś się zmieniło. Tylko nie mogli zrozumieć, co.
- Byłaś u lekarza?- w końcu Kol przerwał ciszę.
- Hmmm…?- dziewczyna w pierwszej chwili nie zrozumiała, o co mu chodzi.
- Z tymi krwotokami- wyjaśnił.
- Nie. Jeszcze nie- szepnęła. Odwróciła wzrok, nie chciała po raz kolejny kłamać, ale nie miała wyboru.
- Co się dzieje? Czy to jest, aż tak poważne?- brunet nie uwierzył jej.
- Kol, ja…- Bonnie łzy napłynęły do oczu. Chłopak to zauważył. Zatrzymali się.
- Na co ty jesteś chora?- spytał całkowicie poważnie.
- To choroba genetyczna. Wszyscy z mojej linii w końcu na nią umierają- mruknęła bardzo cicho. Nie miała już sił dłużej ukrywać tego w sobie. Musiała się komuś wygadać.
- I wykryli ją teraz u ciebie?- domyślił się.
- Tak. I ja umieram- powiedziała i przełknęła głośno ślinę.
- Na pewno jest jakiś sposób- przekonywał ją.
- Jest szansa. Moja mama wyzdrowiała, tylko że ona mnie zostawiła. Musze ją odnaleźć- wyjaśniła.
- To co ty tu jeszcze robisz?- zezłościł się.
- Pomagam przyjaciółce- brunetkę zdziwił ten nagły wybuch młodego Brytyjczyka.
- Obiecaj mi, że gdy tylko ją znajdziemy zajmiesz się sobą- rozkazał jej. Bonnie spojrzała na niego. On mówił poważnie, naprawdę się o nią martwił.
- Oczywiście- zgodziła się.
 Chłopak odetchnął lżej i przytulił ją do siebie…
* * *
Stefan wpatrywał się uporczywie w Katherine. Od kilkudziesięciu minut siedzieli razem w barze, ale ona dalej nie powiedziała nic istotnego. Uśmiechała się tylko kpiąco i popijała drinka, którego sobie zamówiła.
- Ponoć o mnie zapomniałeś, tak?- spytała po chwili milczenia.
- Oczywiście- prychnął pogardliwie.
- Myślę jednak, że jest inaczej. Ciągle mnie kochasz- szepnęła uwodzicielsko.
- Niby na jakiej podstawie tak sądzisz?- szatyn przestał czuć się komfortowo.
- Weźmy na przykład twoją nową dziewczynę- mruknęła.
- Odczep się od Eleny, bo…- próbował jej grozić.
- Bo co?- spytała- Dlaczego się w niej zakochałeś?- spojrzała na niego wyczekująco- Podpowiem ci. Bo jest taka sama, jak ja- zakończyła swoją wypowiedź triumfalnie.



- Nie, Katherine- Stefan pokręcił głową- Jest twoim całkowitym przeciwieństwem i dlatego się w niej zakochałem- odparł. Szatynka aż cała zarumieniła się ze złości…
* * *
 Elena przygryzła wargę. Wiedziała, że źle robiła, po prostu to wiedziała. Teraz jednak nie miała zamiaru już się wycofywać. Postanowiła dokończyć, to co zaczęła.
- Gotowa do drogi?- Damon uśmiechnął się do niej w typowy dla siebie sposób.

- Po prostu jedź- odparła…




*******

Nareszcie jest :) Wiem, że nie tego się spodziewaliście. Wiem też, że nie jest idealny. Bardzo za to przepraszam. Mam jednak nadzieję, że wybaczycie mi wszystkie niedociągnięcia i wrócicie na mojego bloga w sezonie drugim. 
 Już wkrótce zrobię aktualizację bloga, włącznie z zakładkami o bohaterach i fabułą. Zapraszam i pozdrawiam :P

Pamiętniki Wampirów i The Originals <3