poniedziałek, 16 lipca 2018

ROZDZIAŁ VIII - SEZON 2 (PIERWSZE OPOWIADANIE)


        Caroline wyrzuciła kolejne ubrania z szafy. Nie miała pojęcia, co powinna na siebie włożyć. Była to niby tylko niewielka impreza w rodzinnym gronie, jednak chciała wypaść, jak najlepiej. Spojrzała na zegarek i z przerażeniem zorientowała się, że została jej tylko godzina do umówionego spotkania. Wyrzuciła kolejną porcję ciuchów z szafy i chciała je przejrzeć, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Nie poszła otworzyć. Wiedziała, że jej matka zrobi to za nią.
- Jasne, wejdź. Na pewno się ucieszy- usłyszała głos Elizabeth. Pomyślała, że to Bonnie, ewentualnie Elena, która mogła w każdej chwili wrócić do miasta. Można, więc sobie wyobrazić, jakie było jej zdziwienie, kiedy za jej plecami odezwał się męski głos z brytyjskim akcentem.
- A co tu się wydarzyło? Tornado tu przeszło, czy jak?- odwróciła się szybko i natychmiast zrobiła cała czerwona. Za jej plecami stał Klaus i uśmiechał się litościwie.
- Nie. Nie mam, w co się ubrać- bąknęła, chcąc ukryć zmieszanie.
- Widzę tu sporo ciuchów- powiedział i podszedł do niej. Poczuła na karku jego ciepły oddech i zadrżała, kiedy jego ręce oplotły ją w talii- Caroline…- wyszeptał głosem, przez który na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Hmmmm…?- nie była w stanie nic więcej z siebie wydusić, bo jego ramiona skutecznie ją rozpraszały.
- Jeśli się nie ubierzesz, to zaraz się na ciebie rzucę- przygryzł delikatnie płatek jej ucha a ona wreszcie zdała sobie sprawę, że stoi przed nim w samej bieliźnie. Odskoczyła od niego, rumieniąc się jeszcze bardziej i wciągnęła szybko pierwszą lepszą koszulkę, która sięgała jej do pół uda i skutecznie zasłaniała jej piersi i tyłek.
- Wybacz- mruknęła i pospiesznie pochyliła się nad ubraniami, znowu ukrywając zmieszanie.
- Podobałaś mi się bardziej bez ubrań, ale mamy inne plany na dzisiaj, Kochana- odpowiedział wyraźnie rozbawiony.
- W co mam się ubrać?- zapytała, biorąc głęboki wdech.
- Nie musisz się stroić. To tylko rodzinne spotkanie- uśmiechnął się do niej.
- Wiem, ale chciałabym dobrze wyglądać- wzruszyła ramionami.
- Zawsze  dobrze wyglądasz, ale to mi się podoba- wyszczerzył się do niej szeroko, podnosząc krótką zieloną, sukienkę na ramiączkach. Caroline również ją lubiła. Kiecka miała dekolt, który doskonale podkreślał jej kształty.
- Dobra, ubiorę ją- zgodziła się i wzięła z jego rąk ubranie. Weszła do łazienki i wciągnęła na siebie sukienkę. Poprawiła jeszcze włosy, delikatnie podmalowała oczy i usta, poczym stwierdziła, że jest już gotowa. Wyszła z toalety. Klaus czekał tam, gdzie go zostawiła. Uśmiechnął się szeroko na jej widok. Forbes nachyliła się jeszcze nad szufladą, szukając torebki, a kiedy się podniosła poczuła na swoich nagich ramionach dłonie chłopaka. Ścisnął je delikatnie i ucałował jej szyje. Znowu zadrżała pod jego dotykiem.
- Jesteś przepiękna- wyszeptał, poczym po prostu odszedł. Caroline obróciła się do niego z niewyraźną miną.



- Będzie świetnie. Wszyscy cię uwielbiają, nie masz czym się stresować- przyrzekł widząc jej minę. Wyciągnął do niej ramię, które po chwili wahania ujęła i pozwoliła mu się wyprowadzić z pokoju a później domu…
***
        Elena praktycznie wbiegła do budynku, w którym znajdowało się mieszkanie jej chłopaka i jego brata. Jakie było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że drzwi wejściowe są zamknięte. Damon wszedł po schodach chwilę później i również był bardzo zaskoczony. Zaczął szukać po kieszeni kluczy.
- Nie rozumiem… Miał na nas czekać- wybąkała dziewczyna. Wcześniejsze wyrzuty sumienia, skutecznie zagłuszała wściekłość na Stefana.
- Może zostawił jakąś kartkę w środku- mruknął w odpowiedzi starszy z braci. W końcu odszukał klucze i przekręcił zamek. Puścił swoją towarzyszkę przodem i sam wszedł do środka, chwilę po niej. Rozejrzeli się dookoła, ale nie dostrzegli niczego nadzwyczajnego. Mieszkanie było puste i ciemne. Stefana na pewno w nim nie było.
- Mam złe przeczucia- Elena podrapała się po brodzie i spojrzała ze strachem na Damona.
- Ja też- chłopak bez wahania przyznał jej rację. W tym momencie odezwał się jego telefon. Był to dźwięk przychodzącego SMS-a. Salvatore wyjął komórkę z kieszeni i zmarszczył nos, kiedy dostrzegł, że wiadomość przyszła z nieznanego numeru. Okazało się, że ów ktoś przysłał mu filmik. Odpalił go, mając coraz gorsze przeczucia. Elena dostrzegła tylko, że chłopak zbladł okropnie i wyrwała mu komórkę z ręki. To, co zobaczyła wstrząsnęło nią okropnie. Na filmiku był jej Stefan i całował się z dziewczyną łudząco podobną do niej. Tylko, że to nie mogła być ona. Od razu zdała sobie sprawę, że jest to jej dawno zaginiona siostra bliźniaczka, dawna ukochana Stefana oraz Damona. Elena zrozpaczona upuściła telefon i nie czekając na reakcję starszego z braci, uciekła z pokoju. Z jej oczu pociekły łzy. Jeszcze nigdy nie czuła się tak upokorzona, jak teraz…




***
        Jeremy po raz kolejny szybko nadusił czerwoną słuchawkę. Jeszcze zanim zdążył się rozlec pierwszy sygnał, ukazujący, że połączenie zostało przekazane do jego rozmówczyni. Od kilku godzin próbował dodzwonić się do Bonnie i z nią pogadać. Jednak strach mu na to nie pozwalał.
- Jesteś straszną ciotą…- mruknął sam do siebie, ze złością. Nie zauważył, że w tym momencie obok jego pokoju przechodziła ciotka Jenna i usłyszała jego słowa. Kobieta wybuchła głośnym śmiechem.
- Rozmowa ze sobą podchodzi już pod chorobę psychiczną- dodała, cały czas chichocząc.
- Dzięki. Zawsze można na ciebie liczyć- Jeremy tylko przewrócił oczami. Jenna mrugnęła do niego okiem i ruszyła dalej.
- Dobra, raz się żyje- chłopak spojrzał ostrożnie na drzwi i kiedy upewnił się, że jego opiekunka sobie poszła, wybrał numer do Bonnie. Tym razem nie rozłączył się, kiedy usłyszał sygnał.
- Halo?- Bonnie szybko od niego odebrała.
- Hej Bonnie. Tu Jeremy- chłopak zaczął się denerwować i nie był w stanie niczego z siebie wyjąkać.
- O! Co tam u ciebie?- dziewczyna wyraźnie również się speszyła.
- Dobrze. Słuchaj. Może chciałabyś, znaczy miałabyś ochotę wyskoczyć gdzieś w piątek?- Gilbert przełknął głośno ślinę, jednak dał radę się wysłowić.
- Jasne, to jesteśmy umówieni- Bennet o dziwo zgodziła się. Jeremy chciał z nią jeszcze chwilę pogadać, jednak w tym momencie drzwi na dole trzasnęły i ktoś sekundę później wbiegł po schodach. Chłopak wyjrzał na korytarz i ujrzał swoją siostrę. Elena wyglądała fatalnie. Była zapłakana i najwyraźniej załamana.
- Co się stało?- zapytał i odłożył telefon, zapominając, że rozmawia z Bonnie.
- Ja… To Stefan. On mnie zdradził- wyjąkała i nowe łzy spłynęły jej po policzkach. Jeremy bez słowa podszedł do siostry i mocno ją do siebie przytulił. Dziewczyna schowała twarz w jego ramieniu a on gładził ją po plecach, uspokajając ją…


***
Dobrze Kochani. Spróbuję dokończyć te opowiadanie. Niczego nie obiecuję, ale mam na nie jeszcze parę pomysłów, także jeśli ktoś ma ochotę na poczytanie ciągu dalszego mojego pierwszego opowiadania to zapraszam. W następnym rozdziale wydarzy się parę przełomowych sytuacji. Zachęcam do czytania. 
Pozdrawiam i zapraszam za dwa tygodnie!

sobota, 30 czerwca 2018

Rozdział VII


Klaus

            Po wyjściu od Caroline, postanowiłem odwiedzić braci Salvatore. Chciałem okazać im swoją wyższość i oznajmić, że moja, mała blondynka pamięta już wszystko. Nie będą mogli więcej mieszać jej w głowie. Teraz mogłem toczyć równą walkę z nimi, chociaż czy oni byli jakąkolwiek konkurencją? Jako pierwotna hybryda nie obawiałem się nikogo i jeśli chciałem kogoś zdobyć, to ją zdobędę. Dotarłem do rezydencji bez problemu. Zapukałem kulturalnie do drzwi. Już po chwili otworzył mi, jak zwykle pewny siebie Damon. Jednak na mój widok nieco zrzedła mu mina. Szybko się jednak opamiętał. Na jego twarz wrócił sarkastyczny uśmieszek.
- Witaj Klaus- odezwał się pierwszy. Zawrócił i podszedł do stolika, na którym stała butelka Burbona. Nie oczekiwałem zaproszenie, więc bez wahania wszedłem za nim.
- Co tu robisz?- Stefan pojawił się w salonie. Wyczułem, że jest zdenerwowany. Pewnie martwił się tym, co mógłbym zrobić jego ukochanemu sobowtórowi.
- Przyszedłem odwiedzić starych znajomych- odparłem. Rozsiadłem się wygodnie na kanapie. Damon podał mi szklankę z krwią. Przyjąłem ją bez krępacji.
- Co kombinujesz?- młodszy Salvatore nie dawał się łatwo zbić z tropu.
- Czy ja muszę coś kombinować? Wróciłem, żeby odzyskać Caroline. Ona liczy się najbardziej- wzruszyłem ramionami. Upiłem łyk czerwonego płynu. Smakował nienajgorzej, jednak nie mógł się równać ze smakiem świeżej krwi, prosto z żyły.
- Dlaczego teraz? Co się stało?- Damon oparł się o kominek i wpatrywał we mnie, niby bez cienia zainteresowania.
- Załatwiłem sprawy w Nowym Orleanie. Poza tym niedługo wiedza Caroline będzie niezbędna. Wspomnienia, które zwróciłem pomogą jej zdecydować, po której stronie ma się opowiedzieć- wyjaśniłem. Bracia zamilkli. Komentarze zresztą były niepotrzebne, bo i co mieli mówić? Wiedzieli, że Mystic Falls stanie się niedługo świadkiem krwawych wydarzeń.
- Bill wraca?- Stefan w końcu zadał pytanie.
- Z tego, co mi wiadomo już wrócił- odparłem. Skrzywiłem się mimowolnie. Nikt nie lubił tego wampira. Było w nim coś dziwnego.
- Czy zapewniłeś wystarczającą ochronę Caroline?- zainteresował się Damon.
- Ja jej wystarczę. Nikt nie jest w stanie mnie pokonać. Od razu, kiedy całe to szaleństwo minie, zamienię ją w wampira- dodałem.
- Nie lepiej zrobić to teraz?- sam się nad tym zastanawiałem. Jednak odrzuciłem tę myśl od siebie. Przemiana ma być dla Caroline czymś pięknym i nie będę tego przyspieszał. Ma dobrze zapamiętać początek nowego życia.
- Nie. To nie jest dobry pomysł- zaprzeczyłem. W tym momencie zadzwonił mi telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. Miło zaskoczyło mnie, że to Caroline dzwoni.
- Halo?- zapytałem.
- Klaus? Czy Caroline jest z tobą?- usłyszałem lekko zaniepokojony głos Billa Forbesa.
- Nie. Zostawiłem ją w domu. Chciała wszystko przemyśleć- wyjaśniłem.
- Znalazłem jej telefon pod drzwiami. Miał rozbity wyświetlacz- odparł. Nie spodobało mi się to. Coś złego musiało się stać. Mój blondwłosy anioł był w niebezpieczeństwie…

Elena

            Pół dnia w domu było prawdziwą męczarnią. Bardzo mi się nudziło i czekałam, aż ktokolwiek zadzwoni, żeby wyciągnąć mnie na miasto. Jednak telefon milczał. Co chwilę zerkałam na wyświetlacz, bez rezultatu. Liczyłam, że może chociaż Stefan da mi jakiś znak. Pomyliłam się. W końcu zdenerwowana, postanowiłam sama pójść do mojego lubego. Ubrałam buty i wyszłam. Po dwudziestu minutach znalazłam się na miejscu. Chciałam zapukać, jednak usłyszałam fragment interesującej rozmowy. Nie rozumiałam wszystkiego, ale udało mi się wyłapać parę słów. Wspominali o wampirach, Caroline, Nowym Orleanie… Nie składało się to do kupy. Zadzwonił telefon i chwilę później odskoczyłam od drzwi. Zaledwie udało mi się uniknąć zderzenia z wrotami. Na progu pojawił się przystojny blondyn. Ten sam, którego Caroline wyrwała, poprzedniego wieczora.
- Sobowtór- prychnął pogardliwie i zmierzył mnie od głowy do stóp.
- Słucham?- zapytałam zaskoczona.
- Niech oni ci to wyjaśniają- zeskoczył ze schodów, po drodze potrącając mnie łokciem i po chwili już go nie było. Zniknął w zaskakująco szybkim tempie. Aż przetarłam oczy ze zdumienia.
- Jak on to…?- patrzyłam z szeroko otwartymi oczami na Stefana, a ten tylko skinął głową, że mam wejść do środka.
- Musimy pogadać. Jest parę spraw, o których nie masz pojęcia. A powinnaś wiedzieć- widziałam, że ciężko mu się mówi, ale nie miałam zamiaru mu niczego ułatwiać. Chciałam wiedzieć, co tu jest grane i od kiedy to Mystic Falls zrobiło się takie tajemnicze.
- Czyli co?- pospieszyłam go, kiedy zamilkł na chwilę.
- Och, na miłość Boską!- znikąd pojawił się brat mojego chłopaka i uśmiechnął się do mnie ironicznie- Po prostu jesteśmy wampirami- wypalił…

Caroline

            Obudziłam się na czymś miękkim, jednak nie bardzo wiedziałam, gdzie jestem. W pierwszej chwili pomyślałam, że jestem sama, ale potem uświadomiłam sobie, że słyszę jakieś szepty. Podniosłam się na łokciach i rozejrzałam dookoła. Leżałam na kanapie w jasnym pomieszczeniu. Poznałam to miejsce. Był to salon babci Bonnie. Kobieta i jej wnuczka stały niedaleko mnie i trzymały się za dłonie. Miały zamknięte oczy, ale ich usta poruszały się, jakby szeptały tylko sobie znane formułki.
- Co się dzieje?- zapytałam, ale nie zwróciły na mnie najmniejszej uwagi. Chciałam wstać, jednak poczułam się słabo i  opadłam z powrotem na miękkie poduszki. Postanowiłam poczekać, aż kobiety skończą dziwny rytuał. Moja cierpliwość nie była wystawiona  na zbyt długą próbę, bo już po chwili babcia mojej przyjaciółki po prostu wyszła, a Bonnie usiadła obok mnie.
- Wybacz, że musiałyśmy cię tu zaciągnąć siłą, ale zemdlałaś, kiedy zjawiłam się u  ciebie i wiedziałam, że nie mam już ani chwili do stracenia- wyjaśniła ciemnoskóra dziewczyna.
- Ale z czym?- nie rozumiałam nic z tego, co mówiła.
- Wiem o twoich snach i wiem też, że już wkrótce zmierzysz się z tym wszystkim naprawdę- wyjaśniła. Spojrzała na mnie ze współczuciem, a ja poczułam okropny chłód, który przeniknął moje serce.
- Czy to mnie zabiję?- zapytałam, chociaż nie byłam pewna, czy chcę poznać odpowiedź.
- Ten ktoś będzie próbował, ale jest osoba, która prędzej oddałaby za ciebie życie, niż pozwoliła ci umrzeć- uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
- Kto? I kto chce mnie zabić?- chciałam wiedzieć, jak najwięcej, ale Bonnie pokręciła głową.
- Nie znam wszystkich odpowiedzi. Sama musisz ich poszukać. Na razie jesteś bezpieczna. Rzuciłyśmy z babcią czary ochronne i możesz spać spokojnie. Mam nadzieję, że wytrzymają- powiedziała ze spokojem.
- A jeśli nie?- przełknęłam głośno ślinę, ale już nie doczekałam się odpowiedzi.
            Kilkanaście minut później maszerowałam do domu. Zauważyłam przy tym, że zgubiłam telefon. Nie mogłam nikogo powiadomić, że wszystko okej i nie mają się martwić. Chociaż, kogo to obchodziło? Zaledwie to pomyślałam, a tuż przede mną w wampirzym tempie zjawił się Klaus. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Jednak widząc, że nic mi nie jest, uspokoił się odrobinę.
- Gdzieś ty była?!- krzyknął i złapał mnie mocno za ramiona, jakby nie chciał, żebym znowu zniknęła.
- Zemdlałam. Bonnie mnie znalazła. Uspokój się- pogłaskałam go po policzku, uśmiechając się delikatnie.
- Co się stało?- dalej nie był przekonany, czy mi wierzyć. Patrzył na mnie niespokojnie.
- Muszę ci coś opowiedzieć. Ale nie chcę robić tego tutaj. Na środku ulicy- rozejrzałam się dookoła, jakby w poszukiwaniu ustronniejszego miejsca.
- Chodź ze mną. Wiem, gdzie możemy w spokoju pogadać- pociągnął mnie za rękę za sobą. Po chwili znaleźliśmy się koło nowiutkiego, błyszczącego samochodu. Otworzył mi drzwi, jak przystało na dżentelmena. Zajęłam miejsce z przodu, po stronie pasażera. Po paru sekundach jechaliśmy już szybko w kierunku wyjazdu z miasta. Po kilkunastu minutach Klaus skręcił w jakąś polną drogę i niedługo potem znaleźliśmy się na skraju urwiska. Mężczyzna wyłączył auto i powoli z niego wyszedł. Ja również wysiadłam z samochodu. Stanęłam przed z przodu pojazdu i oparłam się o maskę, zakładając przy tym ramię na ramię. Klaus stanął obok mnie, ale nie spieszył się z pytaniami. Najwyraźniej uspokojony tym, że znalazł mnie całą i zdrową teraz dał mi czas na zebranie myśli.
- Byłam u Bonnie. Ona i jej babcia rzuciły na mnie jakieś czary, żeby mnie chronić. Teraz stałam się niedostrzegalna, czy coś takiego- wybąkałam wreszcie. Mikealson skinął głową, potwierdzając, że rozumie.
- Bonnie Bennet? To potężny czarodziejski ród. Wywodzi się z Salem i kiedyś był u władzy w ich światku- powiedział. Spojrzałam na niego z ciekawością. Ciągle nie potrafiłam zrozumieć tego, że Klaus ma przeszło tysiąc lat.
- Wiesz, kto chce mnie dorwać?- zapytałam z nadzieją, spoglądając w jego piękne oczy.
- Nie do końca. Bo to nie jest jedna osoba- mruknął, raczej trochę niechętnie. Najwidoczniej nie znał wszystkich szczegółów i drażniło go to.
- Kto? Czy to twój ojciec jest w to zamieszany?- Niklaus Mikaelson bał się tylko jednej osoby. Zawsze opowiadał mi straszne historie o swoim ojczymie. Bał się go okropnie i rzadko, kiedy chciał o nim rozmawiać.
- Najprawdopodobniej, ale nie tylko mój ojciec jest w to zamieszany- podniósł wzrok i spojrzał mi prosto w oczy,  łapiąc mnie za dłonie.
- A czyj jeszcze?- zapytałam, chociaż spodziewałam się odpowiedzi.
- Caroline to twój ojciec pragnie twojej śmierci… Twój rodzony ojciec chce, żebyś umarła- zatkało mnie i nie byłam w stanie się odezwać… 
***
Tak, tak... Przepraszam, jest mi okropnie wstyd... Został ktoś jeszcze, kto ma ochotę poczytać moje wypociny?