Stefan
-
Klaus Mikaelson, no proszę- wypaliłem. Nie pomyślałem nad tym, co mówię.
Wypiłem za dużo i nie przejmowałem się konsekwencjami.
- Stefan Salvatore. Czyżby
kolejny sobowtór zawrócił ci w głowie?- czy on mógł mieć na myśli Elenę?
Oczywiście, że tak, bo nie było innych sobowtórów Katherine Pierce.
- Co tu robisz?- chciałem
zmienić temat. Lepiej było, żeby Mikaelson nie interesował się za bardzo moją
dziewczyną. W innym wypadku mogło grozić jej niebezpieczeństwo.
- Myślę, że wróciłem tu w
podobnym celu, co i ty- odpowiedział i uśmiechnął się porozumiewawczo. No tak…
Stał z Caroline, więc zapewne postanowił jej wyznać całą prawdę.
- Może mi ktoś wytłumaczy, co
tutaj się dzieje?- blondynka zsunęła się z szafki i wpatrywała uporczywie w
Klausa. Poczułem lekkie ukłucie zazdrości. Jak to było możliwe, że w ciągu
jednego wieczora pierwotny, aż tak zawrócił jej w głowie?
- Jasne, Kochana. Znamy się ze
Stefanem parę dobrych lat. Mieszkaliśmy kiedyś w tym samym mieście. Przez jakiś
czas nawet podróżowaliśmy wspólnie- wzdrygnąłem się słysząc jego odpowiedź.
Oczywiście nie mógł się powstrzymać i musiał wspomnieć okres, o którym
pragnąłbym zapomnieć. Byłem wtedy Stefanem Rozpruwaczem. Wstydziłem się tego.
- Czekaj, mówiłeś że jak się
nazywasz- Caroline potarła skronie, jakby starała się coś sobie przypomnieć.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo w tym momencie do łazienki wparował kolejny koleś.
Zerknąłem na niego i cały pobladłem. Tego było już za wiele…
Elena
Impreza
Tylera była kompletnym niewypałem. Najpierw Caroline wyrwała super ciacho, a
potem jak na złość nigdzie nie mogłam odszukać Stefana. Chciałam mu się wyżalić,
a potem podrażnić Forbes całując się z moim lubym przy niej.
- Witaj, Eleno- podszedł do mnie
Damon, brat Stefana. Był niezwykle przystojny i miał w sobie coś, co mnie do
niego przyciągało. Może to, że był nieprzewidywalny i przy tym seksownie
tajemniczy.
- Hej- mruknęłam trochę
obrażonym tonem. Chciałam, żeby zapytał, co się stało.
- Jak tam impreza?- nie
podziałało. Usiadł koło mnie i zagadał nie oto, co bym chciała.
- Beznadzieja- odparłam wyraźnie
nadąsana. Brunet spojrzał na mnie zaciekawiony.
- A to dlaczego?- spytał. Kąciki
jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Jego twarz nabrała łagodniejszego
wyrazu.
- Wszyscy mnie ignorują-
zdawałam sobie sprawę, że zachowuję się, jak małe dziecko, jednak miałam to
gdzieś.
- Ja nie. Siedzę tu z tobą, zamiast
wyrwać jakąś dziewczynę, która by na mnie poleciała- wzruszył ramionami.
- To dlaczego tu jesteś?- nie
spodobała mi się ta odpowiedź, chociaż sama nie wiedziałam, dlaczego.
- Bo zauważyłem, że jesteś
smutna- zmieszałam się. Spuściłam głowę i włosy opadły mi na twarz. Delikatnie
dotknął mojego policzka, po czym włożył zabłąkane kosmyki za ucho. Zarumieniłam
się okropnie. Otworzył usta, żeby powiedzieć coś jeszcze, jednak wtedy wydarzyło
się kilka rzeczy na raz…
Caroline
- Kol? Co tu robisz?- do łazienki
wszedł Kol. Na twarzy miał wymalowany sarkastyczny uśmiech.
- Witaj, Caroline- uwielbiałam
jego brytyjski akcent. Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę. Jeszcze jeden z
moich nowych znajomych był Brytyjczykiem. Chyba zaczynałam trzeźwieć, bo powoli
łączyłam wszystkie fakty. Spojrzałam najpierw na Klausa, potem na Kola. Blondyn
uśmiechnął się zagadkowo. Dalej wpatrując się we mnie zagadał do
nowoprzybyłego:
- Nie spodziewałem się ciebie
tutaj, bracie- szczęka mi opadła.
- Zaraz, czekaj, że jak? To jest
twój brat?!- spoglądałam to na jednego, to na drugiego.
- Tak. Nie dostrzegasz
podobieństwa?- starszy z nich przewrócił teatralnie oczami.
- Wiecie, co? Mam dosyć tych
wszystkich kłamstw!- krzyknęłam. Przestałam panować nad sobą. Klaus próbował
złapać mnie za rękę, kiedy się zachwiałam, lecz odepchnęłam go od siebie, po
czym wyszłam dumnym krokiem z łazienki. Ludzie spoglądali na mnie zaciekawieni.
Nie rozumiałam dlaczego, ale byłam naprawdę wściekła. Rozejrzałam się dookoła i
mój wzrok zatrzymał się na Tylerze. Podeszłam do niego, złapałam za koszulkę,
po czym namiętnie pocałowałam.
Chłopak
nie oponował i szybko odwzajemnił pocałunek. Kątem oka dostrzegłam Elenę, która
siedziała z przystojniakiem spod szkoły i wpatrywała się we mnie.
- Idziemy do ciebie do pokoju?-
zapytałam Tylera, odrywając się od niego na chwilę.
- Jasne- pociągnął mnie ochoczo
za sobą. Kiedy mijaliśmy duże stojąco lustro, zrozumiałam dlaczego ludzie
wpatrywali się we mnie.. Klaus zdjął mi koszulkę, a ja jak głupia zapomniałam
ją ubrać.
Szybko
znaleźliśmy się w dużej, przestronnej sypialni. Natychmiast przyssaliśmy się do
swoich ust. Zdjęłam brunetowi bluzkę przez głowę i po chwili leżeliśmy już na
łóżku. Wtedy jednak drzwi się otworzyły. Spojrzeliśmy na przybysza. Był to Kol.
- Caroline, odprowadzę cię do
domu- powiedział spokojnie.
- Świetnie daję sobie radę.
Wrócę jutro do siebie- wybąkałam. Zaczęłam odczuwać dziwny dyskomfort w
żołądku.
- Myślę, że lepiej będzie jeśli
mnie posłuchasz- uśmiechnął się znacząco i zabębnił palcami o framugę drzwi.
- Daj jej spokój. Nie jesteś jej
ojcem- Tyler wtrącił się do rozmowy.
- Jestem jej przyjacielem i
wiem, co dla niej dobre- odpowiedział. Dalej mówił zaskakująco spokojnym tonem.
Nie było widać po nim, ani cienia zdenerwowania. Ja natomiast czułam się coraz
gorzej.
- Jest dorosła. Decyduje o
sobie- Lockwood nie dawał za wygraną i to był jego błąd. Gdyby od razu pozwolił
Kolowi, aby ten mnie zabrał, jego łóżko nie ucierpiałoby.
Wstyd
się przyznać, jednak nadmiar alkoholu dał o sobie znać i zwymiotowałam.
Mikaelson podszedł i wziął mnie na ręce, podczas gdy Tyler wpatrywał się w
swoje pościele.
- Czemu to zrobiłaś?- zapytał w
pewnym momencie- Nie myślisz trzeźwo. Strasznie się upiłaś- dodał z
dezaprobatą.
- Zanieś mnie do domu- jęknęłam.
Oparłam głowę o jego klatkę piersiową i zasnęłam…
Klaus
Widziałem,
jak Kol wynosi mojego blondwłosego anioła z domu Tylera. Byłem mu za to
wdzięczny. Caroline mu ufała, gdyż przywrócił jej częściowo pamięć. Na razie
musiało mi to wystarczyć. Sięgnąłem po butelkę whisky i nalałem sobie złotego
trunku do szklanki. Byłem świadom tego, że każdy mój ruch jest dokładnie
obserwowany.
- Coś nie tak?- zapytałem
spokojnie. Czułem na sobie spojrzenie braci Salvatore. Nie musiałem się ich
obawiać, nie musiałem nikogo się obawiać. Byłem pierwotną hybrydą, której nie
można zniszczyć. Co oni mogli zrobić?
- Co tu robisz?- Damon odezwał
się pierwszy. Tak myślałem, zawsze był śmielszy od młodszego brata.
- Przyjechałem coś odzyskać-
wyjaśniłem- A wy? Nie mówcie, że znowu uganiacie się za sobowtórem-
przewróciłem oczami znudzony- Ta telenowela przestała być ciekawa, jakieś sto
sześćdziesiąt lat temu…- teatralnie ziewnąłem. Oparłem się o stół i zmierzyłem
spojrzeniem moich rozmówców. Za nimi stała ludzka wersja Katherine Pierce.
- Nie próbuj silić się na
uprzejmości. Chcesz zniszczyć nasze życie, jak zawsze- Stefan zacisnął pięści
ze złością.
- Gdybym miał zamiar cię zabić,
już bym to zrobił. Chcę tylko odzyskać Caroline- wzruszyłem ramionami.
- Nam też nie jest obojętna-
Damon założył ramię na ramię i stanął obok brata.
- Dlatego musi poznać
przeszłość. To jest obecnie najlepsze wyjście- mogłem im trochę zdradzić.
Miałem dobry humor, więc nawet jeszcze mnie nie zdenerwowali swoim brakiem
kultury.
- Cztery lata temu mówiłeś, że
najlepiej będzie jeśli zapomni- przypomniał Stefan.
- Wiele rzeczy się zmieniło. Coś
jej grozi. Wolę, żeby wiedziała dlaczego ktoś na nią poluje- upiłem kolejny łyk
ze szklanki.
- Kto?- Damon przeszedł do
konkretów.
- Nie wiem. Zaufane czarownice
wyjaśniły mi tylko w skrócie, o co chodzi- oczywiście, że wiedziałem więcej.
Jednak nie zamierzałem wyjawiać im wszystkich swoich sekretów.
- Dlaczego chcą ją dorwać?-
wiedziałem, że nie uwierzyli mi w moje wyjaśnienia. Prawdę mówiąc, nic mnie to
nie obchodziło.
- Jest cenna z wiadomych
względów. Po pierwsze opiekuje się nią Liz, po drugie wychowała się w moim
domu. To już są wystarczające powody, aby chcieć ją zabić- whisky skończyło
się. Odstawiłem szklankę na stolik i skierowałem się do wyjścia.
- Wróciliście na stałe? Ty i
Kol?- zawołał Damon.
- Można tak powiedzieć-
przytaknąłem- A! I lepiej uważajcie na sobowtóra, bo jest wiele czarów, do
których ta mała by się przydała- łaskawie udzieliłem im rady. Chciałem spotkać
się jeszcze z Eleną Gilbert. Byłem ciekaw, czy jest podobna do swoich
poprzedniczek.
- Klaus, czy… on wraca?- nutka
strachu w głosie Stefana sprawiła, że odwróciłem się w ich kierunku.
- Tak. Wszystko na to wskazuje-
lepiej będzie, jeśli będą mieć się na baczności. Nadchodził ktoś, z kim nawet
mnie będzie ciężko się mierzyć. Miałem jednak nadzieję, że pewna dziewczyna,
której kiedyś usunąłem pamięć, mi pomoże. Ona była kluczem w tej sprawie,
chociaż sama nie zdawała sobie z tego sprawy…
Elizabeth
Caroline
ledwie wyszła z domu i od razu do drzwi zapukał, nie kto inny, jak jej ojciec.
Kiedy go dostrzegłam, osłupiałam. Mężczyzna opierał się o framugę i wpatrywał
we mnie z lekkim uśmiechem. Nic się nie zmienił, odkąd widziałam go po raz
ostatni. Był tak samo przystojny i tajemniczy.
- Czemu wróciłeś?- zapytałam.
Wpuściłam go do środka.
- Dla naszej córki- odparł.
Wziął do ręki butelkę whisky i nalał sobie do szklanki.
- Dobrze wiesz, że to nie jest
nasza córka. Klaus…- przewróciłam oczami, jednak on mi przerwał.
- Nawet tak nie mów. Jeśli ona
ma w to wierzyć, to my również- spojrzał na mnie surowo.
- Wiem, wiem… Po prostu czasami
jest ciężko. Ona się czegoś domyśla- wyjaśniłam. Usiadłam obok niego, założyłam
nogę na nogę i czekałam na jego reakcję.
- I tak cudem jest, że tak długo
utrzymała się ta hipnoza- odparł.
- Kiedy Klaus chce wrócić i
opowiedzieć jej prawdę?- zapytałam. Miałam nadzieję, że stanie się to już
niedługo.
- Jak tylko załatwi swoje sprawy
w Nowym Orleanie- opróżnił szklankę i podniósł się z kanapy.
- Już wychodzisz?- również
wstałam.
- Lepiej będzie, jeśli Caroline
mnie tutaj nie spotka- pocałował mnie, szarmancko, w policzek i skierował do
drzwi. Nagle jednak zastygł- Za późno- mruknął.
W
wejściu ukazał się jakiś chłopak. Na rękach niósł śpiącą Caroline. Kiedy go
poznałam, zrozumiałam, że rodzina Mikaelsonów właśnie wróciła do miasta…